Nie da się ukryć - nie lubię niemieckich samochodów.
No dobrze, trochę generalizuję. Są wyjątki, szczególnie spod znaku trójramiennej gwiazdy, jednak ogólnie rzecz biorąc aktualna germańska motoryzacja ma w sobie coś, co mnie odrzuca. Może to wina zazwyczaj dość agresywnych a jednocześnie konwencjonalnych form, w które obleczone są współczesne produkty naszych zachodnich sąsiadów, może wynika to z postępującej w ostatnich latach nadmiernej ich komplikacji i ewidentnie celowego utrudniania (i - co za tym idzie - podrażania) obsługi serwisowej, a może powodem jest panujące nad Wisłą nadmierne uwielbienie i niemalże mitologizacja aut Gemacht im Deutschland - tak czy inaczej, efekt jest taki, że Niemcy znajdują się na trzecim miejscu od końca na mojej liście pożądanego pochodzenia samochodu. Przed Chinami i Indiami. Najzwyczajniej w świecie nie chcę być kojarzony z ludźmi, którzy uznają tylko (podkreślam - tylko) niemieckie auta. Z mojego doświadczenia wynika, że większość osób o takich motoryzacyjnych upodobaniach jednocześnie gustuje w wódce zaś z muzyki preferuje nieco bardziej zelektronizowane, nieskomplikowane rytmy - a są to dwie spośród rzeczy, które w mym osobistym rankingu mieszczą się poniżej chlamydii, wizyt u dentysty i apokalipsy zombie.
Nie zmienia to faktu, że większość z nich jest bardzo dobrze wykonana. A niektórymi po prostu świetnie się jeździ. Idealnym zaś przykładem jest to, czym miałem okazję przejechać się ostatnio.
W zeszłym miesiącu przekonałem się na własnej skórze, co niektórzy widzą w BMW. I choć sam nigdy nie pałałem (i nadal nie pałam) szczególnym uczuciem do samochodów tej marki, rozumiem jej fanów: to świetnie prowadzące się auta o doskonale spasowanym, wygodnym wnętrzu, zachęcające do, powiedzmy, nieco aktywniejszej jazdy. Wszystko jest na swoim miejscu wszystko się zgadza. W "becie" można naprawdę poczuć się dobrze. Przynajmniej w "trójce" E36.
Ale, powiedzmy sobie szczerze, "siódemka" E38 to już osobna liga.
Zacznijmy od odczuć całkowicie subiektywnych.
E38 to ostatnie doskonale wyglądające BMW serii 7 i w ogóle jedna z ostatnich naprawdę urodziwych "beemek". Klasyczne proporcje, smukła, dynamiczna linia, wysmakowana prostota detali - wszystko to sprawia, że E38 jest jedną z najgenialniej zaprojektowanych wielkich limuzyn w historii. Całość jest jednocześnie imponująca i lekka. Tym bardziej szokująco prezentuje się na jej tle porażająco szpetny następca, zwaliste, bezkształtne E65/E66. Lifting samochodu, za którego zaprojektowanie Chris Bangle nie powinien był dostać złamanego ojro, nieco poprawił wygląd, jednak w porównaniu z przepięknym E38 jego następca do końca pozostał odrażającym wielorybim rzygiem. Kolejna, aktualnie produkowana "siódemka" (F01) jest już po prostu nijaka.
Do fantastycznie prezentującej się linii E38 doskonale pasuje jego wnętrze.
Nigdy wcześniej nie jechałem samochodem tej klasy. O ile pamiętam, nigdy wcześniej nawet w czymś takim nie siedziałem (nie licząc przewspaniałego Mercedesa W116 z lat 70., ale jego genialność wynikała z czegoś innego). I to, co zobaczyłem a także poczułem własnemi palcyma, troszkę mnie... onieśmieliło.
Skóra. Wszędzie skóra. Nie tylko siedzenia, ale również boczki drzwi a nawet deska rozdzielcza pokryte były krową. Wedle słów właściciela całość była szyta ręcznie - i to nie przez małe, chińskie łapki, tylko przez krzepkie, germańskie dłonie zastępu cycatych Helg z blond warkoczami. We wnętrzu tak wyposażonej "siódemki" można spędzić całe godziny jedynie macając miękkie obicia, smyrając szlachetne, lakierowane drewno i postukując w najlepszej klasy tworzywa. Tutaj po prostu wszędzie czuć jakość. Materiały, montaż - wszystko jest pierwszorzędne.
Pierwszorzędne również jest wyposażenie. Przynajmniej jak na 14-letni samochód.
Ujeżdżane przeze mnie E38 pochodziło z ostatniego roku produkcji i opuściło fabrykę w jednej z najtłustszych specyfikacji. Wyposażenie obejmowało choćby system audio połączony z wbudowaną nawigacją. Tak, w 2001 roku. I choć dziś nawigację, i to dotykową, można mieć już nawet w miejskich toczydłach, to 14 lat temu było to nie w kij pierdział.
Równie imponujące jest to, co dzieje się z tyłu. O ile nie bardziej.
Testowana "siódemka" miała na końcu literkę L. Skrót od Lang. I nie chodzi tu o lutnika Zdzisława Langowskiego, tylko o mierzącą ponad 5 metrów wersję przedłużoną. A całość tego przedłużenia przypadała na miejsce z tyłu.
Na tej kanapie można mieszkać.
Miejsca na nogi z tyłu przedłużonego E38 jest ze dwa razy więcej, niż w mojej kuchni. Kanapa jest bajecznie wygodna, a do tego ma możliwość regulacji. Tak, tylne siedzenia. Regulowane. Można np. przesunąć siedzisko nieco do przodu, jednocześnie trochę kładąc oparcie. I choćby pójść w kimę.
Albo bawić się dwustrefową klimą.
Albo wyjąć szeroki podłokietnik i zadzwonić do kogoś.
Zadzwonić. Z samochodu. Nie z komórki.
Można też postawić kubek lub kieliszek z napojem. I podziwiać swą twarz. Twarz człowieka sukcesu.
Tak - BMW serii 7 w długiej wersji z założenia służy właścicielowi do bycia wożonym z tyłu. Nie znaczy to jednak, że z przodu nie ma czego szukać. Pamiętajmy, że to BMW - co na początku naszego wieku jeszcze oznaczało, że będzie się czym pobawić. A w tym konkretnym egzemplarzu zdecydowanie było czym, gdyż była to topowa wersja. 750i.
Czyli 326-konne V12.
O bawarskiej dwunastce krążą legendy. Najbardziej znaną jest ta, która mówi, że moneta postawiona kantem na pracującym silniku nie przewraca się. Przyznaję bez bicia - nie sprawdziłem tego, ale właściciel twierdzi, że to prawda, sprawdzone info, true story itd. Jestem skłonny mu uwierzyć - dwunastocylindrowy silnik pracuje absurdalnie wręcz gładziutko. Spod maski dobywa się głównie uspokajający szum. Jednak gdy mocniej wciśnie się pedał gazu...
Ale o tym za chwilę.
Zajęcie miejsca za sterami 750iL jest przyjemnością. Nie tylko ze względu na wspomnianą już jakość wykonania, ale też z uwagi na łatwość znalezienia idealnej pozycji. Fotel, oczywiście elektrycznie regulowany, jest fantastycznie wygodny. Elektrycznie regulowana jest też kolumna kierownicy, rzecz jasna w dwóch płaszczyznach. Praktycznie wszystko można tu ustawić pod siebie a cały proces trwa dosłownie chwilę. Pozostaje lekko przekręcić kluczyk (przy czym po przekręceniu należy go puścić - rozrusznik jest automatyczny i sam kręci wałem tyle, ile trzeba) i ruszyć.
Borze Tucholski, jak to wielkie bydlę jest wygodne.
Przy czym nie jest to łagodnie bujająca miękkość, którą tak lubię w hydropneumatycznych Cytrynach i starszych Mercedesach. Zawieszenie BMW pracuje jakby jędrniej, bardziej zdecydowanie, co jednak nie wpływa ujemnie na komfort resorowania, co jest zasługą m.in. aktywnych amortyzatorów EDC. Wspaniały fotel relaksuje, automatyczna skrzynia mięciutko zmienia biegi, widlastka dwunastka szumi... póki nie wdepnie się mocniej gazu.
Szum zamienia się w przytłumiony ryk a chwilę potem jesteśmy we Wrocławiu. Lub w kostnicy.
Ten samochód potrafi być przerażający. Jest wielki - zajmuje na pasie tyle miejsca, co dostawczak. I to samo w sobie nie jest problemem. Jest też szybki - osiągi są w stanie zawstydzić niejedno sportowe auto. I to też, w oderwaniu od reszty, nie stanowi powodu do niepokoju. Jednak te dwie cechy w połączeniu ze sobą sprawiają, że pas nagle staje się przerażająco wąski. Milimetrowe drgnięcie ręki na kierownicy - i już spychasz kogoś z drogi. Tak, da się E38 jeździć spokojnie, ale... to nie jest do końca jego żywioł. To jest BMW. Ono angażuje, wręcz prowokuje. "Przyciśnij" - zdaje się mówić. No i przyciskasz, a potem w gazetach i internetach można przeczytać, że kretyn w BMW zabił niepełnosprawną staruszkę w ciąży przeprowadzającą przez jezdnię stado kaczuszek.
Żeby naprawdę zaprzyjaźnić się z 750iL trzeba wjeździć się w nie. Przyzwyczaić się do zajmowania prawie całej szerokości pasa. Pozwolić zmysłom przywyknąć do kontrolowania tego, co z perspektywy wnętrza zdaje się milimetrami, w ciągu ułamków sekundy. Nade wszystko zaś trzeba przestawić się na nieco inne myślenie. Może nie agresywne, ale bardziej zdecydowane. Jedziesz "siódemą", NIKT CI NIE WYJEDZIE. Jesteś królem lewego, ludzie niejako z automatu ustępują. Wolą nie ryzykować - cholera wie, kto jedzie tą "betą". Ja zaś tak nie potrafię. Jest to totalnie w poprzek mego rozumowania i odczuwania. Tak, lubię jeździć dynamicznie, ale źle się czuję w roli władcy drogi. A w taką rolę trzeba wejść, by naprawdę dobrze poczuć się za kierownicą E38.
No chyba, że jesteś dyrektorem albo innym premierem i jedziesz sobie z tyłu.
No właśnie. Tył. A konkretnie to, co kryje się za dyrektorsko-ministerialnymi plecami.
Bagażnik wedle danych katalogowych ma 500 litrów pojemności. Dość standardowa "sedanowa" objętość. Po kolubrynie tej klasy można by było spodziewać się nieco więcej, ale tu bagażnik jest zwyczajnie wąski. Powodem jednak nie są schowki na prestiż własny, tylko... akumulator, tradycyjnie już dla BMW umieszczony w kufrze. Ponoć wpływa to pozytywnie na rozkład mas, który od lat jest jednym z priorytetów bawarskiego producenta. A że Bardzo Ważne Persony zazwyczaj nie wożą basów w bagażniku, jego szerokość nie była najważniejszą cechą. Sprawia to, że basiwo w futerale zwyczajnie nie wejdzie.
Ale w pokrowcu - już tak. WZDŁUŻ.
Bagażnik zresztą - a konkretnie jego pokrywa - jest kolejnym miejscem, gdzie widać niemiecką dbałość o detale. Otóż wewnętrzna strona tejże pokrywy zawiera klapkę, która po odchyleniu ukazuje... piękny zestaw narzędzi. Prawdziwy niezbędnik szofera, którego obowiązkiem jest dbanie o stan techniczny dyrektorsko-ministerialnej limuzyny. Zestaw jest zaiste imponujący. Imponujący jest też sam fakt, że w ogóle się tam znalazł. Narzędzia? Do samodzielnych napraw? W luksusowym samochodzie? A, przepraszam, to rok 2001, nie 2015. Teraz by to nie przeszło.
Tak - samodzielne naprawy są tu możliwe.
Ilekroć czytamy gdzieś o wyposażonym w dwunastocylindrową jednostkę BMW E38, zawsze jak mantra powtarzane są słowa o przerażających kosztach eksploatacji. Owszem, zużycie paliwa jest spore. Musi być. I tak, obsługa w warsztatach potrafi kosztować chore pieniądze, choćby ze względu na utrudniającą manewry ciasnotę pod maską. Jednak odpowiednio ogarnięty człowiek może sporo tu zrobić sam, czego dowodem jest właściciel tego egzemplarza - człowiek o sporej technicznej wiedzy i umiejętnościach. Dodatkowo wiele części można kupić w zaskakująco (przynajmniej jak na tę klasę auta) przystępnych cenach, co sprawia, że eksploatacja BMW 750iL jest sporo tańsza niż mogłoby się wydawać. Trza jeno umić. Niestety - aby utrzymywać kilkunastoletnią "siódemkę" w stanie idealnym, trzeba też umić w blachę, gdyż zabezpieczenie antykorozyjne nie było idealne. A trudno znać się jednocześnie na mechanice i blacharce, jednocześnie odnosząc w swym fachu takie sukcesy, by jeździć topowym BMW. Nawet mimo tego, że E38 na rynku wtórnym potrafi kosztować zaskakująco niewiele.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
BMW E38 z pięciolitrowym V12 pod maską jest samochodem wręcz niesamowitym. Komfort jazdy i bajeczna jakość wykonania łączą się tu z osiągami godnymi sportowego auta. Jednak nie jest to samochód dla mnie. Nie czuję się dobrze cisnąc lewym pasem podczas gdy "maluczcy" grzecznie zjeżdżają z drogi. Poza tym nie jest mi potrzebna aż tak wielka kobyła. Ale choć nadal nie przepadam za niemiecką motoryzacją, przyznaję: niektórzy jej przedstawiciele są imponujący.
Plusy:
* wspaniały komfort i przestrzeń
* jakość wykonania
* dbałość o najdrobniejsze detale
* fantastyczny silnik
* możliwość samodzielnej obsługi
* stylistyka
Minusy:
* wizerunek
* koszta eksploatacji dla tych, którzy nie potrafią zadbać sami
* pojawiająca się gdzieniegdzie rdza
* zużycie paliwa (ale to nieuniknione)
* za wąski bagażnik
* aby wykorzystać potencjał tego auta, trzeba zmusić się do specyficznego toku myślenia
Co nim wozić:
Nie jest to jedyne znane mi E38. Drugi kolega, który ma szczęście jeździć takim autem, jest też basistą i swym egzemplarzem wozi stare Fendery i Music Mana. Nie oszukujmy się jednak: do bagażnika "siódemy" najlepiej pasuje ciało kogoś, kto przeszkodził nam w interesach.
nie nnie nie nigdy nie ...
OdpowiedzUsuńAle przejechać się warto. Bardzo.
UsuńSorry, na początku się czepię: w przytoczonym kontekście nie będzie "gemacht", tylko "hergestellt". Ale i tak piszą po angielsku "Made in Germany", nawet na rynku wewnętrznym.
OdpowiedzUsuńRównież nie przepadam za BMW i również się zgadzam, że jeżeli już, to wyłącznie sprzed epoki Bangle'a. Żaden późniejszy mi nie bangla.
Co do "zastępu cycatych Helg z blond warkoczami", to Cię zawiodę: mój brat zna jednego gościa, co w fabryce BMW szyje dywany. Z mojego osiedla pochodzi, a większość jego kolegów z pracy to Rosjanie i Turcy płci męskiej. Ale przynajmniej fabryka jest ciągle w Bawarii, a nie w Chinach.
Fabryczną nawigację miałem w W210 '97, kupionym od pierwszego właściciela - podhanowerskiego rolnika. Czyli jakiś super-exclusiv to raczej nie był. Telefonu jednak auto nie miało, to fakt.
Zazdroszczę śmignięcia V12-tką, ja na razie nie mam na to widoków. Ale przyznaję, że ta klasa to sztuka dla sztuki - segment S (czy tam F, jak zwał, tak zwał) był OK do lat 80-tych, potem urósł tak absurdalnie, że człowiek aż się czuje nieswojo, bo dostarcza argumentów antysamochodowym talibom.
P.S. Mimo że jestem wielkim fanem Mercedesa, to BMW 7 szanuję za jedno: jak dotąd nie zrobili wersji M7. S-Klasa AMG niestety istnieje (podobnie jak Audi S8, ale Audi i bez tego nie znoszę). Dla mnie taki samochód to szczyt bezguścia, w stylu pałacu Izraela Poznańskiego ("jak to, w jakim pałac ma być stylu...? We wszystkich na raz, mnie na to stać!!"). BMW, przy całym swym przepełnieniu testosteronem, do tego poziomu się nie zniża, i chwała mu za to.
1. Niemieckiego uczyłem się dwa lata. Opanowałem do perfekcji jedno zdanie: "entschuldigung, ich habe keine Hausafgabe".
Usuń2. Banglowskie BMW są... nie. Po prostu nie.
3. NIE MA CYCATYCH HELG? Żadna walkiria nie smyrała tej deski swym dekoltem??? NINIEJSZYM OGŁASZAM, ŻE 7er TO ŚMIEĆ
4. Dla mnie do dziś klima to luksus na miarę oligarszych pałaców, więc wiesz, no.
5. Owszem, ogromne to to. Ale bardzo warto się bujnąć, choćby po to, by poznać motoryzację od tej strony.
P.S. S-klasa AMG w odpowiedniej opcji kolorystycznej nie wygląda krzykliwie (w przeciwieństwie do S8, które - jak każde współczesne Audi - jest wyborem dla nuworysza), acz ogólnie zgadzam się z Tobą, co nie przeszkadza mi ślinić się do E-klasy AMG w kombiaczu. A opowieść o Poznańskim znam, pałac widziałem na własne oczy. Słowo "eklektyzm" byłoby tu grubym niedopowiedzeniem.
Acz Poznański pewnie jeździłby Maybachem. Tym poprzednim. To dopiero było bezguście.
O proszę mi tu Izraela Poznańskiego nie szargać, zwłaszcza w kontekście jakichś Majbachów. Pół miasta mi zbudował. (To w ramach patriotyzmu lokalnego). I choć może w pałacu troszkę przegiął, to jednak pozwolił niejakiemu Hilaremu Majewskiemu zaprojektować fabrykę i osiedle mieszkaniowe w stylu co nieco angielskiego gotyku. No i oprócz wysysania krwi robotniczej był także szpital i ochronka dla dzieci. A teraz tylko Manufaktura. W każdym bądź razie zapraszamy do zwiedzania.
UsuńFakt. BMW nie zrobilo M7. Ale za to zrobilo Alpine B7 :P
Usuń@Fabrykant
UsuńAle wiesz, że ten szpital to dlatego, że carskie prawo tak nakazywało? ;))
Oczywiście. Wysysania było znacznie więcej niż ochraniania. To tylko taka przekora wobec komentarzy powyżej.
UsuńDrugie pół wybudował Scheibler - i można by się kłócić, która połowa jest ciekawsza.
UsuńTak w ogóle to powiem coś niepopularnego, w każdym razie wśród moich warszawskich krajanów, ale lubię Łódź. Jest okropnie zaniedbana, ale ma charakter. Nie ma za to szczęścia do włodarzy - każdy, chyba z Kropiwnickim na czele, działał praktycznie na jej szkodę. Powtarzam za mymi dawnymi łódzkimi ziomami, żeby nie było.
Kropiwnicki nie był prezydentem stulecia, ale nie należy zapominać że np. wyremontował praktycznie całą kanalizację w centrum i okolicach, czy odnowił Al. Włókniarzy. Stację Radegast też należało odrestaurować/opomnikować. Żebyśmy nie zapomnieli. Ale nie należy też zapominać, że to Kropiwnicki np. rzucał Apsysowi kłody, Manufaktura powstała pomimo jego niechęci, czy pytał c*a o czapkę. (za Paradą Wolności chyba nie będziesz tęsknił? ;)) Tak czy inaczej, nawet Kropiwnicki był lepszy od np. Jagiełły, który głównie wsławił się zakupem 608-ki.
UsuńNatomiast to co się dzieje teraz, to jest po prostu kosmos. Jeśli ostatni raz widziałeś Łódź kilka lat temu i odwiedzisz ją za rok-dwa lata, to niektórych miejsc nie poznasz. Znów, Zdanowska ma tylu zwolenników co przeciwników, ale wyrywa to miasto z marazmu. Miliony drachm leją się, głównie pod postacią betonu. I być może za jakiś czas odbije się nam to czkawką, ale przynajmniej jest szansa, że po dziesiątkach lat rabunkowego gospodarowania miastem nie rozsypie się ono jak samochód Tolda...
:D Dla mnie to jedyne fajne auto, w którym dwa przedszkolaki w fotelikach na tylnych siedzeniach nie są w stanie dosięgnąć nadmiernie ruchliwymi kończynami dolnymi foteli przednich. I dobrze :D
OdpowiedzUsuńA poza tym to czołg. A czołgi są fajne ;)
Za dobrą ma widoczność na czołg.
UsuńCzołgiem jest np. 300C. Osobom z klaustrofobią nie polecam.
UsuńTAK
OdpowiedzUsuńBARDZO
NIE!
No, z wyjątkiem silnika.
I co u diabła jest niepożądliwego w indyjskiej motoryzacji?
Indyjska jakość.
UsuńAle jaki wysoki współczynnik zajebistości!
UsuńZrobiłem kilkaset kilometrów na Czarnym Lądzie jako pasażer (czasem kierowca) Maruti Swift i nie zauważyłem różnic jakościowych w porównaniu do takiego samego Swifta z węgierskiej montowni (znajomi posiadają).
Chcac nie chcac musze sie z toba Basisto zgodzic. Im nowsze BMW tym gorzej. Nie tylko stylistycznie ale i jakosciowo.
OdpowiedzUsuńA juz nie bawem FWD i 3 cylindry (chociaz i8 juz ma 3 cyl + turbo)
A tak na marginesie, czy wiesz ze BMW produkuje auta rowniez w Indiach?
LordOfTheRoad
Jakbyś przejechał się W140 to niechęć do niemieckiej motoryzacji zastąpiłaby fascynacja. BMW jest trochę niezdecydowane , Mercedes to w 100% bezkompromisowa limuzyna najwyższej klasy w dodatku z bezbłędną minimalistyczną, ale monumentalną stylistyką, która doceni każdy miłośnik piękna.
OdpowiedzUsuńPoza tym nie rozumiem tej niechęci do niemieckich aut, przecież trudno zaprzeczyć, że ten kraj jest liderem w produkcji aut, tak jak włosi ubrań czy francuzi wina.
W140 pod względem technicznym na pewno jest majstersztykiem, niestety ma w sobie coś, co odrzuca mnie na kilometr. Jest chamskie. Wulgarnie ostentacyjne. To po prostu nie jest samochód dla mnie. Jeszcze kilka lat temu jeździli nim głównie ludzie będący dla mnie absolutnym antywzorcem. I co zrobisz? Nic nie zrobisz.
UsuńNie musisz rozumieć. Ważne, że ja rozumiem.
I nadaje się tylko do wożenia wurstu!
UsuńNo w sumie to w BeeMWe nie wożą...
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=43nydtgK4xM
;)
Niemki to nie blond warkocze, ale raczej fryz w stylu Martina Gore'a z okresu szalonych lat 80-tych.
OdpowiedzUsuńCzuwaj!
O borze NIE.
UsuńO chyba TAK ;-)
Usuńhttp://media.giphy.com/media/12jZbQF0kp94zK/giphy.gif
Nie, nie lubię, po prostu nie. Tzn. nie Depeszy (bo tych to nawet nawet) tylko takich fryzów. NIE.
UsuńSzacun dla właściciela za utrzymywanie tego w sensownym stanie. W znacznie prostszym E36 doprowadzenie bawarskiej technologii do stanu w którym ECU nie rzuca błędami,a silnik równo pracuje, jest wyzwaniem. W takiej serii 7... nie, nawet nie chcę o tym myśleć.
OdpowiedzUsuńA jednak. Inna rzecz, że właściciel jest BARDZO ogarnięty technicznie i elektronicznie.
UsuńTo zależy od felg. Ten egzemplarz ma dość duże, ale jeszcze widać opony, więc widzę bardziej jaktajmerstwo niż penerstwo. To auto nie ma agresywnej linii klina wbijanego między innych uczestników drogi. Daj cal większe felgi i wszystko się zmienia. Aale, ale "żeby bawić się dwustefową klimą z tyłu?" Nie widzę tam dwustrefowości klimy, a jedynie podgrzewanie dwóch osobnych tyłków. No i te właśnie panele są jakby to powiedzieć... krzywo spasowane względem nawiewów. Pewnie kierownik tam nie zagląda, ale się rozpas(ow)ało. W zestawie narzędzi brakuje zaś prostego próbnika napięcia, takiego z neonówką:-)
OdpowiedzUsuńOgólnie samochodzik sprawia wrażenie "działającego elektronicznie", więc zapewne nie był użytkowany w wiadomym okresie w PL i zapewne jego przebieg jest niewygórowany. Nie wypada przecież pytać, ale wygląda na sporo mniejszy niż stosowny do rocznika.
O tak!
OdpowiedzUsuńGeneralnie siódemki uważam za za duże wozy do wożenia się samemu jako prezes. 5 w zupełności wystarcza.
I jak taką mieć to albo po całości albo wcale! A ta E38 jest po całości! Piękności jedne! Ta skóra na desce to ekskluziw właśnie tylko dla 750. Banglowa jest autentycznie takim tworem z plasteliny ale F01 też jest niczego sobie. Limuzyna prezesa nie ma być sportowa jak wyżej wspomnieli, tylko elegancka, wygodna, wielka! I te tylne lampy w F01.... mmiodziooo!
Zgadzam się również w 100% co do stylu jazdy. Takimi wozami nie da się toczyć. Tutaj trzeba jechać po męsku! Nie mówię o miganiu jak frajer na wszystko co śmie jechać lewym pasem. Po prostu jadąc tym wiesz, że nawet jak trzymasz parometrowy odstęp za kimś, on zaraz zjedzie, tak na wszelki wypadek. A ty jako szofer takiego smoczyska, powinieneś poprawnie użyć prawej stopy i pocisnąć. Prędkość przelotowa w moim ćwierćwiekowym trupie to 160. W takim elegancie od 160 pewnie silnik dopiero wchodzi w "swój moment" :D
Piękne!
Na odhamienie powiem tylko że mam coś czego po mnie nikt się nie spodziewał a Tobie i Sz. P. red. Notlauf może się bardzo spodobać! :>
GRUBO
OdpowiedzUsuńAle pod maską gaziwo rzucone tak byle jak... no nie przystoi tutaj.
Narzędziownik w bagazniku nawet E30 miały, taka sama zawartość oprócz trójkąta, niby niewiele ale większość eksploatacyjnej obsługi da się tym zrobić ;)
Gaz - zdecydowanie NIE !!!!!!
UsuńPosiadam takie CUDO i prawda jest taka że to auto za które się płaci bo kocha :D
Tanio nie jest, nie było i nie będzie ale radość z jazdy rekompensuje wszystkie koszta ;P