Po niedawnym śmignięciu nowym C5 miałem mieszane uczucia. Niby hydro, niby jest komfort, ale jakoś tak mało cytrynowato. No i te nieszczęsne siedzenia, chwalone przez wielu, jednak nie przypasowały ani mi ani Blogo. O bagażniku, pojemnym ale za wąskim, nawet nie ma co wspominać. Generalnie coś nie pasowało, coś drażniło, czegoś brakowało. I, jako zakochanemu w hydrowozach citrofilowi, sytuacja ta zupełnie mi nie pasowała.
Na szczęście jest odtrutka na rozczarowującego Citroena: stary, fajny Citroen. A konkretnie przejażdżka takowym. I gdy trafiła mi się okazja, byłem wniebowzięty.
BX był najbardziej "ejtisowym" modelem Citroena. Jego stylistyka ociekała wręcz latami osiemdziesiątymi. Patrząc na BX-a, szczególnie przedliftowego, słyszę Duran Duran. I nie kryję, że i jednio i drugie bardzo lubię. Niestety, przedlifty z ich wspaniałymi, bębnowymi prędkościomierzami są rzadsze niż zęby w dupie. Poliftowe BX-y jednak też mają masę uroku - i takim też miałem przyjemność się przejechać.
Egzemplarz znałem już z widzenia. Był już zresztą u mnie. I to dwa razy - w relacji z zamknięcia sezonu 2013 YW i w jednym z miksów ochockich (gdzie złowiłem go nieopodal pracy właściciela). Nie sądziłem jednak, że będę miał przyjemność go przetestować. Bo tak, była to przyjemność - mimo, że do ideału brakowało mu sporo. Dużo. Bardzo.
To, że ten konkretny BX jest już mocno zmęczony, praktycznie widać na pierwszy rzut oka. Wgniecenia i rysy na obu tylnych drzwiach to jeszcze nic - obcierki zdarzają się i w przypadku nowiutkich aut za ciężki, skredytowany przez bank pieniądz - ale urwany, wiszący na drutach wydech to już oznaka myślenia typu "kiedyś zrobię". I trudno się dziwić - bardzo młody człowiek na starcie swej kariery zawodowej (i o typowych dla etapu tejże kariery zarobkach) ma zazwyczaj ważniejsze wydatki niż ładowanie kasy w auto kupione za niewiele ponad 2000 zł. Inwestycje w samochód muszą się zatem ograniczać do utrzymywania go w stanie zdatnym do jazdy. Zresztą nie oszukujmy się - sam znam tę sytuację bardzo dobrze.
Na szczęście BX dzielnie jeździ dalej, ciesząc kierowcę bardzo przyjemnym miejscem pracy.
Tak, przyznaję - materiały czy jakość montażu nie są z tej samej półki co w nowym C5. Zresztą, co ja gadam - one nie są z tego samego kontynentu. Co nie znaczy, że same plastiki są złe - wiele z nich jest miłych w dotyku, jednak ich montaż oraz to, jakie w dotyku są niektóre przełączniki, jasno daje do zrozumienia, że nie są to najdroższe elementy BX-a. Mimo to, siedzi się zaskakująco dobrze. Tak naprawdę siedzi się tu lepiej, niż w C5. Zamiast luksusu i splendiżu - wygoda i funkcjonalność. To pierwsze zapewniają m.in. świetne, obite welurem fotele, to drugie zaś wynika ze sprytnych patentów zastosowanych przez francuskich projektantów.
Takich, jak ten mały, niepozorny schowek.
Wyobraź sobie, że jedziesz po płatnej autostradzie. Dojeżdżasz do bramek. Podjeżdżasz do okienka, stajesz - i co dalej? Czy wydłubujesz portfel by szukać moniaków? Otóż nie - naciskasz małą klapkę, która odchyla się et voila! Masz natychmiastowy dostęp do drobniaków. Nie widziałem jeszcze samochodu, który miałby taki patent. I choć to drobiazg, głupotka, totalnie mnie to kupiło.
Nie do końca niestety kupił mnie za to najważniejszy dla każdego basisty element, czyli bagażnik. Nie, nie jest mały, ale... okazuje się, że zabudowywanie boków to nie jest nowy pomysł. BX ma po bokach bagażnika głębokie kieszenie na rozmaite drobiazgi, co zasadniczo jest dość praktycznym pomysłem, ale sprawia, że bas w pokrowcu wchodzi ledwo-ledwo na skos. Inna rzecz, że i tak szerokość jest lepsza niż w nowym C5. Na szczęście składane oparcie - oczywista oczywistość - jest także dzielone. Coś, czego nie miał XM liftback, i czego dziś nie ma choćby Cactus. Tak, będę to podkreślał przy każdej okazji.
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać (szczególnie, gdy ma się sprzęt do taszczenia), nie z samego bagażnika składa się samochód. Dość ważnymi elementami są także silnik i podwozie. Choćby dlatego, że bez nich przemieszczanie się byłoby dość problematyczne. A przemieszczanie się BX-em, mimo ogólnego zużycia i najskromniejszego w ofercie silnika, jest niesamowicie przyjemne.
Pod maską "mojego" egzemplarza znajdował się podstawowy silnik tego modelu - jednostka o pojemności 1,4 litra i mocy 75 koni. Podstawowe było również wyposażenie, nieobejmujące choćby wspomagania kierownicy (co ponoć wedle wielu miłośników modelu jest plusem ze względów serwisowych). Mimo tego samochód bardzo przyzwoicie dawał sobie radę. Osiągi, choć dalekie od rewelacyjnych, okazały się więcej niż wystarczające do sprawnej, żwawej jazdy, zaś manewrowanie nie przysporzyło mi żadnych trudności. Jednym z wyjaśnień może być tu fakt, że BX w tej wersji wedle danych katalogowych ważył zaledwie 921 kg, czyli niewiele ponad połowę tego, co aktualny C5. Ogarnijcie to: Citroen C5 waży prawie tyle, co dwa bazowe BX-y! Przecież to jakiś horror. Tak czy inaczej, lekkość kanciastego francuza po prostu czuć. Czuć - szczególnie na kręgosłupach pasażerów - także geniusz konstruktorów hydropneumatycznego zawieszenia. Ten wynalazek to jeden z najwspanialszych wymysłów w historii motoryzacji. Po pierwsze - wystarczy jeden ruch ręki, jedno przestawienie "suwaka" między przednimi fotelami a z samochodu o normalnym prześwicie robi się coś, co radzi sobie poza utwardzonymi drogami lepiej niż większość SUV-ów. Owszem, zawieszenie utwardza się wtedy mocno, przez wądoły należy przejeżdżać powoli, jednak możemy w ten sposób wjechać miejsca niedostępne dla zwykłych samochodów, modnym, bojowo wyglądającym crossoverom pokazując odpowiedni do sytuacji palec. Po drugie - w standardowym położeniu komfort jazdy jest po prostu zadziwiający. Dziury? Nierówna nawierzchnia? Nie szkodzi - resorowany za pomocą płynu LHM i sprężonego gazu Citroen przelatuje nad tym wszystkim jedynie lekko się kołysząc. I tak - uwielbiam to kołysanie. Ubóstwiam całkowicie niesportową charakterystykę citroenowskiego układu jezdnego. Każde bujnięcie, każdy lekki "skłon" - wszystko to jest dla mnie tak niesamowicie przyjemne, że mógłbym nie wysiadać z tego auta przez cały dzień.
Niestety, oprócz niskiej masy i fantastycznego zawieszenia czuć było też ogólne zużycie całości.
Ten BX jest po prostu zmęczony. Jeszcze nie zajeżdżony, ale już mocno styrany życiem. Tu coś stuka, tam coś hurgocze - wszystko to zdaje się mówić: "dobrze, jeszcze pojeżdżę, ale proszę, dajcie już odpocząć". Tak, można by było doprowadzić jeździdło do dobrego stanu, ale po pierwsze koszta grubo przewyższyłyby jego wartość, po drugie zaś niektóre z części po prostu nie występują już w naturze. To dobitnie pokazuje, jakimi ćwokami są ludzie aktualnie zarządzający marką: inżynierowie stworzyli fantastyczny samochód, wyróżniający się wspaniałą wygodą i wieloma wpływającymi na jego charakter drobiazgami, rewelacyjny materiał na przyszłego klasyka, zaś już po paru latach od zakończenia produkcji zaprzestano również wytwarzania części. I to tych newralgicznych, bez których hydropneumatyka po prostu ne habla. Zamienników również brak. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tak, jak do starszych, bezdyskusyjnie zabytkowych Citroenów, i do BX-a w końcu zacznie wytwarzać niezbędne bebechy któraś z niewielkich, niezależnych firm. Póki co pozostaje jedynie bardzo dbać o te, które jeszcze jeżdżą. A nie jest to łatwe.
Pod maską "mojego" egzemplarza znajdował się podstawowy silnik tego modelu - jednostka o pojemności 1,4 litra i mocy 75 koni. Podstawowe było również wyposażenie, nieobejmujące choćby wspomagania kierownicy (co ponoć wedle wielu miłośników modelu jest plusem ze względów serwisowych). Mimo tego samochód bardzo przyzwoicie dawał sobie radę. Osiągi, choć dalekie od rewelacyjnych, okazały się więcej niż wystarczające do sprawnej, żwawej jazdy, zaś manewrowanie nie przysporzyło mi żadnych trudności. Jednym z wyjaśnień może być tu fakt, że BX w tej wersji wedle danych katalogowych ważył zaledwie 921 kg, czyli niewiele ponad połowę tego, co aktualny C5. Ogarnijcie to: Citroen C5 waży prawie tyle, co dwa bazowe BX-y! Przecież to jakiś horror. Tak czy inaczej, lekkość kanciastego francuza po prostu czuć. Czuć - szczególnie na kręgosłupach pasażerów - także geniusz konstruktorów hydropneumatycznego zawieszenia. Ten wynalazek to jeden z najwspanialszych wymysłów w historii motoryzacji. Po pierwsze - wystarczy jeden ruch ręki, jedno przestawienie "suwaka" między przednimi fotelami a z samochodu o normalnym prześwicie robi się coś, co radzi sobie poza utwardzonymi drogami lepiej niż większość SUV-ów. Owszem, zawieszenie utwardza się wtedy mocno, przez wądoły należy przejeżdżać powoli, jednak możemy w ten sposób wjechać miejsca niedostępne dla zwykłych samochodów, modnym, bojowo wyglądającym crossoverom pokazując odpowiedni do sytuacji palec. Po drugie - w standardowym położeniu komfort jazdy jest po prostu zadziwiający. Dziury? Nierówna nawierzchnia? Nie szkodzi - resorowany za pomocą płynu LHM i sprężonego gazu Citroen przelatuje nad tym wszystkim jedynie lekko się kołysząc. I tak - uwielbiam to kołysanie. Ubóstwiam całkowicie niesportową charakterystykę citroenowskiego układu jezdnego. Każde bujnięcie, każdy lekki "skłon" - wszystko to jest dla mnie tak niesamowicie przyjemne, że mógłbym nie wysiadać z tego auta przez cały dzień.
Niestety, oprócz niskiej masy i fantastycznego zawieszenia czuć było też ogólne zużycie całości.
Ten BX jest po prostu zmęczony. Jeszcze nie zajeżdżony, ale już mocno styrany życiem. Tu coś stuka, tam coś hurgocze - wszystko to zdaje się mówić: "dobrze, jeszcze pojeżdżę, ale proszę, dajcie już odpocząć". Tak, można by było doprowadzić jeździdło do dobrego stanu, ale po pierwsze koszta grubo przewyższyłyby jego wartość, po drugie zaś niektóre z części po prostu nie występują już w naturze. To dobitnie pokazuje, jakimi ćwokami są ludzie aktualnie zarządzający marką: inżynierowie stworzyli fantastyczny samochód, wyróżniający się wspaniałą wygodą i wieloma wpływającymi na jego charakter drobiazgami, rewelacyjny materiał na przyszłego klasyka, zaś już po paru latach od zakończenia produkcji zaprzestano również wytwarzania części. I to tych newralgicznych, bez których hydropneumatyka po prostu ne habla. Zamienników również brak. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tak, jak do starszych, bezdyskusyjnie zabytkowych Citroenów, i do BX-a w końcu zacznie wytwarzać niezbędne bebechy któraś z niewielkich, niezależnych firm. Póki co pozostaje jedynie bardzo dbać o te, które jeszcze jeżdżą. A nie jest to łatwe.
Podsumowanie czyli zady i walety:
Citroen BX pod względem materiału na klasyka jest pewniakiem. Ale również w codziennej eksploatacji nie klęka: jest przestronny, nawet w podstawowej wersji wystarczająco dynamiczny, nie rdzewieje (poza bardzo zaniedbanymi i zmęczonymi egzemplarzami, które niestety gniją od dołu) zaś poziom komfortu, który zapewnia, sprawia, że 99% współczesnych, drogich samochodów idzie wstydzić się pod drzewem. Jednak tak, jak większość francuzów i praktycznie wszystkie hydropneumatyki, nie toleruje zaniedbań serwisowych i niefachowej obsługi. Niestety, o fachową bardzo trudno. Jeszcze zaś trudniej jest o części do hydropneumatyki. Czy to znaczy, że od BX-a należy uciekać z krzykiem? Absolutnie nie. Warto jednak poświęcić trochę czasu na poszukiwania dobrego, zadbanego egzemplarza, oraz nieco grosza na jego zakup (dobre sztuki kosztują więcej, niż 2200 zł, za które ten egzemplarz zmienił właściciela) a następnie dobrą obsługę. Odwdzięczy się.
Plusy:
* genialne, wspaniałe, fantastyczne zawieszenie
* świetne, wygodne fotele obite przyjemnym, trwałym welurem
* przestronność
* lekkość wpływająca na osiągi i dobre prowadzenie
* klimat (to już JAKTAJMER PEŁNO GEMBO)
* ceny
Minusy:
* delikatna, nieznosząca niefachowej obsługi konstrukcja
* spore kłopoty z częściami zamiennymi i odpowiednim serwisem
* niedoróbki konstrukcjno-materiałowe (widoczne np. we wnętrzu)
Co nim wozić:
Do bagażnika liftbacka niestety nie wejdzie każdy bas, szczególnie w futerale. Jednak BX to samochód wywodzący się z lat osiemdziesiątych i bardzo do tej dekady pasujący stylem. Rozumiecie mój tok myślenia, prawda? Tak, obrzyn. Może być np. Hohner The Jack, ale ja bez wstydu starą Cytryną woziłbym Statusa.
No prosze, coz za "smigowy" weekend. Wszyscy smigaja. Osobiscie, korzystajac z uprzejmosci dealera dostalem do smigania nowiutkiego Cadillaca CTS.
OdpowiedzUsuń[url=http://imgur.com/kV2D5LW][img]http://i.imgur.com/kV2D5LW.jpg[/img][/url]
:)
LordOfTheRoad
Piękny! Mógłbym, acz sedan jest dla mnie średnio przydatny.
UsuńNatomiast BX-em śmigałem we wtorek. Gdy zaś opiszę to, czym śmigałem w weekend, też będzie tłusto. A wedle bardziej typowych gustów niż mój - znacznie tłuściej.
Insignia się Tobie podoba??? ;-)
UsuńDemon,
UsuńAle gzie ty tu widzisz Insignie? ten samochod nawet nie stal obok Insigni.
Tak, Insignia mi sie nawet podoba, szczegolnie 5d liftback. Ale czy bym ja kupil? To juz inna historia...
LordOfTheRoad
Insignia nie jest brzydka (gdy wchodziła do produkcji bardzo mi się podobała, dość szybko jednak mi się opatrzyła), ale ma jeden podstawowy problem: jest Oplem.
Usuń@LOTR - oprócz tego, że technicznie to ten sam samochód, to nigdzie ;-)
Usuń@J. - jeszcze nie widziałem Insignii innej niż czarna, więc trudno mnie jest mówić inaczej niż negatywnie. A o wnętrzu aż żal wspominać.
Demon,
UsuńMylisz CTS'a z Buick Regal. Regal to jest Insignia, zeby bylo smieszniej auto jest produkowane w zakladach Opla w Russelsheim i eksporotowany do USA. Dlatego taki drogi i nikt nie chce go kupowac :))))))
CTS to zupelnie inna konstrukcja. W dodatku RWD. Jedyne co moze miec wspolnego z Insignia/Regal to w ramach GM silnik 2.0T
LordOfTheRoad
Nie będę się upierać, ale:
Usuń- cały czas mowa jest o konstrukcji GM ;-)
- Buick Regal, to baza dla Cadillaca...?
i tu zostawiam pole puste, bo z tego co pamiętam to kiedy ostatnio przeglądałem katalogi części zamiennych, to przy przynajmniej 90% pozycji w uwagach/zastosowaniu występował CTS, jakiś Buick, Holden i parę innych konstrukcji. Może mylę CTS z ATS/STS?
Demon,
UsuńGM w ramach jednego koncernu wykorzystuje te same elementy dla wielu swoich marek i modeli. Co w tym dziwnego? Chyba kazdy tak robi.
Jednak zastosowanie tych samych elementow w Buick'u i Cadillac'u nie zmieni Buick'a w Cadillaca'a i odwrotnie.
Przyjmujac Twoj tok rozumowania, mozemy powiedziec ze 99% samochodow pochodzi od tego samego producenta. Bo czesci do nich sa produkowane w tej samej fabryce w Chinach.
LordOfTheRoad
O! i to jest test! ale z tym wnętrzem się nie zgodzę; o ile faktycznie wajchy i pokrętła sprawiają średnie wrażenie, to cała reszta jest taka jak być powinna. Dowód trochę z dupy, ale nie widziałem żadnego BX z zepsutymi klapkami.
OdpowiedzUsuńW kontekście masy własnej i podatności na korozję, nie można zapominać o jednym z wielu detali - w BX klapa tylna i maska są z plastiku! Do tego podwójny ocynk i mata ochronna przyklejona do podłogi.
Zdecydowanie i szaleńczo - JEŹDZIŁBYM!
Nie Ty jeden. Niestety trudno o dobry egzemplarz, a o części - jeszcze trudniej. Dlatego nigdy nie kupowałbym jako jedynego tudzież głównego dupowozu.
UsuńWidać mocną inspirację Polonezem w tej sylwetce i wnętrzu, patrzyłem na daty produkcji i Polonez był wcześniej, więc najprawdopodobniej mamy tutaj do czynienia z podobnym szwindlem jak w przypadku kradzieży Beskida, warto pochylić się nad tym tematem.
OdpowiedzUsuńPo latach Polonez jednak okazał się lepszy, miał pancerne zawieszenie i silniki, a elektronika nie wariowała w najmniej spodziewanych momentach, zresztą widać ogólnie lepszą jakość po ilości Polonezów, które są wciąż na chodzie i stanie tego egzemplarza BX'a.
Oczywiście! Wszyscy kradli nasze wspaniałe, autorskie, rewelacyjne (i rewolucyjne pomysły)! A gdyby nie Lancia Delta, to Polonez byłby legendą rajdów! REPTILIAŃSKI SPISEK!!!1
UsuńNa początku przeszło mi przez myśl że to mój egzemplarz. No i mój kosztował podobne pieniądze, ale jednak jest w lepszym stanie, jest w mało spotykanej serii limitowanej, no i ma silnik 1,6
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej cieszę się że kupiłem swojego BXa ;)
Zazdrość.
UsuńEkhm, kiepski trolling Panie anonimowy.
OdpowiedzUsuńOtóż oryginalnie nadwozie BX'a było odkupionym projektem studia Bertone dla Volvo (Volvo Tundra się nazywało) z 1979r, czyli rzeczywiście po Polonezie, ale podobieństwo jest znikome. Wystarczy porównać przedliftowego BX'a to w.w. projektu Volvo żeby się przekonać. A podobieństwo pomiędzy wnętrzem BX'a i Poloneza jest takie samo jak podobieństwo między krzesłem, a krzesłem elektrycznym (i tu i tu jest kierownica i deska rozdzielcza, i tu i tu można usiąść). Tekst o skradzionym projekcie Beskida pozostawię już bez komentarza bo to się robi nudne. :D
Zawieszenie Poloneza rzeczywiście jest wytrzymałe bo było projektowane gdzieś w latach 50-tych gdzie o gładkim asfalcie jeszcze nikt nie słyszał, a jedyny pancerny silnik w Polonezie to 1.9d produkcji PSA (Polacy ukradli Francuzom silnik!), reszta jednostek to śmietnik (również z lat 50-tych).
Większa ilość Polonezów na polskich drogach wynika z tego, że tutaj były produkowane i właściwie tylko tutaj się sprzedawały (bo nie było nic innego). Tak samo w Rosji okaże się, że jeździ więcej Ład niż Polonezów, a w Niemczech więcej Mercedesów niż Polonezów, i tak dalej, i tak dalej.
Żaden trolling, ostatnio rozmawialiśmy na ten temat na youngtimer warsaw przy sekcji FSO.
OdpowiedzUsuńNie da się nie zauważyć podobieństwa pomiędzy Beskidem a Twingo, BX'em a Polonezem czy Syreną 110 a Peugeotem 104, co więcej jest ono wręcz uderzające.
Oczywiście oficjalnie nikt się nie przyzna, ale ...
FSO musiało bardzo cierpieć przez te wszystkie skradzione projekty. Tak bardzo, że nie zadali sobie trudu żeby wytoczyć złodziejom proces sądowy. Jakoś Czechom z Tatry udało się wygrać sprawę z VW o skradziony projekt auta z garbatą sylwetką i silnikiem za tylną osią, hm?
UsuńPorównywanie jakiegokolwiek auta z KDL z autem ze "zgniłego, kapitalistycznego Zachodu", zawsze będzie bez sensu. Jedyną zaletą aut KDL'u było to, że w ogóle były. Wujek Stalin i tak chciał całkowicie wyeliminować prywatne samochody i dobrze, że mu się to nie udało. Cieszę się, że w Polsce były produkowane samochody, mój ojciec miał 125p (i go nienawidził bo psuł się non-stop, a podłoga już prawie nie istniała), ale jedynym autem, które rzeczywiście było polskie była Syrena (a jak świetny samochód to był wszyscy wiedzą - przepraszam, Syrena to nie samochód). Wszystkie inne "nasze" auta to licencje, nadwozie Poloneza też dostarczyli Włosi.
Pozdrawiam
Dlatego właśnie od sekcji FSO na YW należy trzymać się z daleka.
UsuńGeez, ile k***a można... A podobieństwo Syreny 110, czy Poldolota do Puga 104 to już kompletny mindfuck.
UsuńA BX oczywiście cudny. Nie wiedziałem, że jest aż tak lekki, podobne rozmiarowo BMW E30 jest o ponad 100 kg cięższe. Tylko kwestia tych części... do Mercedesów czy VAGa (szczególnie do Audi 80) części leżą na każdym złomowisku, a i zamienników cała masa (choć może wynika to z popularności ich w naszym kraju i jednak, co by nie powiedzieć, prostszej konstrukcji). Citroen naprawdę kpi sobie, szczególnie gdy przywołamy fakt, że wśród young- i oldtimerów największą grupę stanowią Citroeny.
Dostępność części do hydrauliki (a raczej ich brak) to jedyny problem w codziennym użytkowaniu tego auta. To samo tyczy się Xantii, i wkrótce zapewne również C5 I. Pozostają wyłącznie części używane (drogie nie są, ale ich stan to loteria).
UsuńWszystkie elementy zawieszenia, silnika, osprzętu są dostępne i bajecznie tanie (łącznik stabilizatora - 50pln, tuleja wahacza - 20pln, alternator - 400pln, to tylko przykłady części, które kupowałem i wymieniałem, poza tym nie było za bardzo czego przez 4 lata jeżdżenia). O fachowy serwis też nie trudno, w Warszawie jest kilka zakładów, które profesjonalnie zajmują się hydropneumatykami, jeden z nich na Sadybie, który polecam, sam tam kilka razy oddawałem auto.
W dowodzie mam wpisaną masę własną 906kg, a DMC 1365kg (czyli mój BX nie może legalnie ważyć więcej niż nowe C5). Jest to zasługa wielu elementów nadwozia z plastiku (pokrywa bagażnika, poszycie tylnych słupków, przednie błotniki, w niektórych wersjach maska - u mnie jest z blachy). Auto jest bardzo lekkie, ale wolałbym w nic nim nie wjechać bo bezpieczeństwo bierne jest słabiutkie.
Odnośnie korozji - występuje, ale tylko na podwoziu (stąd urwany tłumik, nie ma go do czego przyspawać). Nadwozie jest idealnie zabezpieczone, rysa na prawych tylnych drzwiach sięga go gołej blachy, została zrobiona prawie 4 lata temu i nie pojawił się tam nawet rdzawy nalot.
Gdyby nie brak tych cholernych części do hydropneumatyki mógłbym polecić to auto każdemu jako dupowóz na co dzień. Wcale nie trzeba dawać mu jakiejś specjalnej troski, osoby, które nie mają miejsca i zdolności do samodzielnego wykonywania napraw też sobie poradzą (jedną z tych osób jestem ja). Historie o ponadprzeciętnej awaryjności można włożyć między bajki, mój egzemplarz przeżył już niejedno auto moich znajomych, w tym "legendarnie bezawaryjnego" Golfa II.
Gdybym pił wódkę, powiedziałbym teraz "dobrze gada, polać mu". Ale wódy nienawidzę jak mało czego (zazwyczaj wolą ją miłośnicy niemieckiej motoryzacji, nie wszyscy oczywiście, ale pewna prawidłowość jest), więc pozostaje jedynie "dobrze gada".
UsuńA Audi 80 B3 to było naprawdę dobre żelazo, tak swoją drogą. Zresztą wspominałem o nim we wpisie o niedocenionych jaktajmerach. I przyznaję - mógłbym, zdecydowanie mógłbym. Nawet mimo, że nie piję wódki.
Ale że już nie robią takich schowków na monety to jest wstyd i hańba. {Pamiętam jak jeszcze w Bravie były, ale potem im dalej w las tym mniej czegoś takiego było. A żeby to jeszcze w welurze było? Panie, nie te czasy ;)
OdpowiedzUsuńBo w niemieckich samochodach nie musi być schowków na monety, ponieważ mają darmowe autostrady.
OdpowiedzUsuńFrancuzi mają niedarmowe i elektronikę do bani, więc na bramkach płaci się pieniążkami z szufladki.
I dziurawe drogi mają po wioskach, więc to hydro tak tłuką.
Niemieckie wsie nie znają dziur i wystarczy w zupełności nowoczesny SUV.
Nowoczesny i prestiżowy, nie zapominajmy.
UsuńMiałem - i to z XUD9 i bardzo go sobie chwaliłem. Wnętrze jest zaskakująco pojemne - z tyłu miejsca jest więcej, niż w Baleronie, co sprawdzałem w jedyny, słuszny sposób;) Jakość wnętrza też była całkiem, całkiem - z tego co pamiętam to górna część deski była z jakiegoś miękkiego gumolitu itd.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłeś mnie z tą większą ilością miejsca z tyłu niż w Baleronie. W Baleronie nigdy nie siedziałem, ale przy moim wzroście 165cm miejsca na nogi i nad głową w BX'ie jest w sam raz. Osoby wyższe ode mnie dotykają czubkiem głowy podsufitki (szyberdach sprawia, że jest trochę niżej niż w BX'ach bez tego jakże zajebistego elementu wyposażenia). Zabawne, że osoby powyżej 190cm muszą jeździć z otwartym szyberdachem bo inaczej się nie mieszczą, fotel kierowcy też nie odsuwa się za daleko, auto zdecydowanie projektowane dla niewysokich osób.
UsuńDeska i konsola środkowa - tak, po części jest zrobiona z miękkiego materiału, po części z twardego plastiku typu pudełka od Tic-Tac'ów. Jakość materiałów jest w porządku, spasowanie, cóż, raczej słabo. Na największy plus zdecydowanie zasługują grube, niezniszczalne i przytulne (wręcz pluszowe) welury. Ich jakość przebija konkurencję z tamtego okresu kilkukrotnie, nigdy nie widziałem BX'a ze zniszczoną tapicerką na fotelach.
To prawda - mój miał nalatane ponad 300.000, a fotel kierowcy był zdrowy. W Baleronie jak odsunę fotel pod siebie (180 cm) to pasażerowie z tyłu mają już dosyć mało miejsca na nogi. Pamiętam, że w BX-ie po odsunięciu fotela z tyłu było jeszcze sporo, sporo miejsca. Z miejscem dla wyższych na głowę to tak - w MB jest go więcej - tu nawet jak ma się 190 z hakiem to nie ma problemu.
UsuńI to zielone podświetlenie zegarów... ehh stare, dobre czasy się przypomniały.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie najlepsze auto wszechczasów :P
OdpowiedzUsuńArturze Grochowski, co do BXów i zniszczonej tapicerki na fotelach, mój egzemplarz miał i ma podartą tapicerką na fotelu kierowcy (od wsiadania i wysiadania). A co do bezpieczeństwa biernego, nie przesadzajmy, wątpię aby BX wypadał słabiej niż wiele innych pojazdów z lat 80. Tutaj można dać za przykład test w którym rozbito Sierrą z w miarę współczesną Fiestą, gdzie Fiesta wypadła zdecydowanie lepiej (można znaleźć w sieci, to było chyba na rocznicę ADAC)
OdpowiedzUsuńAha, co do maski BXa, Podbielski twierdził że faluje. Moja plastikowa nie faluje nawet przy 170 kilometrach na godzinę (aby było jasne, w normalnych miejscach nie jeżdżę z takimi prędkościami)
Nigdy nie widziałem zniszczonych foteli welurowych, chodziło mi konkretnie o welurowe, trochę nie sprecyzowałem. O ile się nie mylę to w Pana Deauville jest ta tańsza "sznurkowa" tapicerka i inaczej wyprofilowane fotele. Od lat przeglądając zarówno polskie jak i zagraniczne ogłoszenia BX'ów nie widziałem rozdartego fotela welurowego, wyjątkiem byłaby tylko sytuacja gdy ktoś nosi jeża w tylnej kieszeni spodni.
UsuńNie rozbijałem się w BX'ie, więc cieżko mi stwierdzić czy jest bezpieczny, czy nie, ale znajomy będący wielkim fanem Citroena i posiadacz kilku egzemplarzy CX'ów powiedział mi kiedyś, że niska masa BX'ów wynika po części z tego, że nie stosowano żadnych wzmocnień w karoserii (nie wiem ile w tym prawdy). Ogólnie rozbijanie się jakimkolwiek autem nie jest zbyt dobrym pomysłem, a już na pewno starszej daty autem.
Pozdrawiam szczęśliwego posiadacza BX'a :)
Co do bezpieczeństwa, bez przesady, jakieś tam wzmocnienia, czy może szerzej, rozwiązania konstrukcyjne mające za zadanie zwiększyć sztywność kabiny pasażerskiej, pewnie były. Pisał o takich rozwiązaniach choćby Podbielski (no, ale on pisał też o falującej masce, której nie zaobserwowałem ;) ). Może po prostu Twój rozmówca dał do zrozumienia że BX nie ma wielu wzmocnień, czego przykładem brak wzmocnień bocznych. No, ale brak wzmocnień bocznych to żaden ewenement w latach 80., z tego co kojarzę Sierra (a przynajmniej wiele jej egzemplarzy) też wzmocnień bocznych nie miała. Miał je natomiast... Polonez (tak w temacie kilku wcześniejszych postów) ;)
OdpowiedzUsuńAha, nie wiem czy jest sens pisać per Pan, raczej na forach czy w komentarzach lepiej pisać na Ty. Również pozdrawiam :)
Wzmocnienia to w ogóle ciekawy temat - np. Fiat 132 z lat 70. je miał, natomiast zastępująca go Croma już nie.
UsuńWiadomo coś bliżej o Pauli opisanej na murze?
OdpowiedzUsuńIdentyczny [prawie - bo był na wierzchu w konsoli środkowej] schowek na drobniaki mieliśmy bodaj w starej Cromie.
OdpowiedzUsuńhttp://www.autosavant.com/wp-content/uploads/2009/11/Fiat-Croma-mk1.jpg
W takiej. W Fieście raczej chyba tego nie było [mieliśmy Maljucha, 2 fiesty, Cromę, 2 Accorrdy, no i teraz 166]
Borze Liściasty, jakaż ta Cromka wygodna była!
Co do tego schowka na monety, też mam w swoim... i uważam że to rozwiązanie w stylu "mamy za dużo miejsca, więc dajmy jakiś nieużyteczny gadżet, najlepiej dość tani". Nigdy tego schowka nie używałem
OdpowiedzUsuń