Jesień. Muchomory, kałuże, krasnale, depczę liście i tak dalej. Niby mamy jeszcze astronomiczne lato, ale pogoda w zasadzie z dnia na dzień przeszła w tryb chłodno-deszczowy, poza tym w świadomości większości ludzi wrzesień jest już jesiennym miesiącem. Lato skończyło się też dla dzieciarni, która tłumnie i raczej bez nadmiernego entuzjazmu powróciła do placówek edukacyjnych, gdzie co rano odwożone są Prestiżosuvami i Korpoinsigniami. Nie zapominajmy jednak o tych rodzicach, którym nie zależy na zbędnym prestiżu, nie dysponują służbowym korpowozem, zaś swe nie za wysokie, ale też niezupełnie groszowe środki chcieli przeznaczyć na środek transportu łączący przestrzeń i praktyczność z niewielkimi kosztami eksploatacji. O tzw. normalsach - ludziach, którzy w swych wyborach kierują się głównie rozsądkiem, a kupowane przez nich samochody są najzwyczajniejsze ze zwykłych. Taki motoryzacyjny normcore. Zazwyczaj używany, czyli z second handu. Takim normalnym autem dla normalnych ludzi może być np. Astra II, ale równie często, jeśli nie częściej, wybór pada na pochodzącą zza naszej południowej granicy, dysponującą techniką wielbionego w naszym kraju Volkswagena, oferującą spore walory użytkowe za rozsądny pieniądz Skodę Octavię.
Prezentując pod koniec 1996 roku (tak, to już 19 lat!) pierwszą współczesną Octavię Skoda strzeliła w dziesiątkę. Będący w ramach koncernu VAG swego rodzaju następcą tudziez kontynuacją Seata Toledo I niedrogi (jak na nówkę tej klasy) pięciodrzwiowy liftback trafił idealnie w potrzeby klientów z mniej zamożnych krajów. Dość prosta, solidna technika, na której opierał się też zaprezentowany rok później Golf IV, ukryta była pod praktycznym, pięciodrzwiowym nadwoziem którego jedną z głównych zalet był bezkonkurencyjny w swej klasie bagażnik. Tym, którzy potrzebowali jeszcze więcej przestrzeni i praktyczności, Skoda zaproponowała pakowne kombi. Do tego klienci mieli spory wybór silników, w tym ukochany przez ludność diesel 1.9 TDI w kilku ze swych licznych odmian, kilka wersji wyposażeniowych od zupełnej biedy po obejmujący skórzane fotele tłuszcz, rozsądnie ułożony cennik - i można było już tylko czekać na nabywców.
Octavia szybko stała się przebojem rynkowym i trudno się dziwić, że już po kilku latach okazała się również hiciorem rynku wtórnego. Stworzona jeszcze w czasach, gdy Skody kosztowały znacząco mniej od odpowiadających im VW, była doskonałym wyborem dla tych, którzy potrzebowali pojemnego, praktycznego samochodu, nie jarając się przy tym znaczkiem i nie chcąc wydawać chorych pieniędzy.
Taką też logiką kierował się właściciel czerwonej Octavii kombi z najciekawszym według mnie a niestety dość rzadko w Octavii występującym silnikiem - 115-konną benzynową dwulitrówką.
Octavia szybko stała się przebojem rynkowym i trudno się dziwić, że już po kilku latach okazała się również hiciorem rynku wtórnego. Stworzona jeszcze w czasach, gdy Skody kosztowały znacząco mniej od odpowiadających im VW, była doskonałym wyborem dla tych, którzy potrzebowali pojemnego, praktycznego samochodu, nie jarając się przy tym znaczkiem i nie chcąc wydawać chorych pieniędzy.
Taką też logiką kierował się właściciel czerwonej Octavii kombi z najciekawszym według mnie a niestety dość rzadko w Octavii występującym silnikiem - 115-konną benzynową dwulitrówką.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po zajęciu miejsca we wnętrzu przerośniętego czeskiego kompaktu to smutne tworzywa przypominające o niskobudżetowej proweniencji marki. Szczególnie plastiki zastosowane do wykończenia dolnej części deski rozdzielczej, przechodzącej w tunel między przednimi fotelami konsoli środkowej i boczków drzwi porażają badziewnością. Na szczęście są zmontowane na tyle solidnie, że po kilkunastu latach eksploatacji nic nie trzeszczy, nie pęka i nie odpada. Jest tanio, ale solidnie.
Nieźle prezentuje się też przestrzeń dla kierowcy i pasażera siedzącego z przodu. Niestety z tyłu jest sporo gorzej - niewielki rozstaw osi i chęć zapewnienia jak największego bagażnika (do którego oczywiście jeszcze zajrzymy) poskutkowały niewielką ilością miejsca na nogi pasażerów. Można jednak wyjść z założenia, że Octavia to samochód typowo rodzinny - z przodu siedzą rodzice, z tyłu zaś, wygodnie usadowione w fotelikach, zasiadają dzieci. I w takiej roli Skoda ma szanse sprawić się świetnie.
Inną wartą zauważenia cechą jest nienaganna czytelność podświetlonych na zielono wskaźników połączona z bardzo przyzwoitą ergonomią i brakiem problemów ze znalezieniem dobrej pozycji za kierownicą. Wszystko jest pod ręką, wyraźne, widoczne - widać, że priorytetem było, aby podróż rodzinną Skodą nie była torturą. I cel został osiągnięty.
A w zasadzie zostałby, gdyby nie fotele. Stwierdzenie, że są twarde, byłoby niedopowiedzeniem zawstydzającym dawnych, brytyjskich mistrzów tej szlachetnej sztuki. One ewidentnie są z drewna obszytego cienką tapicerką - i jedynie ta właśnie tapicerka stanowi jakiekolwiek wyściełanie. Jedynym, co mogłoby pasować do takich siedzeń, są niezłomne, dumne zady potężnych aryjskich wojowników. Co oznacza, że fotele te powinny były znaleźć się w Golfie, a do wyściełania siedzeń Octavii należało raczej użyć knedliczków.
Szkoda (nomen omen), gdyż psuje to naprawdę dobre wrażenie, jakie zrobiło na mnie zawieszenie Octavii. Mogłem docenić je tym bardziej, że trasa mojej krótkiej przejażdżki przebiegała częściowo po leśnych ścieżkach, gdzie najczęstszym obok piasku elementem konstrukcyjnym był korzeń. Proste (z przodu McPherson, z tyłu belka skrętna) zawieszenie Skody okazało się zaskakująco komfortowe - odpowiednio dobrana sprężystość stanowiąca przyzwoity kompromis między wygodą a pewnością prowadzenia sprawia, że Octavią jeździ się bardzo przyjemnie. Oczywiście pod warunkiem, że choć na chwilę zapomni się o fotelach. Jedyną poważniejszą wadą podwozia okazał się prześwit, który sprawił, że na wspomnianych ścieżkach należało zwolnić do tempa posługującego się balkonikiem pensjonariusza domu spokojnej starości. Dla porównania - Skanssen ten sam odcinek pokonuje bezproblemowo z prędkością 20-30 km/h, poważniej zwolnić trzeba tylko w jednym miejscu, gdzie piaszczysta nawierzchnia dzięki kilku solidnym wądołom i jeszcze solidniejszym korzeniom przypomina łatwiejszy odcinek toru off-roadowego. Dusterem nie trzeba było zwalniać w ogóle.
Żadnych obraźliwych sformułowań nie mogę użyć również pod adresem silnika. Benzynowa dwulitrówka o mocy 115 KM jest idealnym wyborem dla kogoś, kto nie jest przekonany do diesli (lub po prostu nie chce marnować połowy życia na poszukiwania niezakatowanego TDI) a na tyle regularnie jeździ w trasy, że większy w porównaniu z równie trwałą jednostką 1.6 moment obrotowy i 10 KM więcej stanowią dla niego różnicę. Silnik sprawnie napędza kombiaka, równie dobrze czując się podczas jazdy w tempie emeryckim, jak i podczas synamicznego przyspieszania.
Dla każdego przewoźnika sprzętu najważniejszym elementem samochodu jest jednak bagażnik. Skoda Octavia każdej generacji zawsze była chwalona za pojemny, ustawny kufer, uznawany za największy w swojej klasie. A tak naprawdę...
Nie do końca.
Nie, bagażnik Octavii kombi absolutnie nie jest mały - jednak okazuje się najzwyczajniej w świecie wąski. Zdecydowanie za wąski, by zmieścić jakikolwiek bas, nawet w miękkim pokrowcu, w poprzek. Tak, jak w aktualnym Citroenie C5, trzeba zamieszczać basetlę po skosie - a to zabiera sporo cennego miejsca. Np. na głowę i paczkę. Dla porównania - do bagażnika Hyundaia i30 CW bas w usztywnianym pokrowcu mieści się bez problemu. Odziane w miękki pokrowiec basiwo z niewielką główką w układzie 2+2 wchodziło w poprzek nawet do kufra Madzi. O Skanssenie nawet nie ma co wspominać - gra w zupełnie odrębnej lidze.
Czyżby upadł mit auta niezrównanego pod względem praktyczności?
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Pierwsza współczesna inkarnacja Skody Octavii w wersji kombi, szczególnie z dwulitrowym benzyniakiem pod maską, to udany, praktyczny samochód dla kogoś, kto nieszczególnie pasjonuje się motoryzacją. Jest wygodna, niedroga w eksploatacji i wystarczająco praktyczna. Zwyczajny samochód dla zwyczajnego człowieka. Basista jednak może poczuć niedosyt - przynajmniej jeśli chodzi o tak chwalone możliwości przewozowe. Niezbyt usatysfakcjonowani będą również ci, którzy poszukują samochodu o mocnym, wyrazistym charakterze, a myśl o jeżdżeniu takim samym autem jak sąsiad jest dla nich przerażająca. Inna rzecz, że tacy raczej nigdy nie myśleli o Octavii.
No chyba, ze o tej z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Która zresztą też występowała jako kombi.
Plusy:
* ergonomiczne wnętrze
* komfortowe, sprężyste zawieszenie
* spory bagażnik (mimo wszystko)
* dobra widoczność
* duży wybór silników, w tym bardzo dobrych (choćby 2.0 115 KM)
* relacja ceny do tego, co się za nią dostaje
Minusy:
* za wąski bagażnik
* absurdalnie twarde fotele
* zawieszenie za niskie na nasze "drogi"
* mało miejsca z tyłu
* badziewne plastiki we wnętrzu
Co nią wozić:
Octavia ze względu na szerokość bagażnika nie jest do końca samochodem dla basisty. Oczywiście można wozić nią obrzyna (dobrym wyborem będzie Hohner The Jack) lub bas o krótkiej menzurze (choćby czeska Jolana Diamant) - wtedy zostanie sporo miejsca na resztę sprzętu. Jednak z czeskiego kombi bardziej zadowolony będzie gitarzysta lub bębniarz. Acz znam też klawiszowca, który ujeżdża właśnie Octavię. I chyba nawet sobie chwali. Ale tak naprawdę czeskie kombi najlepiej nadaje się dla... zwykłego człowieka ze zwykłą rodziną i zwykłymi bagażami. Skoda Octavia powinna spełnić wszystkie jego zwykłe, rozsądne potrzeby.
Czerwona! Za to powinny być punkty dodatkowo-dodatnie. Trzeba przyznać, że wypuszczenie tej Octavii w czasie Golfa 3, babciowej Astry 1 i ostatniego Escorta było posunięciem bardzo mocnym. W Czechach zobaczyłem wielki billboard z Octavią i stylizację samego jej znaczka to pomyślałem, że to jakiś koncept science fiction, a ona była na dniach w sprzedaży. Potem jakoś poleciawszy do Hiszpanii stwierdziłem, że 50% taksówek to Octavie - kombi. Rozlało się szeroko i nic dziwnego. Za kilka lat poprawili z Superba i drugi raz nie wierzyłem, że to Skoda. Niby taka Octavia to taki teraz zwykły samochód, ale w swoim czasie ustawiła markę Skoda na dzisiejszym poziomie. Taka była jej rola najwyraźniej. Nie bez znaczenia było też podobieństwo do B5. Nie chcę jej, ale doceniam.
OdpowiedzUsuńAle tak sobie też mimochodem wyławiam co napisałeś o Dusterze. Jednak SUV okazał jakieś pozytywne cechy. W przeskakiwaniu korzonków nie jest konieczny nawet napęd 4x4, ale te większe kółka, prześwicik, zwisiki. Co innego wądoły czy brody (modne ostatnio). Coś w tym jest.
Za czerwień plusik (w ogóle plusik za to, że nie srebrna), acz przy kupowaniu używki na kolor trudno grymasić.
UsuńStosunek do Octavii I mam podobny - nie chcę, nie kręci mnie zupełnie, ale doceniam jako przyzwoite, rozsądne jeździdło.
Duster, nawet 4x2, jako wehikuł służący do dojazdów na działeczkę w lesie jest super.
Kiedyś rodzice się nad taką zastanawiali. Ale wybór był między 1.9 SDi (nie jedzie w ogóle), a 1.6 (no jakoś tam jedzie ale sporo pali). Octavię ostatecznie skreśliło paskudne wnętrze i to, że VAGa już mieli (Cordoba) - skończyło się na Xsarze. A w sumię szkoda, bo ja chciałem Octavię (wiedziałem, że kiedyś auto które kupią będzie moje, to chciałem najmocniejsze, nad jakim się zastanawiali :) ), ale wtedy to nie ja decydowałem :P
OdpowiedzUsuńAle jakbys wyjal ta siatke z carefura to by bas chyba wszedl w poprzek, tak zaraz za progiem. Bo wyglada to tak jakby nadkola zwezaly bagaznik.
OdpowiedzUsuńLordOfTheRoad
Nie, sprawdzałem - nie było nawet po co grzebać, niewiele by to zmieniło.
UsuńZastanawiałem się kiedyś nad Octavią, ale przegrała z innymi ;)
OdpowiedzUsuńBass się nie zmieści, ale wiadereczko jak najbardziej i prosto do lasu na grzybki ;)
OdpowiedzUsuńPlastiki na desce to nawet na zdjęciach wyglądają badziewnie
Troszkę się pośmiałem przy czytaniu, zaczynając od świetnego anglicyzującego tytułu.
OdpowiedzUsuńSDi rzeczywiście- nie jedzie, ale będąc na wakacjach bałkańskich (relacja kulturoznawcza na blogasku), gdzie zrobiliśmy 5,5 tys. km, nasza załoga Puntem II 16v, a przyjaciele właśnie takim SDi nagle, wtem, zupełnie niespodziewanie, jak to?, wydali o 600 złotych mniej na paliwo. I to dało do myślenia. Dodajmy że owa Octavia ma na zegarach blisko pół miliona przebiegu.
Jeździłem taką z jedynym prawilnym motorem 1,9 TDI. I co? I nic ;)
OdpowiedzUsuńA w temacie skody to o.Baldwin sprzedaje za klocka:
http://olx.pl/oferta/skoda-105-87-slynna-skoda-baldwina-CID5-IDbovzw.html#a6e5dd160c
Jeździłem kiedyś taką z benzynowym 1.6. Spędziłem za kierą jeden dzień i miałem serdecznie dosyć. Depresja murowana. Tu jeszcze monotonia jest przerwana przez szarą tapicerkę a tam wszystko było czarne.
OdpowiedzUsuńmiałem taką przez 8 lat...solidna sztuka :)
OdpowiedzUsuń