Czasem zdarza się możliwość upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu. Można np. jedząc arbuza jednocześnie najeść się i napić, prowadząc stare Volvo kombi przewieźć sprzęt i ociekać zajebistością a na basie bezprogowym grać nieczysto, za to nierówno. Można też pomóc odrobinę przy organizacji rajdu i jednocześnie dokonać krótkiego śmignięcia sympatycznym automobilem. Tak też zdarzyło się w przypadku obstawiania naraz dwóch punktów na tegorocznym Rajdzie Złomnika (jeden osobiście, jeden za pomocą Skanssena z kartką "SPRZEDAM TE WOLWO"), co spowodowało konieczność dobrania współpracownika z wehikułem. A przy okazji wehikułem onym można było się przejechać.
Baleronem, czyli Mercedesem serii W124, dane mi już było się przejechać. Do tego był on napędzany dokładnie takim samym silnikiem - pięciocylindrowym, wolnossącym dieslem o pojemności 2,5 litra. Jednak między egzemplarzami tymi są trzy różnice. Po pierwsze - ten, którym bujnąłem się pewien czas temu, pochodził z ostatniej, rdzewiejącej serii z wąskim obramowaniem grilla, zaś ten, który został użyty do obsługi checkpointu na rajdzie, był "pierwszym poliftem", czyli już szeroka listwa ale jeszcze poprzedni front. Po drugie - młodszy egzemplarz był wyposażony w automat, zaś starszy w skrzynię manualną. Po trzecie (i najważniejsze) - wcześniej miałem do czynienia z sedanem, tu zaś przyszło mi sprawdzić walory użytkowe kombi, czyli wersji S124.
Jaki jest Baleron - każdy widzi: połączenie komfortowego, dobrze (a w topowych wersjach wręcz luksusowo) wykończonego auta z wołem roboczym, szczególnie jeśli pod maską pracuje niemal niezniszczalny diesel. Piszę "niemal", gdyż a) nie ma rzeczy niezniszczalnych, a już na pewno nie ma takich mechanizmów, b) większość starszych Mercedesów karmionych mazutem olejem napędowym została już w zasadzie wyeksploatowana do spodu.
Na szczęście w tym przypadku sprawa ma się nieco inaczej.
Owszem, samochód wymagał wkładu finansowego, i to wykraczającego poza wymianę mocno już wyłysiałych opon Pneumant (to ta firma, która robiła opony na pierwszy montaż do Trabantów i Wartburgów). Jednak w przeciwieństwie do wielu innych przypadków był on opłacalny. Dzięki temu po wyłożeniu kwoty, którą i tak trzeba wyłożyć na dobry egzemplarz starszego Mercedesa, można zasiąść spokojnie w jego wygodnym wnętrzu i cieszyć się jazdą.
Właśnie, wnętrze.
Ktokolwiek siedział już za kierownicą Mercedesa (szczególnie starszawego), odnajdzie się tu od razu. Bardzo charakterystyczna, ponadczasowa stylistyka oraz niezwykle solidny montaż idą tu w parze z typowymi dla niemieckiej marki rozwiązaniami, takimi, jak choćby "nożny ręczny", o którym wspominałem już przy okazji niedawnej przejażdżki CLK. Typowa dla Mercedesa jest też wygoda. Miejsca nie zabraknie chyba nikomu, natomiast siedzenia są po prostu wyśmienite. To jedne z moich ulubionych foteli ever - ich charakter przypomina mi nieco stare kanapy ze skrzypiącymi sprężynami. Pełen relaks.
Relaksująca jest też jazda, i to nie tylko ze względu na zdecydowanie komfortowe nastawy zawieszenia. Otóż... z 90 wysokoprężnymi końmi pod maską nie ma zbyt wielkiego wyboru. Przyspieszenie - no, powiedzmy, że występuje. Jakieś. Kiedyś. No chyba, że pod górkę. Wtedy nie. Żeby nie było - nie jesteśmy w nim skazani na bycie zawalidrogą. 90 KM to nie 50, które miały podstawowe Beczki i jakoś dawało się nimi jeździć. Jednak w połączeniu ze sporą masą nie jest to moc, która pozwala na bardzo dynamiczną jazdę. Inna rzecz, że charakter auta nie skłania do ciśnięcia - fotele otulają, zawieszenie kołysze, i jeszcze tylko automatu do pełni szczęścia brak.
Co ciekawe, niekorzystny stosunek masy do mocy nie przeszkodził w szarpnięciu ponadtonowej przyczepy. Inna rzecz, że bagażnik S124 sprawia, że do 99% zastosowań nie będzie ona potrzebna. Problem może być jedynie z... basem w futerale.
Tak - bagażnik S124 jest wielki. Gigantyczny. Przepastny. W kwestii czystego litrażu może nawet większy od zadnich kwater 940. Jednak umieszczenie koła zapasowego pionowo na lewej burcie sprawia, że jego szerokość nie ledwie pozwala na umieszczenie basu (lub dwóch, lub dziesięciu) na skos, a wsadzenie sztywnego futerału bez kładzenia oparcia zapewne nie byłoby możliwe. A o ile nie przewozisz swoich wieseł w "trumnach" i nie bierzesz ze sobą głowy i paczki nie powinno to stanowić problemu, o tyle w razie zabrania nagłośnienia (lub niezmotoryzowanego bębniarza z niewielką nawet perkusją) robi się już pewien problem.
Mimo tego uważam Balerona w kombiaczu za świetny samochód. Relaksująco wygodny, fantastycznie trwały i więcej niż wystarczająco pojemny. I tylko szerokość bagażnika sprawia, że raczej nie byłby moim wyborem.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Mercedes S124 to po prostu Baleron, tyle, że z plecakiem. Plecak ten, choć ogromny, okazał się niezbyt korzystnie ukształtowany dla basisty. Nie zmienia to faktu, że to kawał fantastycznego auta - do tego powoli stającego się klasykiem. Niestety, na dobrego Balerona trzeba wyasygnować około 10 tysięcy - a jeśli kupisz takiego za 4, i tak dołożysz do okrągłej dychy. Tak też było i w tym przypadku - konieczny był remont silnika, naprawa Nivomatu i kilka innych, drobniejszych operacji. Jednak wcale nie okazuje się to nieopłacalne - W/S124 należą do wąskiej grupy aut, w których można odzyskać zainwestowaną kwotę przy odsprzedaży. Dlatego warto. Przynajmniej wtedy, gdy nie brakuje Ci szerokości bagażnika.
A jeśli wydaje się Wam, że widzieliście już gdzieś ten egzemplarz, macie rację - w tegotygodniowym Motorze, w artykule o udanych zakupach motoryzacyjnych za 4000 zł, znalazło się między innymi jego zdjęcie (wraz z zadowolonym właścicielem), pod którym omówiona została kwestia kosztów. I tak - zarówno właściciel, jak i autor artykułu (którego wszyscy zresztą znamy), zgadzają się, że w ten samochód zainwestować warto.
Plusy:
- komfort jazdy
- komfort wnętrza
- trwałość i solidność
- pojemny bagażnik
- dostępność części
- szerokość bagażnika
- osiągi wolnossących diesli
- większość egzemplarzy (szczególnie z dieslem) została zakatowana
No i mamy problem, bo auto fantastyczne, do tego bagażnik wielki, ale... nieco za wąski. Oczywiście rozwiązaniem może być obrzyn - choćby odpowiadające rydwanowi krajem pochodzenia Marleaux Betra czy cudne wynalazki nieistniejącej już niestety firmy Schack. Pytanie tylko, czy pasowałyby do dystyngowanego charakteru Mercedesa. Ja sam obrzyny uwielbiam, ale aktualnie takowego nie posiadam - zresztą wolę dopasowywać samochód do sprzętu a nie na odwrót. Dlatego też wybrałem inne, równie wspaniałe (choć pod innymi względami) wielkie kombi. Jednak tak naprawdę oba są jednymi z najwybitniejszych przedstawicieli swego gatunku w historii motoryzacji - wybór jest jedynie kwestią potrzeb i upodobań.
E, pieprzycie obywatelu, że nie ma rzeczy niezniszczalnych. Cytat z instrukcji serwisowej do W123...
OdpowiedzUsuń„producent nie podaje procedury naprawy mostu napędowego, ponieważ nie przewiduje jego awarii".
:)
Także tego...W Tarpanie W123, pozostającego w posiadaniu brata mojego ojca most działa, i ma się dobrze :)
*pozostającym
Usuń"(...)z tym dyfrem to trochę się Niemcy przeliczyli: po przejechaniu półtora miliona kilometrów robił się głośny i wtedy faktycznie nie było wiadomo, co robić, bo producent nie przewidział." (http://automobilownia.pl/strumien-swiadomosci-50-twarzy-mercedesa-cz-i/)
UsuńA tym Tarpanem to muszę się przejechać. MUSZĘ.
@Jacek Sminski
UsuńJako były użytkownik W124 i C124 podpiszę się pod tym co pisze Leniwiec. Niezniszczlwe to te samochody były - zgadzam się, ale - już nie są. Czas zrobił swoje. Sypie się zwłaszcza elektronika, która nie za dobrze przetrwała próbę czasu. Do tego te felerne wiązki silnika po 1991 roku, które po prostu rozłażą się w rękach powodując kosztowne zwarcia.
Tarpan sprzedany :<
UsuńNNNOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!
UsuńBędę płakał.
Od pół roku gdzieś, może ciut wcześniej to ceny Baleronów poszły mocno w górę. Teraz to i 15 tys nawet trzeba mieć na dobry egzemplarz. Handlarze cwaniaki zwęszyły interes, i niestety mamy to co mamy. O C124 to już nie wspomnę, tam to już w ogóle poszaleli z cenami, za byle strucla żądają 20 tys a nawet i 30 tys.
OdpowiedzUsuń"Lordessex"
He he.. Do CLK bas wchodził bez zastrzeżeń. Do kombiacza - tak sobie... ;-)
OdpowiedzUsuńPo prostu bym jeździł. Co tu dużo pisać - kawał świetnego samochodu. Może nie z dieslem, ale też bym nie marudził.
OdpowiedzUsuńPo prostu bym jeździł. Co tu dużo pisać - kawał świetnego samochodu. Może nie z dieslem, ale też bym nie marudził.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że hype na Balerony przekroczył wszelkie granice przyzwoitości. Ale spoko będzie tak jak z Maluchami. Obecnie ceny są zawyżone o jakieś 200-300 procent ale to minie. I wtedy ładnego C124 będzie można wyrwać w jakiejś normalnej cenie.
OdpowiedzUsuń(A przynajmniej miejmy taką nadzieję...)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńGenialny wpis...
OdpowiedzUsuń