niedziela, 7 października 2018

Eventualnie: drugi Świdermajerajd

Jak to mawiają - pierwsze koty za płoty, pierwsze śliwki robaczywki itd. Generalnie - czasem pierwsza próba okazuje się przymiarką i dopiero druga okazuje się satysfakcjonującą. Tak też stało się w przypadku Świdermajerajdu. Zarówno samej imprezy, jak i... naszego na niej występu.

Żeby nie było - już pierwszy Świdermajerajd był bardzo fajnym, udanym eventem, do tego zorganizowanym z prawdziwym rozmachem. Druga edycja okazała się po prostu jeszcze lepsza - nawet mimo braku wśród uczestników tak grubych wehikułów, jak DS czy Rover 2000.

Start, jak się okazało, zlokalizowany był w tym samym miejscu, co początek zeszłorocznego Świdermajerajdu. Tradycyjnie już przybyliśmy w ostatniej chwili.



Kilka minut później rozpoczęła się odprawa.


W zasadzie nie było się nad czym rozwodzić - jesteś kropką, masz być strzałką, do tego choinka, żadnych nawigacyjnych zagadek. W sumie nie dziwota - w rajdzie brała udział spora grupa ludności, która itinerer pierwszy raz widziała na oczy.

Uczestnikom pozostało już tylko wskoczyć do swych wehikułów i ustawić się do startu.







W końcu ruszyliśmy i my.

Pierwszy etap okazał się niezwykle prosty nawigacyjnie. Itinerer nie pozostawiał wątpliwości. Jechało się niemalże jak po sznurku. Zaskoczeniem za to była spora ilość czekpointów z dodatkowymi zadaniami, z których pierwszy zlokalizowany był w miejscu mety pierwszej edycji.





Na kolejnym należało wykazać się skillem... kolarskim. Co ciekawe, rowerowy czekpoint był i w pierwszej edycji.





Jakoś tam nawet udało się pojechać
Sporą różnicę w stosunku do poprzedniej edycji stanowiły momentami dość zaskakujące a praktycznie zawsze ciekawe pytania z trasy.

Trojaczki, tak samo, jak DAFuq, pochodzą z Holandii. To cóż, że marka ze Szwecji?
Następny punkt wymagał wiedzy dotyczącej... zadnich lamp samochodów. To było zdecydowanie jakieś. Niebanalne, zaskakujące, trudne, ale... udało się. Czekpoint wyzerowany!


W końcu dotarliśmy do mety pierwszego odcinka.



Również i tu na uczestników czekało dodatkowe zadanie. Tym razem był to... rzut gaśnicą do opon. Gaśnice były trzy, opon było tyle samo, zaś zadanie polegało na zameldowaniu gaśnicy w środku opony. Tzn. tam, gdzie zazwyczaj jest felga. Na trzy rzuty udał się jeden - bez rewelacji, ale i tak lepiej, niż rzuty piłeczką golfową na Rajdzie Gruchota. Oprócz tego należało rozwinąć skróty polskich fabryk samochodów i podać produkowane w nich dostawczaki oraz z pliku map samochodowych wybrać te, które obejmowały nieistniejące już kraje. W tym ostatnim przypadku trudno jest mi wyobrazić sobie, że ktokolwiek mógłby mieć z tym problem. Okazało się jednak, że i tacy się znaleźli. Obstawiam rok produkcji po 1990.

Niestety, chwilę później czekała nas niemiła niespodzianka. DAFuq (nie bez powodu nazywany również Fajtłapem) odmówił odpalenia. Stało się dokładnie to, co zdiagnozował red. Z. Łomnik: kabelek odczepił się od konektora w rozruszniku. Niestety, będąc mechaniczną melepetą, nie byłem w stanie na ślepo zlokalizować miejsca, gdzie dany kabelek należało wrazić. Z pomocą przyszedł jeden ze współorganizatorów, obsługujący punkt z mapami (ogromne dzięki!). Chwilę później Fajtłap vel DAFuq radośnie odpalił, jakby nigdy nic.

Drugi etap był dużo krótszy, ale bardziej zdradziecki nawigacyjnie - i tak, jak pierwszy, obfitował w ciekawe punkty.



Mój ulubiony odcinek Krecika
W końcu, nieco spóźnieni, wpadliśmy na metę.


Było jeszcze sporo czasu do ogłoszenia wyników, można zatem było udać się na rekonesans.

Tak.

Dzielni strażnicy socjalizmu z bratnich państw pojmali imperialistycznego agenta

Zastaviałbym

Tak podobne a tak różne

WTEM

Kącik oplowski

Mały sybaryta między Spartanami

Zgromadzenie koneserów prestiżu

Punkt niedoborów kolorystycznych

Bardzo szanuję

Tak, to ta sama marka

O TAK.

W końcu przyszła pora ogłoszenia zwycięzców.



Druga załoga prezentuje trofea
 Największym zaskoczeniem okazało się miejsce pierwsze.

My.

Zdjęcie autorstwa Młodzieża - nie, nie żartuję

Ten medal to na 100% za koszulkę z Tatrą 603
Tak, przyznaję - liczyłem na solidne miejsce w pierwszej dziesiątce. Szło nam dobrze, chyba po raz pierwszy udało się znaleźć wszystkie zdjęcia. Nie byłem jednak w 100% pewien, czy dobrze odpowiedzieliśmy na pytania z trasy i jaką wagę miały zadania z czekpointów. Jakąkolwiek jednak miały, wyszło dobrze. Lepiej, niż się spodziewaliśmy. I chyba lepiej, niż kiedykolwiek.


Tak czy inaczej - marzenie o zwycięstwie w generalce można uznać za spełnione. I tym chętniej wezmę udział w przyszłorocznym Świdermajerze. Oby z wynikiem bardziej zbliżonym do tego, niż do zeszłorocznego.


EDITh: Jest i filmidło. Zapraszam.


1 komentarz:

  1. Gratulacje. Tłusty sezon. Trzeba się rozejrzeć za jakąś gablotą na trofea.

    OdpowiedzUsuń