...ta zima kiedyś musi minąć.
I chyba wkrótce minie. Mamy marzec, temperatura wzrosła do poziomu w którym gałki oczne przestają zamarzać, resztki śniegu zamieniają się dziarsko w błoto zaś na trawnikach (czyli o tej porze roku klepiskach) i chodnikach brązowieją wesoło przebiśniegi, podśmiardując i uśmiechając się lepko do podeszew.
A to oznacza, że niedługo zazieleni się, urośnie kilka... no, jakaś trawa urośnie zapewne. Nie wiem jak Wy, ale ja się na to cholernie cieszę.
Choć Madzia i na śniegu spisuje się dobrze. I nawet nieźle się z nim komponuje...
Tymczasem - jakoś tak na początku tego tygodnia - stuknęło jej 215 000 km.
Podejrzewam, że przy odpowiedniej trosce i w miarę pomyślnych wiatrach jest skłonna przejechać drugie tyle.
* * *
To tak tytułem tego (ale ładna aliteracja mi wyszła), że o Was nie zapomniałem.
Normalne (czyli - w przypadku tego bloga - z klasyczną normalnością nie widzące się nawet przez ścianę) wpisy już wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz