Tym razem będzie bez okazji, bez rocznicy, bez niczego.
Jak już wielokrotnie wspomniałem, uwielbiam fretlessa, czyli bas bezprogowy. Jedną z moich pierwszych inspiracji, którą był Lech Janerka, raz już uhonorowałem (i zrobię to jeszcze, acz niekoniecznie przy pomocy bezprogowca), złożyłem też już dwukrotnie hołd nieodżałowanemu Mickowi Karnowi, mam jeszcze do uczczenia takich bezlitosnych fretlessowych bogów jak Pino Palladino czy John Giblin, ale jednych z pierwszych numerów, które sprawiły, że zapragnąłem wydłubać progi z basu, był genialnie bujający numer Edie Brickell and the New Bohemians - "What I Am". Zresztą linia basu, po mistrzowsku zagrana przez Brada Housera, jest wzorcem metra w kwestii groove'u.
Nie, przepraszam. Cały numer nim jest.
Ten kawałek BUJA. Nawet solówka gitary jest tu genialnie kołysząca. Wszystko się zgadza. Wszystko się klei. Wszystko żre. Zresztą posłuchajcie sami.
Dlatego też nie miałem wątpliwości, że w końcu muszę wziąć się za ten numer. W sumie dziwię się, że zrobiłem to dopiero teraz - wszak gram go w zasadzie od lat. Nawet w drobnym ułamku nie tak dobrze, jak Brad Houser, ale coś tam plumkam.
A plumkam to tak:
Kolejny odcinek "Gęby i paluchów" mam już gotowy. Pozostańcie nastrojeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz