środa, 17 września 2014

Śmignąwszy: Primerka

W ostatnią sobotę miałem niewątpliwą przyjemność obcować z dwoma japońskimi artefaktami: basetlą i jeździdłem. Bas już został opisany, pora na samochód.

Mój dobry kolega z szacownego, poważnego, zrzeszającego prawdziwych profesjonalistów oraz luminarzy polskiej inteligencji forum BassCity jest posiadaczem nie tylko Osobistego Basu firmowanego marką Music, ale również bardzo sympatycznego auta, które co prawda zostało wyprodukowane w Wielkiej Brytanii a zaprojektowane z myślą o Europie, ale rodowód ma zdecydowanie japoński. Samochodem tym jest przedstawiciel przedostatniej generacji Nissana Primery.


Primera była pierwszym poważnym atakiem Nissana na europejską klasę średnią. Jej poprzednik, czyli Bluebird, sprzedawał się jako tako chyba tylko w Anglii. Dlatego też projektując Primerę Japończycy (do spółki z Angolami, u których uruchomiono produkcję nowego modelu) wzięli pod uwagę europejskie gusta. Za wzór - nie wiedzieć czemu - został obrany pierwszy Opel Vectra, co dość wyraźnie widać w linii wersji sedan. Nie zmienia to faktu, że pierwszą Primerą jeździłbym chętniej, niż dowolną Vectrą (czy większością modeli Opla). Późniejsze generacje były robione już bardziej "po swojemu", szczyt zaś został osiągnięty w poliftowej wersji drugiej generacji (P11) oznaczonej wewnętrznym kodem P11-144. Auto wygląda bardzo fajnie. I, jak okazało się podczas niedługiej przejażdżki, równie przyjemnie jeździ.

Wnętrze jest typowe dla japońskiego samochodu z przełomu wieków: szare, dość tanio wyglądające tworzywa, nieco nijaka stylistyka i wzorzysta tapicerka. Wszystko jest jednak na swoim miejscu - ergonomii trudno cokolwiek zarzucić. Miejsca jest sporo a fotele okazują się wygodne. Trudno się też czepiać wyposażenia - jest wszystko, czego można sobie rozsądnie zażyczyć, łącznie ze sprawnie działającą klimą. Odrobiny kombinowania wymaga znalezienie optymalnej pozycji za kierownicą, ale i z tym można sobie dość szybko poradzić.

Primera, którą miałem okazję śmignąć, miała pod maską 113-konny benzynowy silnik 1,8. Przez wielu tzw. znawców tematu silnik ten znajduje się gdzieś pomiędzy "nie" a "uciekaj" - po sieci krążą opowieści o tym, jak nissanowskie 1,8 spalało prawie tyle samo oleju co benzyny, zaś po zeżarciu oleju udawało się zrobić to samo z dziećmi właściciela. Tutaj jednak ten problem nie występuje - w obecnych rękach czerwona Primera zrobiła już kilkadziesiąt tysięcy km, a zużycie oleju można określić jako "w normie". Inną rzeczą jest zużycie paliwa - tutaj karmę dla silnika stanowi głównie LPG, którego Nissan wciąga ok. 8-9 litrów na 100 kilometrów. I nie narzeka. Inna rzecz, że po przełączeniu na benzynę znacząco poprawia się dynamika. Ot, typowa przypadłość starszego typu instalacji. 

Nawet na gazie dynamika jednak okazała się całkowicie wystarczająca. Nielekkie przecież auto dawało się sprawnie rozbujać do tzw. prędkości przelotowej, przyspieszenia zaś pozwalały na całkowicie sprawne i bezstresowe poruszanie się w dość nerwowym ruchu ulicznym miasta stołecznego. Zdecydowanie nie jest to jednak samochód sportowy - charakterystyka prowadzenia jest dość relaksująca a zawieszenie przyjemnie komfortowe. Wrażenia z jazdy przypominają nieco Peugeota 406, który jest jednym z najprzyjemniejszych w powożeniu samochodów, jakie znam - przy czym dźwignią zmiany biegów w Primerze operuje się znacznie bardziej precyzyjnie niż w Pełzaczu. Nawet mimo braku kończącej jej gałki, która w tym egzemplarzu była uprzejma się obluzować a następnie odpaść.

Jedną z najważniejszych dla basisty cech samochodu jest bagażnik - a Primera P11 wypada pod tym względem bardzo dobrze. Kufer jest obszerny a jego szerokość pozwala na bezproblemowe zmieszczenie w poprzek basu w usztywnianym pokrowcu. Podejrzewam, że i twarda, prostokątna "trumna" dałaby się tu wcisnąć. Jak się okazuje, kombi nie musi być dla muzyka koniecznością - wystarczy dobrze zaprojektowany, obszerny liftback.


Można by pomyśleć, że spory samochód o japońskim rodowodzie będzie drogi w serwisowaniu. Być może jest tak w przypadku Hondy czy Subaru - Nissan Primera okazuje się jednak zaskakująco tani w obsłudze. Zrobienie zawieszenia w testowanym egzemplarzu kosztowało niewiele ponad 600 zł - a jak na tę klasę są to grosze. Również naprawy innych elementów nie są drogie - a do tego rzadko potrzebne. Jedynym realnym zagrożeniem dla właściciela zadbanej Primery jest to, co spędza sen z oczu właścicielom wszystkich starszych japońców, czyli rdza. Sam niestety coś o tym wiem. W tym przypadku na szczęście został zastosowany środek zaradczy pod postacią zabezpieczenia antykorozyjnego podwozia. A że na przednich błotnikach widać już kilka purchli - chyba jest to niewielki ból w przypadku obszernego, wygodnego, taniego w eksploatacji samochodu, który kosztował niewiele ponad 6000 zł.

Podsumowanie czyli zady i walety:

Nissan Primera P11-144 jest świetnym rozwiązaniem dla każdego, kto szuka niedrogiego ale pojemnego jeździdła. Nie jest zbyt emocjonujący, ale rekompensuje to komfortem i niskimi kosztami eksploatacji. Nawet jeśli regularnie wozisz sprzęt nie musisz szukać kombiaka - pojemny, praktyczny liftback jest całkowicie wystarczający. Pamiętaj tylko, żeby upolować niezgnity egzemplarz i natychmiast zabezpieczyć podwozie i profile zamknięte. Warto.

Plusy:

* duży, ustawny bagażnik
* komfort jazdy
* niezawodność
* niewysokie koszty eksploatacji

Minusy:

* rdza
* kłopotliwy silnik 1,8 (nie w tym egzemplarzu)
* dość nijako wykończone, smutnawe wnętrze

Co nim wozić:

Czerwonym Nissanem regularnie jeździ stary, japoński Music Personal Bass, czyli bardzo udana kopia Jazza. Jest takim basem, jakim Primera jest samochodem: niedrogim a jednocześnie solidnym i uniwersalnym. Pasuje doskonale.

7 komentarzy:

  1. Można było? można! Moim osobistym zdaniem wnętrza japońców i koreańców z tego okresu to kwintesencja użyteczności i estetyki. Na moim osobistym drugim miejscu jest Escort/Orion 1990-, a osobną kategorię stanowią Citroeny z "bębnami".
    Tylko ta rdza!!!
    Gratuluje przy okazji właścicielowi niskiego spalania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Escort/Orion? SRSLY??? One były straszne pod praktycznie każdym względem.

      Usuń
    2. Miałem kiedyś takiego (1991). Oprócz łamiącej się/odpadającej pseudowajchy do otwierania pokrywy silnika nie było się do czego przyczepić. Oczywiście cały czas mówię o modelach po roku 1990.

      Usuń
  2. Vitam.

    Takie testy to ja rozumiem. Autko, z którym mam do czynienia czasem, a nie jakieś Ksantie czy IksEmy, że po przeczytaniu relacji zielenieję z zazdrości ;)

    Moja Mama posiada Primerkę P11, tyle że przedliftowego sedana z dieslem. Przedliftowa ma wg mnie ładniejszy przód, jednak tył i wnętrze wygląda nieco lepiej w P11.144. Pozwolę się nie zgodzić ze zdaniem gospodarza bloga, dotyczącego wnętrza - wg mnie deska rozdzielcza jest wykonana bardzo ładnie, a tapicerka po 300kkm (jak nie więcej) dalej nie posiada ma przetarć (choć niektóre detale rzeczywiście są słabo wykonane). Pozwolę się zgodzić co do wygody auta, i - niestety - co do rdzy. Jak mi się podoba cała ówczesna gama modelowa Nissana, tak wszystkie miały blachy z gównolitu. Primera mojej Mamy może niedługo przypominać auto Freda Flintsona. Na otarcie łez Japończycy dali niezawodną mechanikę. To auto jest naprawdę pancerne, w innym wypadku nie przetrzymałoby jazdy dwóch Pań, rozpoczynających dopiero przygodę za kółkiem.

    Kupiłbym sobie p11.144 (prawie wszystkie mają climatronic i oryginalnego kaseciaka <3) w sedanie z 2,0 benzyna/diesel, ale odstrasza mnie niestety rdza.

    I jeszcze jeden kretynizm zanotowałem w P11. Przedni zderzak robi za glebogryzarkę, co kontrastuje z normalnym prześwitem i wysoko położonym tylnym zderzakiem. Zdarzyło mi się w krawężnik przyrżnąć.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze, że jeśli chodzi o bagażnik, to sedan także ma bardzo duży kufer, a zawiasy, jak Pan Bóg przykazał, nie wnikają do środka. Problemem jest tylko bardzo mały otwór przy tylnej kanapie - zbyt wielkich rzeczy po jej złożeniu się nie przewiezie.

      Usuń
    2. I właśnie dlatego w moim przypadku sedan odpada.

      A przód w P11-144 podoba mi się bardzo. Bardzo bardzo.

      Usuń
  3. W aucie zmieściło się:
    - oprzyrządowanie zespołu metalowego (cała perkusja, trzy paki, trzy heady, sześć gitar, dwóch ludzi);
    - łóżko z Ikei (złożone) bez ekspediowania pasażera z przodu;
    - kanapa (bez ekspediowania pasażera z przodu).

    Więc pakowna bestia jest :P

    OdpowiedzUsuń