piątek, 9 stycznia 2015

Basista kontra Qltura: Grzybologika według Złomnika

Dawno nie pojawiał się wpis z serii "Basista kontra Qltura". Tak po prawdzie do tej pory ukazał się tylko raz. Ale też nie było okazji - w teatrze bywam średnio raz na dekadę (co przyznaję z żalem), w kinie troszkę częściej (niestety jedyna obejrzana przeze mnie pozycja tematycznie zdatna na opisanie tu nie zasługuje na jakąkolwiek wzmiankę), zaś od literatury jestem uzależniony, niestety jednak zarówno ciekawa twórczość o tematyce czy to motoryzacyjnej, czy to basowej, należą do rzadkości. Inspiracji w związku z powyższym brakowało. Na szczęście sytuacja ta niedawno (bo koło miesiąca temu) uległa zmianie.

Zdarza się, że taki czy inny blogger opublikuje dzieło. Piotr C. (doskonałe Pokolenie Ikea) wydał dwie części swych niekoniecznie w stu procentach prawdziwych (ale za to świetnie napisanych) memuarów. Paulo Coelho polskiej blogosfery, niejaki Piecyk (czy jak mu tam) spłodził poradnik o tym, jak trzepać kasiorę ze swej pisaniny nie znając się totalnie na niczym poza autopromocją. Wcześniej zresztą też coś skrobnął. Wśród owych poczytnych dzieł brakowało jednak pozycji bardziej specjalistycznej, zgłębiającej ze znawstwem jeden, konkretny temat. I oto wreszcie, po długim oczekiwaniu (i kilkukrotnym przesuwaniu terminu premiery), objawiła się Grzybologika.


Red. (prof. dr rehab.) Z. Łomnik uważany jest za blogera niszowego, ze względu na swe specyficzne ujęcie tematyki motoryzacyjnej oraz niezbyt często spotykane pod naszą szerokością geograficzną poglądy. I jedno i drugie zresztą dosyć mi bliskie. Nic bardziej błędnego - jego blog, noszący obecnie podtytuł "Beka z Motoryzacji", bije rekordy wejść, wyjść, przejść i dojść. Z tym, że autor nie robi z tego zagadnienia, nadal konsekwentnie pisząc swoje, zaś na swym fejsowym fanpejdżu nie boi się wsadzić kija w mrowisko, co często skutkuje pełnym oburzenia cofaniem lajków wśród co uboższych w witaminę IQ czytelników. Tym bardziej ciekaw byłem finalnego rezultatu twórczych natężeń Z. Łomnika.

I nie zawiodłem się.

Zgodnie z zapowiedziami, wydana jedynie w formie elektronicznej (e-book lub PDF) "Grzybologika" zawiera sporo nowego, niepublikowanego wcześniej materiału, oraz nieco znanych już czytelnikom słynnego bloga opowieści, tyle, że przeredagowanych i spisanych na nowo. Z wiadomych powodów, jako stały czytelnik Złomnika, skupiłem się na tych pierwszych, obracających się w znacznej mierze wokół smutnej tematyki mykologii psychospołecznej.

"Grzybologika" to przede wszystkim opowieść o ludziach, którzy mają pretensje do świata, że miał czelność posunąć się naprzód, podczas gdy oni zostali w miejscu. Stąd zawarta na wstępie definicja grzyba. Mamy tu wywodzące się ze słusznie nam minionego reżimu cwaniactwo, mamy zwykłą podłość i głupotę, mamy też historyjki zupełnie współczesne. Czytając opowieści (ponoć wszystkie są prawdziwe) niejednokrotnie zbierałem z podłogi szczękę, nie mogąc uwierzyć, że wszystko to jest o ludziach mieszkających tuż obok. Ba - o ludziach w ogóle. Mieszkańcach planety Ziemia. Historyjki opisane w "Grzybologice" są pozornie tylko śmieszne - jest to jednak śmiech przez łzy, do tego pomieszany z przerażeniem. A przerażające jest to, że z przewijającymi się na elektronicznych stronach zbioru opowiadań dzielimy ponad 99% DNA. 

Na końcu znajdziemy kilka scenek rodzajowych widzianych oczami (lub komentowanych przez) nierozłączny duet Cytryn & Gumiak. Niektóre zostały ujęte w formie niemalże scenariusza. Może za krótkiego na film pełnometrażowy, ale kilka przepięknych miniatur mogłoby z tego powstać. A może kiedyś...?

"Grzybologika" napisana jest wręcz świetnie, żywym, przykuwającym uwagę językiem Z. Łomnika (o którym wiemy, że się tak nie nazywa, cwaniak jeden). I choć np. wspomnienia z kupowania garażu budzą wręcz przerażenie, zaś historyjki takie, jak ta opisująca perypetie Grzesia - wegetarianina-cyklisty z korporacji, sprawiają, że wątpimy w sens istnienia ludzkości, zdecydowanie warto jest wydać te symboliczne 5 zł, które red. Z. Łomnik (w pewnym powiatowym mieście na P. znany jako Tomek) winszuje sobie za elektroniczny egzemplarz swego dzieła. Ba - warto wydać i więcej. Bo takie opowieści warte są sporo.

Czekam na kolejne dzieła. A ponoć mają być.

9 komentarzy:

  1. Grzybologika, kawałek literatury, który potrafi jednocześnie śmieszyć i dołować. Wraz z innymi zjawiskami wokół nas uświadamia, jak wiele czasu jeszcze potrzeba, by świat stał się milszym miejscem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie pozostaną ludźmi. Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie.

      Usuń
  2. A ja nie rozumiem tego baraniego zachwytu nad zlomnikiem. Ten facet cierpi na schorzenie psychiczne zwane przez psychiatrow "projekcja" - polega to na tym, ze widzi u innych te wady, ktore wystepuja dokladnie u niego.

    Najpierw zrobil test Mistubishi, a kilka tygodni pozniej sie wywnetrznial ze kaiekowliek testy sa bez sensu. Jesli to nie jest schizofrenia to nie wiem co to jest?

    Jego teoria "grzyba" pasuje idealnie do niego samego.

    Generalnie teksty zlomnika nalezloby puszczac gluchym zolwiom z galapagos w rytm slowackiego techno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, jak mi przykro, ktoś ma czelność na swoim własnym blogu mieć inne zdanie niż Ty. A może po prostu masz podwójny bypass na poczuciu humoru. Taka szkoda.

      Usuń
    2. Ale z tym słowackim techno to w zasadzie ciekawy pomysł...

      Usuń
    3. Zamiast tego polecam czeski gotyk.

      Usuń
  3. A propos kina to gorąco polecam WHIPLASH!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Darzbas. (jak jest darzbór, to może byź darzbas prawda?).

    Kategorycznie oponuję (jakże to motoryzacyjne określenie jest!?) o uwzględnienie we wspomnieniach dzieła TRYBLOGIA by Blogomot/Chakier/Leniuch w trzech auto-nomicznych aktach. Formuła jest tak scenariuszowa, że można krecić film od razu. Tak, że przypominam. Może nie ma okładki, ale wykracza formułą daleko w pozaprzestrzeń.

    Jeśli chodzi zaś o film o tematyce motoryzacyjnej, to bardzo polecam obejrzeć jeszcze raz i jeszcze raz MONACHIUM. Można wyłączyć dźwięk nawet. Kilka dni temu było w tiwiensiedem nawet. Scenograf to czysty koneser i (wy)znawca dobrego smaku motoryzacyjnego. Czego tam nie ma na ulicach, a co jeden to lepszy i każdy jest inny. Rozpieprzają tam helikoptery i kamienice, ale furom się tak nie dostaje. W półmroku przemykają, w takich ilościach, że nie można zdążyć zgadywać co to jedzie. Arcydzieło. Potem można też obejrzeć z dźwiękiem, bo to dobry film jest i taki aktualny.

    A Grzybologikę połyka się jednym tchem, z przerwą na rozdział o Grzesiu, który ryje mózg lewarkiem od Pandy CVT.

    OdpowiedzUsuń