Od ostatniego wpisu z cyklu "Basista kontra Qltura" minął już ponad rok. Niektórzy na tej podstawie wysnują być może wniosek, iż nie jestem szczególnie kulurnym człekiem - i, niestety, w obecnym roku kalendarzowym coś jest na rzeczy. Liczba przeczytanych przeze mnie od początku roku książek jest zwyczajnie wstydliwa. Niestety - praca, granie i tatusiowanie mają to do siebie, że zajmują czas i pochłaniają energię (nawet jeśli są bardzo satysfakcjonujące), zaś w stanie zmęczenia i zaganiania mam tendencje do intelektualnego kapcanienia. Każda pozycja grubsza od miesięcznika Classicauto jest dla mnie w takich chwilach wyzwaniem - ba, nawet same miesięczniki (a także tygodniki, takie jak Motor czy Auto Świat) piętrzą się powoli w smutnym oczekiwaniu na przeczytanie. Dlatego tym bardziej ucieszyło mnie nowe dzieło red. Z. Łomnika zatytułowane "Cytryn & Gumiak: Poczontek". I nie tylko dlatego, że było stosunkowo niedługie (nieco ponad 80 stron) i wydane jako e-book, który można wziąć ze sobą w komórce. Co zresztą uczyniłem.
Cytryna i Gumiaka znają chyba wszyscy złomomiłośnicy w Polsce. Para mechaników, którzy naprawio co kto nieumiał, zazwyczaj za pomocą młotka, trytytek i części, które akurat są na podorędziu. Tym razem jednak nie opowiadają o ich warsztatowej codzienności, a o drodze, którą przebyli, by w końcu osiąść w Woli Dzbądzkiej i wspólnie prowadzić warsztat. A droga była to równie zawiła, co fascynująca - wystarczająco fascynująca, bym całość (nie licząc przeczytanego wcześniejszego wieczoru wstępu) przeczytał w busie wiozącym mój chałturniczo-szantowo-folkowo-coverowy skład na wykon w Jachrance i w przerwie między setami.
Tak - "Poczontek" wciąga, i to przynajmniej równie mocno, co wcześniejsza pozycja autorstwa Z. Łomnika, czyli "Grzybologika". Warszatowe przypadki - ponoć prawdziwe (jedynie nieco sfabularyzowane) - wywołują opad szczęki, któremu towarzyszy niedowierzanie, że tacy ludzie istnieją (i dotyczy ono raczej klientów, a nie samych C&G), zaś znaczna część głównej akcji, osadzona w gangsterskich latach 90., sprawia, że stwierdzenie "kiedyś było lepiej" traci nieco sens. Całość opowiedziana jest dość wiarygodnym językiem - jestem skłonny uwierzyć, że w taki właśnie sposób wypowiada się Cytryn, który prowadzi właściwie całość narracji. Jedyne, czego jestem skłonny się przyczepić, to interpunkcja - wiadomo, sam język, łamiący niejednokrotnie zasady gramatyczne, ma wiernie odwzorowywać mowę panów C&G, jednak występujący tu i ówdzie brak przecinka w miejscu, gdzie zdecydowanie powinien się znaleźć, może nieco razić. Pamiętajmy jednak, że "Poczontek" został nie tylko napisany (a w zasadzie spisany a następnie nieco sfabularyzowany) ale również wydany przez Z. Łomnika, co oznacza również, że przed ukazaniem się nie trafił w łapy edytora.
A między innymi dzięki temu kosztuje tylko 5 zł.
Tak - za 5 zł można mieć ponad 80 stron wciągającej opowieści ze stron, gdzie życie nie głaszcze po elementach. Dorzucając kolejne 2,50 dostajemy w pakiecie napisaną około półtora roku wcześniej "Grzybologikę". Łącznie 7,50 zł za sporo świetnych, wciągających opowieści, które sprawią, że zwątpicie w ludzkość. A jako, że ja zwątpiłem w nią już dawno, tym bardziej ubawiłem się, czytając zarówno "Grzybologikę", jak i "C&G: Poczontek".
A między innymi dzięki temu kosztuje tylko 5 zł.
Tak - za 5 zł można mieć ponad 80 stron wciągającej opowieści ze stron, gdzie życie nie głaszcze po elementach. Dorzucając kolejne 2,50 dostajemy w pakiecie napisaną około półtora roku wcześniej "Grzybologikę". Łącznie 7,50 zł za sporo świetnych, wciągających opowieści, które sprawią, że zwątpicie w ludzkość. A jako, że ja zwątpiłem w nią już dawno, tym bardziej ubawiłem się, czytając zarówno "Grzybologikę", jak i "C&G: Poczontek".
O widzisz! Przypomniałeś mi żeby zamówić tego ebuka. Bo tak się do tego zbieram już od tygodnia.
OdpowiedzUsuńTakże bardziej konstruktywnie wypowiem się jak już przeczytam najnowszą twórczość redaktora Łomnika.
Natomiast co do Grzybolobiki to przeczytałem od deski do deski już ze trzy razy. I wciąż próbuje namówić rodzinę i znajomych. A oni, że nie bo to o samochodach... Ech, nie wiedzą co tracą.
Smutna ta książka jest...
OdpowiedzUsuńPrzeczytane za jednym posiedzeniem, wciąga bardziej niż najnowsza powieść Cacao DecoMorreno.
OdpowiedzUsuńCały wątek gangsterski mimo kilku śmiechów, raczej smutny. Dobrze pokazuje ciężkie realia lat 90ych, kiedy każdy kombinował jak mógł.
Mam wrażenie, że tematy na niektórch blogach się ze sobą pokrywają i nie ma sensu czytać całego, dla jednego wniosku. Lecz są takie, które godne są rzucenia okiem - dokładnie jak ten.
OdpowiedzUsuńA po polsku?
UsuńKsiążka redaktora Złomnika na bardzo dobrym poziomie. To najprawdziwszy, solidny reportaż z mnóstwem smaczków i dobrze opowiedzianych historii. Wciągająca i z pozytywnym zakończeniem. Polecam!
OdpowiedzUsuń