poniedziałek, 2 października 2017

Eventualnie: Paździerznik

Trochę smutny ten rok. Przynajmniej pod względem rajdów. Nie ma już Nitów, nie było Praskiego, nie odbył się też WUK. Z rajdów, które się odbyły, sporo z kolei przeleciało mi koło nosa - głównie z powodów czasowo-organizacyjnych. Na szczęście udało się zaliczyć kilka innych - zarówno w roli kierownika, jak i umysłowego. Szczególnie końcówka sezonu - mimo wspomnianego powyżej braku Nitów (nad którym zdecydowanie najbardziej boleję) - póki co daje radę. Dopiero co odbył się pierwszy (i całkiem udany) Świdermajerajd, a już tydzień później miałem okazję pojechać z mą Osobistą Pilotką (nie czapką) na kolejny iwencik, tym razem na zachód od Warszawy. A iwencik był szczególnie odpowiedni dla naszego wehikułu, o czym świadczyła już sama jego nazwa: Paździerznik.


Jako, że miejsce startu zlokalizowano w podwarszawskim Nadarzynie, a wcześniej jeszcze należało zdać Młodzieża, bardzo cieszyłem się, że zbiórka została ustalona na godzinę 10. Dodatkowa godzina snu (a przynajmniej więcej czasu na zebranie się) bywa na wagę złota.

Organizatorzy, czyli ekipa Klasyków i Plastików, była zwarta i gotowa, podobnie, jak pierwsze przybyłe załogi

Kolejka po cebu... yyy, pakiety startowe do małej, kanciastej budki stanowiącej biuro rajdu

Numer pobrany i przytwierdzony

Konkurs elegancji na Nitach 2015 wygrany, ale Największy Paździeż Rajdu to zdecydowanie nie był

4 dekady odstępu, a stylistyka z tej samej epoki

Perły RWPG

Kącik RWD

Warcy - może trochę, Rycy - raczej nie, Cescy - nie wiem, raczej Terkoce

Serwisujemy u tych samych specjalistów - i to widać

Kącik gwiazdorski

W sumie bez zaskoczeń

Subaru Niezłomne

Przepraszam, idę zmienić spodnie

...idę zmienić spodnie po raz drugi

Obywatelka Pilot postanowiła skorzystać ze słoneczka - wszak nie wiadomo, ile w tym roku będzie jeszcze okazji

Zestaw typu "1991"

Zestaw typu "1980"

Tutaj nic do siebie nie pasuje, nie szkodzi

Przygotowania do startu

Wszystkie załogi na miejscu
W końcu przyszedł czas na odprawę...



...i na ustawienie się do startu.






Dzień dobry, kontrola trzeźwości zawodników

Już na samym początku wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. Sam itinerer nie wyglądał na szczególnie trudny - były tam co prawda dwie choinki, ale Obywatelka Pilot je lubi, zresztą sama na Świdermajerajdzie domagała się trudniejszych tras - za to niestety pojawił się element, którego sam nie znoszę, nie rozumiem i boję się panicznie.

Plan.

A nawet dwa.


Do tego, aby urozmaicić zabawę, pytania z trasy nie były ponumerowane. Owszem, umieszczone zostały po kolei, jednak pilnowanie tego, gdzie się jest w kwestii zadań, należało stuprocentowo do załogi.

Sama trasa, łącznie z pierwszą choinką, nie należała z początku do bardzo trudnych. Było kilka miejsc, w których dość łatwo można było się pogubić, ale równie łatwy był powrót na właściwą drogę. Również pytania były dobrze obmyślone, zaś odpowiedzi na nie bywały nader zabawne.


Trasa, wiodąca po położonych na południowy zachód od Warszawy miejscowościach, okazała się nader urokliwa pod wzgędem wizualnym.



Już pierwszy plan okazał się kłopotliwy. Wystarczył jeden czy dwa zakazy wjazdu, by musieć mocno modyfikować początkowo wybraną trasę. Poza tym przełożenie sytuacji z planu na realia drogowe jest dla mego niepełnosprytnego mózgu absolutną abstrakcją. Za to Osobista Pilotka zdawała się bawić coraz lepiej.

W końcu dotarliśmy do pierwszego pekapu.



Na punkcie obstawianym przez zazwyczaj biorących aktywny udział w rajdach Mariusza i Alę nie było żadnych pytań - zdawało się jedynie kartę drogową i odbierało drugą, wraz z kolejną częścią itinereru.

Zawierającą drugi plan.

Ten jednak był na samym końcu trasy. Wcześniej można było trafić na grube widoczki, stanowiące jednocześnie zadania z trasy. BARDZO grube.

Tam był jeszcze drugi

Osobista Pilotka uświadomiła mi, że prawidłowa jest nie jedna, a dwie odpowiedzi

Utrudnianie przejazdu w wykonaniu chmary niebezpiecznych złomów

Nie były pytaniem z trasy- jako uczestnicy Wrak Race mogły zapewne zniknąć w każdej chwili
W końcu trafiliśmy na pierwszy i jedyny na Paździerzniku punkt kontroli przejazdu (PKP) z pytaniami. W zasadzie nie był to pekap, tylko PNP, czyli punkt niekontrolowanego przejazdu (lub, po mojemu, punkt nagłej potrzeby). I... nie zachwycił mnie.


Nie chodzi o to, że pytania były trudne - one mają być trudne. Ale nie powinny wymagać specjalistycznej wiedzy z którejś z naukowych dziedzin. A tu - wymagały, konkretnie zaś z chemii.


Nie no, jasne, patent z ziemniakiem i definicja patyny mają prawo być znane, szczególnie graciarzom, ale zastosowanie kontrolowanej korozji, a w szczególności to, co wychodzi po połączeniu rdzy, wody i światła (przynajmniej, jak się potem okazało, w warunkach laboratoryjnych), to już wiedza zastrzeżona praktycznie dla chemików. Może dlatego, że poza nimi NIKT PRZY RESZTCE ZDROWYCH ZMYSŁÓW NIE INTERESUJE SIĘ CHEMIĄ.

Błagam. Każcie ludziom rozpoznawać płyny samochodowe po zapachu. Pytajcie, od czego jest dana gałka dźwigni zmiany biegów. Pokazujcie zdjęcia z gratami i pytajcie, który nie pasuje do zestawu i dlaczego. Ale nie wymagajcie wiedzy z zakresu chemii (czy fizyki, czy biologii). Bo co w następnej edycji? Historia starożytna? Statystyka? Pomologia???

No nic - trzeba było ruszyć w dalszą drogę.

A tam - zwierzątka.

To był jeden z fajniejszych etapów rajdu. Prościutki, ale na tyle nietypowy, by być interesujacym. Otóż zamiast itinereru były wpisane symbole zwierzątek, od których wzięły nazwy ulice w Otrębusach, w które należało wjechać. Niezwykle sympatyczny pomysł, propsuję niniejszym.

I wtedy wjechaliśmy na drugi plan.

Generalnie jest tak. Plan, zgodnie z tym, co twierdzili współorganizatorzy, rzeczywiście nie był szczególnie trudny - nie było punktów "dwucyfrowych" (czyli takich, na które wolno najechać tylko raz), nie było zbyt wiele obostrzeń dotyczących kierunku pokonywania ulic i skrzyżowań, zaleceń dotyczących kierunku najazdu na punkt lub opuszczenia tegoż nie było chyba w ogóle, ale za to był constans. Z podpuchą.

Pokrótce - constans oznacza konieczność wykonania konkretnego manewru w przypadku trafienia na konkretną sytuację. W tym przypadku był to wymóg skrętu w lewo za każdym znakiem "skrzyżowanie równorzędne". A takie znaki były dwa. I ustawione tak, że na punkt 333... w ogóle nie dało się wjechać.

Tyle, że nie.

Chciałbym tu jednocześnie wyrazić uznanie dla złośliwości autorów itinereru oraz zyeahbać ich jak bure suki za założenie, iż na amatorskim rajdzie turystycznym wszyscy uczestnicy będą znali wszystkie zasady nawigacyjnej jazdy po planie - w tym istnienie tzw. patyka. A tu patyk właśnie wystąpił. Otóż patyk - czyli kikutek pod znakiem oznaczonym obok planu jako constans - oznacza, że pod danym znakiem nie może być już żaden inny, inaczej się nie liczy. I tak było na drugim planie. Pod znakiem, który nie obeznanych z ww. mykiem wywalał z automatu poza plan przez konieczność skrętu w lewo, powieszony był drugi - "uwaga, dzieci". Oznaczało to, że należało go zignorować i cisnąć dalej do wyżej wymienionego punktu. Tylko trzeba było tę zasraną zasadę znać. Tego zaś, co można (i należy) wymagać od uczestników nawigacyjnych okręgówek, nie należy oczekiwać od amatorów jadących turystyczny rajdzik dla zabawy.

EDIT: Okazuje się, że materiały z objaśnieniem zasad zostały wysłane załogi przed rajdem - niestety, do maila dogrzebałem się dopiero teraz, gdy dowiedziałem się, że powinienem był go otrzymać. Tak czy inaczej - organizatorzy są pod tym względem czyści. 

No nic - następnym razem będę wiedział. Będzie wiedziała też Osobista Pilotka - która, nota bene, złapała, o co chodzi z planem, czyli osiągnęła coś, czego sam nie dałem rady ogarnąć mimo kilkudniowych ćwiczeń przed jednym z WUK-ów.

Oh well.

Tymczasem, po kilkugodzinnych zmaganiach, dotarliśmy na metę.


Rajd kończyły kolejne załogi, zaś wysłannik Stada Baranów przeprowadzał wywiady z organizatorami i uczestnikami. W tym, prawdaż, z nami. Dam znać, gdy filmik się ukaże - tym bardziej, że sam tym razem nie miałem czasu na kręcenie czegokolwiek.

Uczestnicy docierają

Stado filmuje, organizatorzy opowiadają



Podobno Activa V6, a na listwach 1.6. A wiadomo, że liczy się znaczek, nie to, co pod maską 

Dwa z najlepszych małych aut ever

TEN POJAZD STWARZA ZAGROŻENIE

DANGER, DANGER, HIGH VOLTAGE

Dobra, jak przypiąć ten dach?




Kącik PRL, vol. 2

Kącik wspaniałości w głębokim przechyle


Muszę przyznać, że mimo pewnych niedociągnięć... czułem niedosyt.

Trasa była po prostu świetna. Okolice, przez które biegła - równie ciekawe, co urokliwe (szczególnie Podkowa Leśna, która ujęła nas zarówno swą urodą, jak i jeżdżącą po niej Beczką na czarnych w charakterze legitnej taryfy). Itinerer - wreszcie nie za łatwy. Jedyne, czego zabrakło, to ciekawe pekapy.

Tymczasem przyszedł czas na ogłoszenie wyników. A konkretnie pierwszej trójki i zdobywców nagród specjalnych. 



Zgodnie z przewidywaniami... znów nic nie wygraliśmy. Na pewno położyliśmy przynajmniej połowę "rdzawego pekapu", prawdopodobnie umknęło nam też trochę rozmieszczonych po drodze kartek z numerami (i niepotrzebnie wpisaliśmy jedną wiszącą po lewej stronie drogi, bo jako lajkoniki nie znaliśmy zasady, że liczą się tylko te po prawej, zaś info, że takowe się nie liczą, które ponoć było, jakoś nam wzięło i umkło). Najgorsze jest to, że... wciąż nie wiemy, które zajęliśmy miejsce - pełna klasyfikacja wciąż nie została opublikowana.

Ale mam nadzieję, że nie byliśmy ostatni.


Czy przyjadę na kolejną edycję? Wiem, powtarzam się, ale TAK. Jasne, nie było idealnie (ten poziom osiągnęły chyba tylko Barany na nieodżałowanych Nitach), ale po pierwsze sam pomysł był świetny, po drugie ogrom włożonej pracy przyniósł naprawdę dobry efekt, po trzecie zaś... po prostu uwielbiam rajdy. A tych jest coraz mniej.

Dlatego też z pewnością pojawię się na zapowiedzianych już zimowych Klasykach i Plastikach. Będzie okazja poprawić nędzny wynik z zeszłego roku.

EDIT: Wyniki wreszcie opublikowane. Ostatni nie byliśmy, ale... blisko. Podsumowanie może być tylko jedno: skoro po kilku latach jeżdżenia zajmuję pozycję w ogonie, ewidentnie znaczy to, że jestem za głupi na takie imprezy. Dla Obywatelki Pilot był to 3 rajd, zaś dla mnie - nie wiem już, który, dlatego odpowiedzialność spoczywa tylko na moim tępym łbie. Nie mam pojęcia, co robię źle - i biorąc pod uwagę, że spędziłem sporo czasu nad nauką zasad nawigacji, raczej już się nie dowiem. Pozostaje odpuścić, albo... nadal robić z siebie debila.  

5 komentarzy:

  1. Z tymi rajdami jest taki "problem", że każdy jest inny. Każdy ma inne zasady i na co innego należy zwracać uwagę. Więc w sumie nie można być w tym dobrym (chyba, że jest się Pawłem w Wartburgu, który regularnie wraca z nagrodami :D ). Po prostu niektóre rajdy podpasują bardziej a inne mniej. Na FB wspomniałeś, że dobre wyniki w Nitach, Rembertowskim czy Praskim są wypadkami przy pracy a to nieprawda. Zauważ, że na tych imprezach trzeba wykazywać się wiedzą, którą posiadają osoby pamiętające jeszcze poprzedni ustrój ;) My ygreki raczej nie mamy w nich szans :P A co do Paździerznika to w naszym przypdaku za dobry wynik odpowiada udział w ultra nawigacyjnym Jesiennym Liściu, który odbył się tydzień wcześniej. Gdyby nie to wyjechalibyśmy z planów na tarczy. Reasumując trzeba jeździć, cieszyć się zabawą i analizować swoje błędy na przyszłość. A tak wogle to kiedy będzie jakiś Bass Rally? ;) Pozdrowienia od ekipy caroplusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanse macie - wystarczy czytać Tymona, Barany, Automobilownię itd. :-) Taka wiedza nie jest niedostępna dla młodszych uczestników - po prostu trzeba jej poszukać (choć oczywiście na początku nawet nie wiadomo, czego).

      BassRally raczej nie będzie. Po pierwsze mój skill organizacyjny znajduje się gdzieś koło 3 km poniżej Rowa Mariańskiego (wszystko, za czego organizację się brałem, kończyło się katastrofą albo w ogóle nie dochodziło do skutku), po drugie, biorąc pod uwagę moją niszowość, przyjechałyby ze 3 załogi. Ale nie wykluczam pomocy przy organizacji innych imprez - tak, jak na 2 rajdach Złomnika, gdzie obstawiałem pekapy.

      Usuń
  2. E, nie ma się czym przejmować. My też w rajdach jeździmy od kilku lat, choć nieregularnie, i ani razu nie stanęliśmy na podium. To znaczy, raz się udało, ale to był rajd nocny na 12 załóg w listopadzie i ze względu na spontaniczny charakter imprezy nie przygotowano żadnych nagród. Na ZimoWUKu zajęliśmy 5 miejsce i to by było tyle z sukcesów. Po głębszej analizie okazuje się, że najlepiej nam idą rajdy, kiedy podchodzimy do nich bezstresowo - wtedy wszystkie pułapki typu choinki, constanse i plany stają się proste.

    Paździerznik był bardzo przyjemny, o czym w sumie już pisałem, choć rzeczywiście PKP z chemicznymi pytaniami mógłby zostać zastąpiony zagadkami stricte motoryzacyjnymi.

    Może sukcesy to kwestia praktyki. W zasadzie podium najczęściej zajmują te same osoby, których nazwiska widuję niemalże na każdym rajdzie w Warszawie i okolicach. Jeździć zatem, nie poddawać się! :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcie z podpisem: "Tutaj nic do siebie nie pasuje, nie szkodzi"

    No jak nie pasuje? Ewidentnie zestaw typu "późne lata 90-te", kiedy na parkingach był rozstrzał roczników aut na poziomie 20-30 lat ;)

    A co do wyniku - nie ma się co poddawać.w każdej rywalizacji warto próbować sił do skutku :) Ja i tak Warszawiakom zazdroszczę tylu ciekawych rajdów nawigacyjnych. W życiu w czymś takim nie jechałem - jakoś w Białymstoku chyba nie są organizowane, albo ja nic nie wiem, Z resztą nawet jakby były, to nie miałbym czym pojechać (Civic za nowy, Astrą zaś wyglądałbym jak debil co pomylił rajdy), ale podejrzewam, że byłoby interesującą odmianą od walki o ułamki sekund :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Xanita Activa v6 "1.6 ;)" - cudowny sposób na trollowanie takich, którym się wydaje, że mając moc są szybcy.
    Nie pamiętam, który z kierowców powiedział "Proste są dla szybkich samochodów, zakręty dla szybkich kierowców"

    OdpowiedzUsuń