sobota, 4 lipca 2015

Czas zmian, cz. 1: poszukiwania

- Pamiętasz tego mojego dawnego Peugeota? Teraz jeździ nim mój ojciec. Rozważa sprzedaż. Za trójkę.

Tak czasem może wyglądać impuls. W każdym razie tak wyglądał w moim przypadku.

Nie oszukujmy się - Madzia (która nadal jest do wzięcia, DOGADAMY SIĘ CO DO CENY), choć okazała się świetnym, niezawodnym jeździdłem, powoli przestawała wystarczać. Nie, nie chodzi tu o wiek czy stan. Po prostu jej możliwości przewozowe czasami okazywały się nieco przykrótkie. Do tego brak wspomagania i działającego radia (i moja niechęć do rozkręcania deski rozdzielczej) zaczynał mnie nieco męczyć. Jednak wciąż ceniąc jej trwałość i wygodną przednią część wnętrza nawet nie myślałem o zmianie - wszak jako ojciec mam znacznie ważniejsze wydatki. Jednak rozmowa, w której padła propozycja dotycząca Peugeota za trójkę, stała się impulsem. 

Impulsem do zmian.

1. Trzystaszóstka

To Peugeot 306 miał być tym, który zastąpi Madzisławę. Ostatni rok produkcji, 1.6, klima, elektryka i automat - to wszystko za jedyne trzy tysiące! Do tego znane, pewne źródło. Jak tu się nie skusić? Umówiłem się zatem na przejażdżkę.

Pełzacz - będący de facto technicznym bratem-bliźniakiem Chaimka, tylko z inną budą i mniej kłopotliwym silnikiem - nieco mnie rozczarował. Owszem, wnętrze przestronne, bagażnik większy, niż w Madzi (bas w pokrowcu wchodził bez bólu, myślę, że wlazłyby nawet dwa), do tego fajne, przytulne fotele - jednak materiały sporo słabsze, niż w ZX-ie. Ale na to w samochodzie o tak dobrej relacji ceny do użyteczności nie ma nawet co zwracać uwagi. Zwrócić ją jednak można było na zaskakująco twarde zawieszenie oraz deskę rozdzielczą, która łomotała na każdym najdrobniejszym wyboju. To pierwsze oznaczało to samo, co w większości trzystaszóstek, czyli belkę do regeneracji, to drugie zaś zwyczajnie irytowało. Nadal jednak Peugeocik pozostawał świetną propozycją. Kolega, który mi go oferował, podchodził do sprawy uczciwie - jasno dał do zrozumienia, że nie sprzeda mi go, jeśli nie obejrzę go od spodu (Pełzacza, nie kolegi). Trochę biłem się z myślami - oferta kusząca, samochód fajny, źródło pewne, belkę i tak trzeba zrobić we wszystkich trzystaszóstkach i pochodnych wystawionych na sprzedaż. Jednak z tyłu głowy pojawił się głosik mówiący, że jeśli mam kupować auto, które ma godnie zastąpić Madzisławę, to może jednak coś, do czego wejdzie więcej basów?

Odwlekałem spotkanie na którym Peugeot miał zostać sprawdzony w serwisie, potem jeszcze straciłem telefon z numerem do kolegi - i tak sprawa upadła. Trochę mi głupio. Jeśli to czytasz - ten Peugeocik naprawdę jest fajny, a regenerację belki wliczyłem sobie w koszty. Jednak zapragnąłem kombi lub vana. A w moim budżecie nie jest o to łatwo, o czym przekonałem się już wkrótce.

2. Nieco krzywy Accord


Kolega z pracy podesłał mi ogłoszenie. Accord Aerodeck z '93 za 2500, określany jako piękny klasyk. Napaliłem się natychmiast. Bardzo lubię Hondy, szczególnie z lat 90., a wszelkie Aerodecki zawsze wywoływały u mnie mrowienie w lędźwiach. Natychmiast zadzwoniłem do właściciela i uzyskałem adres postoju Accorda. Miałem go obejrzeć a następnie umówić się na jazdę jeśli mi się spodoba.

Nie spodobał się.

Owszem, spodziewałem się rdzy. Jednak blacharski stan egzemplarza nieco mnie zniechęcił. Jasne, nie należy spodziewać się cudów za 2500 - podejrzewam, że zresztą samochód jest wart tej ceny. Ładne egzemplarze kosztują zazwyczaj więcej. Niestety.

3. Babciu Suń Się

Na Otomoto pojawiło się Daihatsu Gran Move (czyli Babciu Suń Się, ew. Ruch Babć) za śmieszną cenę 1999 złotych polskich. Gran Move jest zlepkiem cech, które uwielbiam: szkaradne, praktyczne, niezawodne i o czynniku WTF wywalającym przez sufit. Musiałem go obejrzeć.

Jechać pół miasta aż do samego centrum jelita grubego tylko po to, by obejrzeć byle jak zdrutowanego po wypadku śmiecia pokrytego praktycznie w całości spękaną szpachlą - bezcenne. Czego się spodziewałem za te pieniądze? Samochodu w takim stanie, jak Madzia? Nie, czekaj...

4. Her name is Rio


Nad Rio przez chwilę zastanawiała się moja Czcigodna, zanim zanabyła Fiestkę. Auto o bardzo dobrej relacji ceny do praktyczności, do tego mające opinię mało kłopotliwego.

Znalazłem, zadzwoniłem, umówiłem się.

Właściciel okazał się komunikatywnym, uczciwym gościem a samochód - dobrze rokującym kawałem żelaza. Do tego ze sporym bagażnikiem. Przejechałem się - co prawda tylko na fotelu pasażera, ale to wystarczyło, bym wiedział, że Kijanką da się bez bólu jeździć. Niestety, również bez większej przyjemności. Wnętrze było badziewne - plastiki rysowały się od samego patrzenia na nie, a tapicerka była zrobiona chyba z przetworzonych jutowych sznurków. Taniość czuć było wszędzie - jednak w tak niskiej cenie samochód typowo budżetowy uznałem za najrozsądniejszy pomysł. Stwierdziłem, że prześpię się z tematem i jeszcze poszukam, a do Kijanki - jeśli jeszcze będzie - zawsze można wrócić. To naprawdę niezłe auto, tylko wymaga dłuższego zaprzyjaźniania się.

4. Nysa Syrena

Na co zazwyczaj patrzy ojciec rodziny, szukając samochodu? Na vany. Czego szuka człowiek, który potrzebuje auta do wożenia sprzętu? Vana. Dlatego objawienie się ładnego Nissana Sereny sprawiło, że podskoczyłem na krześle używając samych mięśni pośladków. Dodatkowo okazało się, że stoi niedaleko miejsca mego zamieszkania.

Okazało się też, że jest nieco zmęczony (nic, czego nie mógłbym się spodziewać po sporym samochodzie za niecałe 4k), butla LPG zajmuje cały bagażnik i uniemożliwia złożenie trzeciego rzędu siedzeń a właściciel nie chce jeździć bo skończył się przegląd. Trochę mnie to zniechęciło, ale przecież wizualne zmęczenie nie musi oznaczać mechanicznej ruiny, gaz można zdemontować lub zmienić zbiornik (tym bardziej, że temu kończyła się legalizacja), zaś przegląd miał być zrobiony kilka dni później. Odłożyłem sprawę na później.

5. Polówka

VW Polo Variant zawsze wydawał mi się niedużym ale praktycznym toczydłem. Do tego kusiła prostota konstrukcji i niezawodność benzynowego silnika 1.6 oraz ceny części oscylujące między śmiesznymi a znikomymi. Poza tym upatrzony egzemplarz był w moim ulubionym ciemnozielonym kolorze, a przecież wiadomo, że lakier ma decydujący wpływ na to, jak auto jeździ. Niestety - w tym przypadku decydujący wpływ miał cwaniaczkowaty właściciel wciskający mi ściemę tak tłustą, że zaszło słońce, ewidentnie różne odcienie na różnych elementach karoserii, telepiące przy zamykaniu drzwi kierowcy i pompa wspomagania przy każdym głębszym skręcie jazgocząca w niebogłosy. Trochę szkoda, bo sam model sprawia wrażenie zupełnie przyzwoitego dupowozu. Mimo, że jest de facto Seatem ze znaczkiem VW.

6. Expo czyli amerykański Japończyk


Kolejne ogłoszenie - Mitsubishi Space Wagon w wersji na rynek USA, czyli Expo. Japończyk - plus. Van - plus. Klima - plus. Automat - plus.

Pojechałem, by obejrzeć. Progi - minus. Fretlessy lubię tylko takie, na których da się grać, zaś remont blacharki powyżej pewnego zakresu jest w tanim aucie zupełnie nieopłacalny.

7. Balonik

306 i Polo Variant to chyba jedyne popularne auta, którym się przyglądałem. No, może jeszcze Rio. Pozostałe to skośnooka egzotyka. Do takiej w zasadzie można też zaliczyć Suzuki Baleno - samochód niepozorny, ale dość rzadko u nas spotykany. W wersji kombi spodobał mi się bardzo. Tym bardziej, że - tak, jak Polówka - był zielony. Stan blachy przedstawiony na zdjęciach rokował nieźle, wyposażenie (klima!) kusiło a cena 4500 zł była na granicy akceptowalności - tym bardziej, że na pewno udałoby się coś urwać. Umówiłem się.

Sympatyczny młody człowiek opowiedział mi o aucie i dał się przejechać. Suzuki prowadziło się zupełnie przyzwoicie, klima działała, trochę zastanawiało jedynie wrażenie filigranowości całej konstrukcji. Zajrzenie pod spód i oględziny progów nie dały podstaw do obaw. Do tego tylna pokrywa skrywała zupełnie niezły bagażnik. Balonik był naprawdę zachęcający. Moja propozycja - 4000 zł - została przyjęta. Jednak od paru chwil wiedziałem, że mam do obejrzenia jeszcze jedno auto.

I dlatego opowieść jeszcze tutaj się nie kończy.

20 komentarzy:

  1. Bierz tego Borewicza w budyniu na kołpakach Tesco z Twojej okolicy. ;-)
    Swoją drogą ciekawe co z nim się dzieje, dobry rok go nie widziałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. 306 to fun generator, ale o wiesz ;-)
    4. Rio - tak, tak, tak! olać jakość plastików; gorzej z tapicerką, ale...z tego co wiem, w tym czasie (przed całkowitym połączeniem) Hyundai oferował o niebo lepszą/trwalszą.
    6. jak chcesz coś takiego, to proponuję rozejrzeć się za tania kopią - Hyundai Santamo. Podaż ujemna, ciekawe dlaczego? ;-)
    W tym stylu jest jeszcze Daewoo Tacuma/Chevrolet Rezzo. Jak ogarnięte są przewody powietrzne (wada konstrukcyjna), to nic tylko jeździć aż odpadną koła.
    7. Baleno też rozważałem, aż do momentu badania organoleptycznego blacharki. Świetny i niezawodny. I zero wynalazków w konstrukcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Owszem, bardzo fajne jeździdło, lubię.
      4. Bardzo poważnie brałem pod uwagę.
      6. Widziałem, nie zdążyłem, a chciałem się umawiać. Tacuma/Rezzo zawzwyczaj kosztuje troszkę więcej i coś mnie od niego odpycha.
      7. Ten miał niezłą - oczywiście nadkola z tyłu chrupane, ale poza tym zdrowo. Był moim nr 1, tuż przed Rio. Aż do następnego ranka.

      Usuń
  3. Jak kolejny egzemplarz do oględzin okaże się padłem to bierz Baleno (o ile blacha rzeczywiście jest zdrowa). Powinien być niezawodny i ma potencjał na przyszłego youngtimera (zwłaszcza w kombi).
    Swoją drogą, mój znajomy ostatnio stał się posiadaczem W201 ze swapem na 3.0b 180KM z W124 (rakieta nie samochód) w atrakcyjnej cenie 3000pln (odsprzedał mu znajomy z podstawówki). Któregoś dnia zajechał nim by zasięgnąć opinii czy brać, powiedziałem mu, że jeśli on go nie kupi to ja go biorę tego samego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  4. W tej cenie się nie wybrzydza ("Plastiki wygondajo tanio!!"), tylko się bierze to, co daje nadzieję na bezawaryjną eksploatacje i nie jest zajeżdzone. Bierz Pan te Rio i nie cebuluj, że prestiż mały i nie ma drewna jak w Maybachu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rio bardzo poważnie brałem pod uwagę, choć perspektywa kilku lat w tym wnętrzu wywoływała u mnie lekkie skłonności depresyjne. Madzia, za którą dałem 3100, ma zwyczajnie dużo solidniejszą deskę i lepsze fotele. Do tego oparcie dzieliło się odwrotnie, niż potrzebuję (węższa część po lewej, podczas gdy fotelik wożę z prawej). Ale tak, Kijanka była poważnym pretendentem.

      Usuń
  5. Baleno ujeżdżałem przez pół roku i jeździło to zaskakująco dobrze. Prawie jak Honda:) Silnik 1.3 85KM w 3D dawał radę.
    Oczywiście najbardziej żal Accorda o którym zresztą gadaliśmy. Nie wiem czy stan blachy był tak istotny, przecież pewnie i tak auto, które kupisz będzie przeznaczone do zajechania, a nie poważnego inwestowania.
    Ale jak nie to Baleno. Moje miało 330.000 na liczniku i dalej jeździło jak głupie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było 1,6, polift. Bardzo ładne. Niestety silnik był nieco zaszczany, ale to było do sprawdzenia - wystarczy zajechać do serwisu i spytać czy to spod dekla zaworowego, czy gorzej. I byłem bardzo blisko.

      Usuń
  6. Hm... Ten nie, ten tez nie, ten mi sie nie podoba... Kurcze, przypominasz mi moja zone. Cala szafa ubran, a nie ma co zalozyc.

    Nie bede ci doradzal, ani mowil co masz robic/kupic bo przeciez sam wiesz najlepiej co potrzebujesz. Jakkolwiek, stawiajac sie na twoim miejscu pozwolilbym rozsadkowi wziac gore nad uczuciami. Mysle ze cos z japonskiej kuchni byloby zdecydowanie najrozsadniejszym wyborem.

    Prawdopodobbie bedzie problem z korozja ale mechanicznie te auta sa nie do zajezdzenia. Kilka lat temu mielismy Mitsubishi Mirage - 230.000 mil na szfie (czyli cos okolo 370.000 km), z auta odpadl lakier, kierownica sie przetarla, po wlaczeniu klimatyzacji nadwozie dygotalo jak trzepaczka do jajek - ale woz pali za dotknieciem. Sprzedalismy go za 700$ i ten woz jezdzi do dzisiaj.


    No nic, ciekawy jestem jakie to jeszcze inne auto masz do obejrzenia.


    LordOfTheRoad

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, nawet wydając relatywnie małą kwotę warto szukać czegoś, co spełni Twoje oczekiwania, będzie w znośnym stanie i nie wzbudzi odrazy. A Japońce były głównym obszarem poszukiwań.

      Usuń
  7. Odradzam serenę. Szczerze. 12 litrów pojemności układu chłodzenia. Teść kolegi kupił taką w 1999 roku, zapłacił 45 koła, oczywiście używana, chyba pięcioletnia. Stało toto więcej niż jeździło. On ganiał maluchem. Nawet wymianę silnika zaliczyla, aż chyba w zeszłym roku pogonił ją za 1200 złotych, po kilkuletnim (a jakże!) postoju na parkingu, spowodowanym jak zwykle kolejną, liczoną na grube setki władysławów awarią...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja się nie zgadzam na żadne pe...lskie fury japońskie dziurawe i nieklasyczne i z jakimś dalekowschodnim bagażniczkiem koreańskim na Koty, czy na czym tam grają. Słyszałem, że na Kotach i oni te Koty zamykają po dwa w takiej beczce, chyba Taiko, nakrywają Gongiem i naparzają w to gitarą marki Shamizen. Wtedy Koty wydają dźwięki instrumentow szarpanych. Natomiast jeśli chodzi o motoryzację zdolną połknąć taki zespół instrumantalny, to już pozostają tylko poważne propozycje zza północnej granicy, rozwiązujące na raz problemy transportowe (nawet po ewentualnym zagazowaniu), klasyczne problemy motoryzacyjne, a i bywają na czarnym szyldzie. Tak, że no... tego:

    Trza się opowiedzieć po jakiej stronie motoryzacji się jest i raz sprawić sobie taką przygodę, w której da się jeździć na zloty, na chałtury i z młodzieżem z bananem na gębie i naklejką złomnika. Nie tam jakieś słoneczka, tylko pełnym ryjem.

    Bo przecież w niedalekiej okolicy:
    http://olx.pl/oferta/volvo-240-2-3-benzyna-245-kombi-zamiana-CID5-IDaMlDz.html#6a9f07a3aa
    http://olx.pl/oferta/sprzedam-volvo-850-CID5-IDaMD4N.html#b94f388145

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zią. Ty nie wychodź przed szereg. Ty weź zaczekaj do jutra. Bo ten, no. Zresztą sam zobaczysz.

      Usuń
  9. Z takich możliwości brałbym czystaszóstkę chyba. Po dwuletniej eksploatacji koreańca mam już serdecznie dość tych dalekowschodnich tworzyw we wnętrzu. Serio to potrafi obrzydzić każdą podróż zwłaszcza jak jest nieco bardziej gorąco...
    A od Sereny broń cię panie Borze. Rodzice znajomego mieli taką. Wspominają jakonajgorszy szajs w historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wziąłem zupełnie co innego.

      Zią, ale Ty się miałeś w ogóle Madzią bujnąć. Teraz, póki Madzisława jeszcze nie ma nowego upalacza (mam 2 zainteresowanych), masz jeszcze szansę bujnąć się oboma. Jak bedzie?

      Usuń
    2. Ano może być tak że w ten weekend się złapiemy i coś niecoś potestujemy. U mnie też chwilowo dwie fury na stanie (Lance i Bleron) to mogę się odwdzięczyć w ten sam sposób. Tylko logistycznie nie wiem jak to zrobić bo byśmy się musieli rozdwoić chyba

      Usuń