Nadmieniłem już kiedyś, że jednym z mych basowych (i nie tylko) idoli jest niejaki Lech Janerka. Człowiek to wszechstronnie utalentowany - wokalista, kompozytor, autor fenomenalnych tekstów oraz, oczywiście, basista. W tej ostatniej roli jest zresztą bardzo niesłusznie niedoceniany. W panteonie polskich basowych potworów wymienia się (słusznie zresztą) Wojtka Pilichowskiego, Krzysztofa Ścierańskiego, Piotra Żaczka, Bartozziego Wojciechowskiego czy Marcina Pendowskiego, niektórzy dodadzą Waldka Tkaczyka lub Tomasza Grabowego, jednak wielu innych, równie utalentowanych (choć może mniej technicznie grających) basistów w takich zestawieniach wymienia się rzadziej - i do tej ostatniej grupy zalicza się właśnie Janerka.
Jego debiut z zespołem Klaus Mitffoch był ciosem w pysk tak mocnym, że nie zatrzymywał się na twarzoczaszce, tyko podążał dalej, wprost do mózgu. Nie dlatego, że była to jakaś szczególnie ostra muzyka (nie była) - jakość zaprezentowana przez wrocławską grupę była czymś tak nowym, świeżym i unikalnym, że ludzie, którzy "wiedzo o co chodzi", wykonali malowniczy opad szczęk, których nie pozbierali po dziś dzień. Genialne teksty Janerki, jego charakterystyczny, nieco ochrypły głos i niebanalna muzyka, której bardzo ważnym elementem jest coś, co doceniają niestety nieliczni: świetne, nieoczywiste linie basu.
Jedną z nich, pozornie prostą, ale wymagającą naprawdę sporego pomyślunku w kwestii kompozycyjno-aranżacyjnej, znajdziemy w jednym z mych ulubionych utworów z tej płyty (nie tylko ze względu na bas, ale również rewelacyjny tekst) - "Siedzi".
Linia nie jest szczególnie trudna technicznie, wymaga jednak uważnego rozpracowania oraz sporego skupienia i precyzji podczas gry. Na szczęście numer jest krótki, co nie pozostaje bez znaczenia dla wariującej czasem karty w aparacie służącym za kamerę i dla basisty-leniwca.
A tak to brzmi w mojej wersji:
Tymczasem już pojutrze Nity. I tak, będę tam. I to - o ile nie nastąpi jakiś wysryw w ostatniej chwili - nie tylko jako obserwator. Do zrobaczenia!
Wieeem, też to znam...
OdpowiedzUsuńProtestuję! Jako laik (ba! nawet miałem bas, tylko nigdy nie wyszedłem poza fazę brzdąkania ;)) nie kojarzę ani jednego powyższych członków Panteonu. Ani jednego, za wyjątkiem właśnie Jana Nerki, który dla mnie, od lat, jest takim polskim Claypoolem. (a skoro dziś taka ładna pogoda, to może czas na Paragwaj?)
OdpowiedzUsuńNa Paragwaj kolorowo odlecimy z Młodzieżem koło 14. Tak na ok. półtorej godzinki. Niech się chłopak dotleni.
Usuń