No i stało się. Upał zelżał. Pocimy się nieco mniej, za to kichamy bardziej - przynajmniej ja. Sezon jesienno-zimowy to dla mnie kilka miesięcy szczękania zębami przerywanego smarknięciami i okazjonalnym świstem z dowolnie wybranego oskrzela. Ale niektórzy podobno to lubią. Marznąć, znaczy, nie kichać i zdychać.
Na szczęście nieprzyjazne warunki atmosferyczne i deficyt światła nie oznaczają, że pozostaje jedynie wejść pod kołdrę i zapaść w sen zimowy (choć są chwile, że zasadniczo to bym chętnie). Wszak pojawiło się ostatnio kilka samochodów do śmignięcia - zarówno używek (wśród znajomych), jak i nówek-salonówek. I taką miałem okazję bujnąć się wczoraj.
Ostatnimi czasy Francuzi zdają się budzić i przecierać zaspane gały. Niektórzy nawet są chyba po pierwszej kawie, o czym świadczą ciekawe premiery motoryzacyjne z kraju bagietek i przereklamowanego wina. Wśród nich są choćby trzecia generacja Renault Twingo, w którym tym razem silnik powędrował w rejony zadnie (MUSZĘ się tym przejechać), oraz pociesznie prezentujący się krosołwer Citroena o sympatycznej nazwie C4 Cactus.
Gdy jedna z mych ulubionych marek (co przyznaję sam z siebie i bez bicia) wypuściła to dziwo, byłem dość mocno podekscytowany. Wreszcie znowu robią coś ciekawego! Może nie technicznie (nie ma hydropneumatyki), ale przynajmniej stylistycznie. Estetyka (przez niektórych zwana wątpliwą) idzie tu zresztą w parze z pewnym innowacyjnym rozwiązaniem: otóż te dziwaczne plastikowe panele na drzwiach są... wypełnione powietrzem. Są dzięki temu dość sprężyste, łatwo się uginają i od razu wracają do poprzedniego kształtu. Na zatłoczonych parkingach, po których grasują debile bez podstawowej choćby umiejętności manewrowania, takie rozwiązanie ma mnóstwo sensu. A że wygląda jak wygląda? Powiem szczerze - mi się podoba. Wpisuje się w całokształt pociesznej stylistyki Cactusa. Tym bardziej byłem zaciekawiony, czy jeździ to równie nietypowo, jak wygląda.
Umówiłem się tedy na jazdę próbną.
Po moim przybyciu na miejsce przesympatyczny pracownik salonu (naprawdę świetny człowiek, oby premie sypały mu się na głowę gęsto a hojnie) powiódł mnie ku stojącemu na parkingu salonu perłowo-białemu Cactusu (proszę mnie nie poprawiać, TEMU MISIU). Zanim jednak ruszyliśmy przeprowadziłem mój standardowy Test Basu, polegający na próbie wciśnięcia do bagażnika usztywnionego pianką pokrowca ze spoczywającym weń Fernandesem.
I, niestety, fail.
Bagażnik Cactusa nie jest może mały. Na oko (na które podobno chłop w szpitalu umarł, jednak o tym, na które i przede wszystkim czyje, źródła milczą) ma on przyzwoitą pojemność typową dla samochodu segmentu C. Zdaje się też dość ustawny - jego regularne kształty sugerują, że dość łatwo rozmieścić w nim bagaże. Niestety - jest za wąski i za krótki, by weszło doń basiwo, czy to w poprzek, czy nawet na skos. No trudno - od czego jest wszak składane oparcie? I tu kolejna porażka, i to znacznie sromotniejsza: oparcie owo owszem, jest składane, ale wyłącznie w całości. Nie dzieli się. Nawet w opcji. Albo wieziesz pasażerów, albo graty. Albo bas, albo dziecko w foteliku. Tertium non datur. Jeśli lecisz na Graj(mi)dół lub Bassturbację i masz ze sobą kilka wioseł, weźmiesz tylko jednego pasażera i żryj gruz, leszczu. Podobno zabieg miał na celu... obniżyć masę auta, dzięki czemu będzie ono konsumować mniejsze ilości paliw kopalnych. No super. Żeby zmniejszyć masę o ok. 200 g dzięki czemu zużycie paliwa spadnie o 0,0013 l/100 km pozbawiono rodzinnego przecież w swym charakterze samochodu cechy w dużej mierze decydującej o jego użyteczności. Kretyn, który to wymyślił, powinien dożywotnio nosić za mną basy. Albo moich pasażerów, jeśli zdecyduję się wziąć sprzęt do wozu.
Nie jest to niestety jedyny debilizm zawarty w pociesznych kształtach Cactusa, choć zdecydowanie najpoważniejszy.
Drugą cechą, która wywołała we mnie skurcz mięśni twarzowych, był wystający z deski rozdzielczej ekran dotykowy, który ma sterować wszystkim: radiem, klimą i paroma innymi funkcjami. Fajnie - zamiast bez patrzenia, intuicyjnie kliknąć przycisk lub przekręcić pokrętło, kierowca ma w trakcie jazdy po omacku głaskać kawał tworzywa, nie wiedząc nawet, czy włączył jakąś funkcję. I jaką. No chyba, że oderwie wzrok od drogi. Genialny pomysł, Jacques i Francois, w nagrodę możecie usiąść na suchej bagietce. Postawionej na sztorc.
Wątpliwości może też budzić brak możliwości opuszczania szyb w tylnych drzwiach - tego jednak nie czepiałbym się aż tak bardzo. Po pierwsze, jedna rzecz mniej, którą kreatywnie może zrobić sobie krzywdę (lub zepsuć) siedząca z tyłu latorośl, po drugie zaś nie sądzę, by którykolwiek z "kolczastych" Citroenów opuścił salon bez klimatyzacji.
Na szczęście to już koniec konstruktorskich pomysłów zajmujących spektrum między wątpliwymi a idiotycznymi, gdyż Cactusem jeździ się naprawdę fajnie.
Kilka dni wcześniej zdążając na cowtorkowy spot Klubu Cytrynki (na który w końcu nie dotarłem - tzn. dotarłem wprawdzie na miejsce, ale machnąłem ręką na socjalizowanie się i nawet nie podszedłem do ludziów) miałem okazję przymierzyć się do innego egzemplarza, stojącego sobie w centrum handlowym. I od razu poczułem się dobrze we wnętrzu. Siedzenia są obszerne i wygodne, a dobra pozycja za kierownicą - łatwa do znalezienia. Zwraca uwagę fajna, efektowna kierownica z jakby zrobionym z dwóch warstw wieńcem. Siedzi się głęboko, dolne krawędzie szyb są dość wysoko umieszczone - Blogo by się to podobało, mi niekoniecznie, gdyż lubię widzieć, co się dzieje dookoła samochodu, ale to już w zasadzie wspólna cecha wszystkich nowych aut. Natomiast generalnie wnętrze nowej Cytrynki jest bardzo przyjemnym, komfortowym miejscem.
Po ruszeniu poczucie komfortu nie zostaje zbytnio zburzone - zawieszenie może nie jest tak pluszowe, jak przyzwyczaiły nas starsze konstrukcje francuskiej marki (co uwielbiam i co uwielbia mój kręgosłup), ale nie jest też zbyt twarde - ot, dość sprężyste, nieprzesadnie sztywne nastawy. Szału nie ma, ale dramatu też nie. Dramatu nie ma też w kwestii osiągów - siedzący pod maską 3-cylindrowy, 82-konny silnik 1,2 zupełnie sprawnie kręci przednimi kółkami Cactusa. Osiągi można porównać z Madzią, która jest nieco słabsza, ale i sporo lżejsza. Generalnie - ognia w bieliźnie osobistej brak, ale do sprawnego przemieszczania się wystarczy.
Mimo tego zupełnie normalnego, nie wyróżniającego się niczym zawieszenia i po prostu wystarczającego silnika, pociesznym Citroenem jeździ się nader przyjemnie. Ma w sobie coś, co sprawia, że prowadzenie go sprawia sporą frajdę. Nie wiem, jak to zdefiniować - może to przyzwoicie dobrana siła wspomagania, może świetne, wygodne fotele i dobra pozycja za kierownicą. A może coś, czego brakuje większości współczesnych aut: charakter.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Citroen C4 Cactus to ciekawy przypadek: ma kilka irytujących wad, z czego jedna dla mnie jest dyskwalifikująca (brak dzielonego oparcia tylnej kanapy), jeździ zupełnie normalnie, jednak czynnik #chcij_to jest w nim cholernie wysoki. Czy zatem go chcę? Nie do końca - przede wszystkim ze względu na tę nieszczęsną jednoczęściową kanapę. I na pewno nie za ok. 60 tysięcy, które wołają sobie zań salony Citroena. Ale nie jest to w żadnym wypadku zły samochód. Jeśli jesteś w stanie pogodzić się z ograniczoną praktycznością, nie zależy Ci na budzących grozę osiągach, za to chcesz mieć wygodny dupowóz, który w dziwny, trudny do wytłumaczenia sposób sprawi, że będziesz się uśmiechał prowadząc go, Cactus jest wart rozważenia.
Plusy:
* wygodne wnętrze, szczególnie fotele
* przyjemność z prowadzenia
* pocieszna stylistyka
* bardzo pożyteczny patent z panelami na drzwiach
Minusy:
* BRAK DZIELONEGO OPARCIA TYLNEJ KANAPY
* ekran dotykowy zamiast przełączników
* BRAK DZIELONEGO OPARCIA TYLNEJ KANAPY
* stosunek ceny do użyteczności
* BRAK DZIELONEGO OPARCIA TYLNEJ KANAPY
Co nim wozić:
Trudno odpowiedzieć na to pytanie, gdyż Cactus raczej nie jest samochodem dla basisty. Ale jeśli się upierasz - pozostaje obrzyn. Najlepiej pochodzący z przełomu lat 80. i 90. Clover Slapper lub któraś z wariackich konstrukcji BassLab. A tak naprawdę Cactus to bardzo fajna propozycja... dla dziewczyny/żony basisty.
No chyba, że sama jest basistką. Wtedy brak dzielonego oparcia z tyłu zaboli i ją.
Jak ja strasznie choruję na to auto!! Po DS'ach znowu Citroen odważył się na coś 'bardziej', a tutaj to jak to auto wygląda, jakie ma detale po prostu totalnie do mnie przemawia.
OdpowiedzUsuńJeździłeś? Jeśli nie - zrób teścior. Ciekaw jestem Twojego spojrzenia na ten wynalazek. Mi się podoba, ale, cholera, ten bagażnik i kanapa :/
UsuńSzczerze mówiąc, miałem obawy czy Citroen nie da plamy z tym modelem i wychodzi na to, że dał. Brak możliwości dzielenia oparcia to jakaś kpina; do zbadania jest temat tego po****** panelu multimedialnego, czy występuje w opcji czy w standardzie? Niska pozycja za kierownicą całkowicie dyskwalifikuje kolczatka.
OdpowiedzUsuńI nie, 60 tysięcy nie jest dramatycznie dużo za "lajfstajlowy" pojazd.
Nie kupiłbym.
Wierz mi, jest dużo lepszy od Captura. DUŻO.
Usuńto jest po prostu nie ładne.
OdpowiedzUsuńMi się akurat podoba, no ale kwestia gustu.
UsuńZedecydowanie nie. Już mówię dlaczego:
OdpowiedzUsuń-Panele są tak szpetne, że już chyba lepiej mieć rysy i wgnioty. Jedyny powód dla którego tu pasują, to taki, ze calą reszta też jest szpetna. Pomysł bardzo dobry, wykonanie okropne.
-Brak otwieranych tylnych szyb. Jak auto cały dzień postoi na słońcu, to dobrze jest otworzyć wszystkie szyby i wietrzyć podczas jazdy zanim klima się rozkręci. A jak to zrobic, jak tylnych nie mozna otworzyc. No durnota i tyle
-crossover - to jest zawsze wada
Witam! Tylne szyby w Cactus'ie nie są opuszczane, ale UCHYLNE - na ok. 8 cm. W wyprzedażowej ofercie auto z 2014r. z naprawdę bogatym wyposażeniem (klima automat, kamera cofania...) to ok. 53 tys. PLN.
UsuńA ma dzielone oparcie kanapy? Nie? Ojej.
UsuńBo np. 31-letni Starlet red. Z. Łomnika ma.
Powiem tak - oparcie tylnej kanapy w C4 Cactus nie jest w żadnej wersji dzielona. Jest lekka i składa się w całości.
UsuńSam bagażnik jest w zupełności wystarczający moim zdaniem - nie co dzień jest potrzeba przewożenia takim samochodem
lodówki czy pralki [swoją drogą w takich sytuacjach sprawdził się C3 Cactus - wszystko składane, przesuwane, płaskie powierzchnie... ale auto mimo BARDZO wielu zalet i wyjątkowej poręczności w naszym kraju uchodzi chyba za zbyt
ekstrawaganckie...].
Co do obniżania masy Cactus'a - samochód faktycznie jest lekki. Cięcie kosztów a nie redukcja masy? Według mnie
to drugie.
Silnik 1.2 O DZIWO zbiera się zupełnie przyzwoicie, a 3 cylindry tylko na "zimnym" silniku dają o sobie znać. Później nie
ma po charakterystycznym warkocie śladu. Spalanie w miasto/trasa [60% miasto] - to ok. 5,3l/100km [i nie chodzi tutaj
o eko-jazdę...].
Co do przewożenia pralki czy lodówki miałem na myśli C3 PICASSO...
UsuńBagażnik Cactusa NIE jest wystarczający - bas w futerale nie wejdzie. Zabranie sprzętu na pokład czyni zatem Cactusa samochodem dwuosobowym. Ja zaś nie raz, nie dwa i nie piętnaście miałem sytuację typu biorę dwie osoby (czyli łącznie ze mną jadą trzy) i trochę sprzętu. Do mojej Mazdy do bagażnika ledwo wchodzi bas w miękkim pokrowcu, ale - UWAGA, UWAGA - ma dzielone oparcie kanapy, dzięki czemu manewr się udawał. Za każdym razem.
UsuńŻeby nie było - ja bardzo lubię Citroeny. Ale raczej te starsze. Z nowszych numerem jeden jest chyba Berlingo na spółkę z C4 Picasso, gdzie przewożenie ludzi i sprzętu nie powinno być problemem. Ale one kosztują sporo więcej od Cactusa. Chcąc zatem mieć samochód spełniający MOJE potrzeby, musiałbym udać się do konkurencji. Albo zdecydować się na standardowego C4, który zwyczajnie mi się nie podoba (w przeciwieństwie do absolutnie genialnego poprzednika).
Dla niebasistów - inny argument: fotelik z tyłu i bagaże wyjazdowe. Zresztą ten argument dotyczy i mnie. Kombi lub van - bez problemu. Hatchback z dzielonym oparciem tylnej kanapy - z łatwością. Cactus - dziecko lub część bagaży zostaje, TROLLOLOLLO
UsuńSilnik 82 KM może i jest w stanie uciągnąć Cactusa z jednym grajkiem na pokładzie i jego gitarą. Ja natomiast miałem okazję przewieźć tym autem 5 osobników (ze mną w roli głównej, bez gitary) i niestety z tym dychawicznym motorkiem czułem się zawalidrogą.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że do mnie ten design nie przemawia... jak pierwszy raz zobaczyłam Cactusa w lipcu pierwsze co... kosmos. Fakt faktem te panele może i zdadzą egzamin ale za funkcjonalnością idzie tez wygląd. A za taką cenę można mieć coś lepszego;) Plus w tym, że każdy rozpozna Cactusa czy ogarnia motoryzacje czy nie;) heh dla mnie to trochę jak z Multiplą albo się kocha albo nienawidzi;)
OdpowiedzUsuńFajność* samochodów spod znaku dwóch szewronów przeminęła imho wraz z końcem produkcji Xantii. Nie powiem, niektóre (tzn. dwa) późniejsze modele są udane ale brakuje im tego czegoś.
OdpowiedzUsuń*z normalnym hydro, sterowanym wajchą a nie elektroniką, wygodnymi citroënowskimi fotelami, równowagą ilości pokręteł i przycisków na desce rozdzielczej i niezabudowanym płachtą plastiku silnikiem.
Cactus - kłuje wzornictwo, "sztywna" tylna kanapa (uszłoby w sedanie z dużym kufrem). Kolejny kłuj to wspomniany ekran, następne auć to tylne szyby na stałe. Takie szyby miał BX w podstawowej kompletacji dla wersji towarowej "Entreprise".
Fajnie, że tylu ludziom się nie podoba. W związku z tym sprzedaż być może nie będzie szła najlepiej i Citroen wprowadzi duże rabaty. A wtedy go sobie kupię. :-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiestety, żadna recenzja nie jest w stanie mnie przekonać do tego :) Wiem że wygląd i "to coś" jest wyborem jednostki. No moja jednostka "tego" nie kupuje i uważam "to" za paskudę :P
OdpowiedzUsuńEkran multimedialny - chłosta i baty. Baty i chłosta dla tego co stwierdził że radio i klima sterowane gałkami to przeżytek!
Dzielona kanapa - już została skomentowana w podobny sposób :)
1,2 za takie piniądze - podziękuje, postoje. Ci co kupili również bo z takim motorkiem, jazdą nie można nazwać osiągów które całość osiąga :P Ciekawe jak sprawuje się przy prędkości autostradowej typu 130-140, oraz jaki wtedy jest hałas w kabinie?
Nieotwierane szyby - kolejny pręgierz na czyjeś plecy! Klimy nie lubię i używam sporadycznie, w ostateczności. Zawsze wolę otworzyć po 2cm okna, moje i tylne prawe. No ale najwyraźniej mam wybujałą wyobraźnię i są to jakieś fanaberie :P
Nie mniej, rozumiem jak ktoś może go lubić bo jest próbą zrobienia "tego czegoś" co Citroen robił kiedyś, typu przełącznik kierunkowskazów na desce :P
Dotykałem kaktusa (stał sobie na podwyższeniu przy sklepie średniopowierzchniowym). Rozczarowanie pierwsze: poduszki piszczą, skrzypią przy uciskaniu, znaczy że gdzieś trą o poszycie. Będzie rdza.
OdpowiedzUsuńRozczarowanie drugie: poduszki na tylnych drzwiach są za krótkie i nie chronią krawędzi. Wtopa.
Rozczarowanie trzecie: miękkie są tylko elementy na drzwiach: nakładki na nadkolach da twarde, "poduszki ” na zderzakach też. Będą się rysować, łamać.
Nie wierzę w opowieści o redukcji masy, raczej w redukcję kosztów.
Samochód bardzo ciekawy, przyciągający oko, pocieszny, oryginalny... Niestety miałem nieprzyjemność pomacać to auto, znajomy przywiózł prosto z salonu (przebieg 7km!). Czar prysł. Zawód roku!
OdpowiedzUsuńJaki ten samochód jest beznadziejny to ja nawet nie...
Większość już została powiedziana. Dodam tylko, że te panele na drzwiach niezbyt przylegały - będzie zbierać się tam syf, sól, rdza!
Panele są z tak tandetnego plastiku że bałem się ich dotykać żeby nie porysować. Klapa bagażnika obłożona równie tandetnym plastikiem, cudownie będzie wyglądać porysowana od paznokci ;)
Silniczek o pojemności małego czajnika pod maską rzucał się jak szympans w klatce, jeden z przewodów od klimy przebiegający koło silnika wibrował tak okrutnie że w końcu musi się rozlecieć/odczepić.
Hamulce - bębny z tyłu i tarcze z przodu. Lite! Serio?! Moje 30 letnie E30 ma wentylowane z przodu! Tutaj nie wytrzymałem i na głos wyśmiałem te hamulce przez co znajomy do tej pory się do mnie nie odzywa :D
A poza tym: tablety (nienawidzę w samochodach i do tego tutaj wyglądają idiotycznie), brak poduszek na krawędzi tylnych drzwi (wtf), brak normalnie otwieranych tylnych okien (WTF), brak dzielonej kanapy (dafuq).
Swoją drogą ciekawe jaki jest koszt tych paneli w serwisie? Czy to w ogóle opłacalne jest, bo jeśli kosztują po 500zł to wtedy nie mają żadnego sensu - równie dobrze można polakierować drzwi jak zostaną nadmiernie obite.
oj tam oj tam, czepiacie się:) Bas można wrzucić na dach i wozić w trumnie, w odpowiednim zabezpieczeniu, żeby nie latał;) Auto typowo miejskie, nie do osiągów, ale jazd po kilkanaście kilometrów w jedną i kilkanaście w drugą. W trasie autostradowej w rodzinnym kraju też 140km/h, z uwagi na pomiary prędkości odcinkowe, skończy się niedługo latanie audicami ile fabryka dała:)
OdpowiedzUsuńChyba jaja sobie robisz. Bas na dach? Srsly?
UsuńNIE.
To po prostu nie jest samochód dla basisty, koniec, kropa. Oczywiście są ludzie, którzy nie potrzebują dzielonej kanapy i są w stanie żyć z ekranem dotykowym na desce rozdzielczej - im Cactus się spodoba, bo poza tymi 2 cechami to całkiem sympatyczne jeździdło. Ale sam, gdybym miał tego rzędu kasę, nawet przez milisekundę nie brałbym go pod uwagę.
Bas na dachu, Borze Tucholski. Co za chory pomysł.
A co w tym złego, serio pytam? Tak apropos tematu, ja woziłem w boxie i w coffin case - walizce, ale nie w kaktusie:) Nie jażdże raczej na długie trasy. Teraz z pomocą przyszedł bas z wykręcanym gryfem - głównie z powodu lotów samolotem, bo sa olbrzymie problemy z przewożeniem gitary.
OdpowiedzUsuńAle że na dachu? Zostawianie instrumentu na zewnątrz samochodu nie mieści mi się w głowie. Nie jest bezpieczne, i tyle. Warunki atmosferyczne, czyjeś lepkie łapki (choćby w momencie zatrzymania się na stacji) - powodów jest wiele. Podróż samolotem to insza inszość i odkręcenie gryfu (co niestety dyskwalifikuje NTB) lub ew. obrzyn to jedyne w miarę bezpieczne wyjścia.
UsuńPo co w ogóle to rozważać? Cactus jest jednym z dziesiątek aut na rynku. Wybór jest ogromny. A zawsze można np. kupić używanego Volviacza (nowe to inna liga cenowa niestety) ;-)
Czaje baze. Ja nie miałem wyjścia, bo moje auto było mniejsze niż kaktus:))) ale w boxie nikt nie wiedział co wożę, a na dłuższe wyjście to gitarka była ze mną albo w hotelu. Warunki atmosferyczne w takim rozwiązaniu były takie same prawie jak luk bagażowy w samolocie, wiadomo, że tam temperatury dają czadu. Co do aut, oczywiście, ze swiat nie kończy się na kaktusie;)))
OdpowiedzUsuńJa na kaktusa zerknąłem z innej perspektywy - starsze auta to Auta przez duże A. Teraz to auta na 3 lata. Ogólnie w Citroenie podoba mi się sposób finansowania auta - taki leasing dla zwykłego zjadacza chleba. Płacę ileś tam procent, potem płacę jakąś ratę a po 3 latach mogę się rozstać z autem (zanim zacznie się sypać jak inne auta w tym wieku w dobie dzisiejszej motoryzacji), albo go wykupić i bujać się dalej. Do tego jakiś plan serwisowy - widziałem, że można wziąć taką opcję, gdzie wymieniają wszystko jak się zużywa, łącznie z wytarciem przycisków (jeżeli znajdą się jakieś poza tabletem;))). Głównie ta opcja sprawiła, że w ogóle patrzyłem na cytryny.