czwartek, 23 lipca 2015

Nowy Długodystans: Pjörd Skanssen czyli Nordyk obity lecz nie zabity

I znów taka sama przerwa, jak ostatnio: osiem dni. Myślałem, że zostanie na tydzień słomianym wdowcem coś poprawi w tej materii, jednak wychodzi na to, że jak się nie obejrzeć, dupa z tyłu. Pewnie wkrótce będę wrzucał nowe wpisy tak rzadko, jak Blogomotive, aż w końcu staną się one powszechnie celebrowanym świętem. "O, wkrótce sierpień, Basista w ciągu najbliższych tygodni coś wrzuci".

Tak czy owak - trzeci rok pisaniny zamknięty, pora rozpocząć czwarty. A co jest lepsze na nowy początek niż, ten, no... nowy początek? Bo tak - stało się wszak to, co miało nie stawać się (SIĘ, podkreślam) jeszcze długo: kupiłem nowy samochód.

No dobrze. "Nowy" to dość poważne nadużycie semantyczne w przypadku 23-letniego grata. Ale jest nowy dla mnie. I to pod paroma względami. Choćby pod takim, że nigdy wcześniej nie prowadziłem żadnego Volvo.

Matko Bosko Kochano, ile traciłem.

Ale od początku.



Jak już niedawno pisałem, przejąłem piękne, choć zmęczone 940 kombi od pewnej niezwykle sympatycznej Pani Redaktor za kwotę... no, przemilczmy. Niewielką. Bardzo. Na pewno poniżej wartości zadbanego egzemplarza. Za kwotę ową dostałem mnóstwo samochodu. I to takiego, który był jednym z moich motoryzacyjnych marzeń już od lat. Nie wiem, ile razy powtarzałem sobie, ilekroć widziałem ładne 240 lub 740: "takim mógłbym jeździć i ze 30 lat". I dalej to zdanie podtrzymuję - jednak musiałby być to egzemplarz zadbany. 

Czyli kosztujący ze dwa razy tyle, co mój.

Niestety, to, że ten konkretny do końca zadbany nie jest, widać, a przede wszystkim słychać - obluzowane plastiki we wnętrzu wściekle telepią się na każdym wyboju, swoje dokłada też wytłuczone przednie zawieszenie. Do tego dochodzi ponoć typowe dla modelu ćwierkanie z nawiewu - i mamy symfonię dźwięków wszelakich. Jednak jest też jeden dźwięk zaskakująco przyjemny: silnik. Ale o tem potem.

Przede wszystkim - po co kupuje się Volvo kombi?


Ktoś powie, że poczucie bezpieczeństwa. I będzie miał rację. Jadąc Skanssenem (bo tak nazwałem moje 940) czuję się po prostu spokojny. Siedzę w Volvo, co złego może się stać? I tak, owszem, widziałem crash-test w którym 940 zderzono z Renault Modusem. I mam na to wysprzęglone, gdyż te szwedzkie cegły będą jeździć jeszcze długo po tym, jak ostatni Modus usunie komuś sierść z policzków. Lub innego elementu anatomii. I tu właśnie pojawia się druga możliwa odpowiedź: solidność. Gdyż owszem, starsze Volvo znajdują się w niewielkim zbiorze samochodów o trwałości porównywalnej z bunkrem. Tak, mogą się psuć, coś może grzechotać, coś innego odpadnie - a Volviacz z godnością i spokojem będzie odpychał się dalej. Jednak to nie wszystkie możliwe odpowiedzi. Otóż marka Volvo przez dziesięciolecia stanowiła niemalże synonim słowa "kombi". I nie chodzi tu o byle jakie kombi, tylko o gargantuiczną kolubrynę, której można używać do przeprowadzek rodzin wielodzietnych.

Lub do transportu sprzętu.



Tak - moje trzy basy, w tym jeden w trumnie typu flight case, wchodzą tu bez zająknięcia. W poprzek. Pięć też wchodzi (owszem, sprawdziłem). I jeszcze zostaje miejsce na głowę i niewielką paczkę - 1x15 czy 2x10 wlezą bez bólu. Podejrzewam, że 4x10 też.

A jeśli masz Henryka czy lodówkę Ampega, albo jeżeli po prostu potrzebujesz się zdrzemnąć, wystarczy złożyć oparcie kanapy.


Nie, to nie jest zabawa perspektywą. Tu naprawdę jest tyle miejsca. Do tego dzielone oparcie kanapy składa się tak, że powstaje równiutka powierzchnia o długości wystarczającej, by wygodnie położył się człowiek o wzroście - powiedzmy - do 1,80 m.

Czy ten bagażnik ma jakiekolwiek wady?

Owszem, ma. Zacznijmy od tego, że jest dość niski. Odległość podłogi do linii okien jest niewielka - coś za coś, chcesz mieć prawilny tylny napęd z niezniszczalnym sztywnym mostem, musisz pogodzić się z wyżej poprowadzoną podłogą. Zresztą mi to nie przeszkadza - wreszcie mam tyle miejsca na sprzęt, ile potrzebuję, poza tym podłoga bagażnika jest poprowadzona równo z dolną krawędzią pokrywy. Właśnie - klapa bagażnika jest tu drugą, według mnie poważniejszą wadą: otóż... podnosi się absurdalnie wręcz nisko. Po otwarciu, pokrywa znajduje się równolegle do ziemi, zmuszając człowieka korzystającego z całej tej wspaniałej, pięknie wykończonej przestrzeni do niewygodnego schylenia się.

Mimo to, ilekroć grzebię w przepastnym zadzie Skanssena (...nie, to nie zabrzmiało dobrze) jestem na tyle zachwycony jego pojemnością i fantastyczną ustawnością (słyszysz, Citroenie, z flagową C5, do której pozornie wielkiego bagażnika nie wejdzie w poprzek nawet bas w miękkim pokrowcu?), że wymienione wady praktycznie mi nie przeszkadzają. A jeśli przeszkadzają (szczególnie nisko podnosząca się klapa), to nie na tyle, bym zaprzątał sobie nimi łeb.

Volvo, nawet kombi, to jednak nie tylko bagażnik.


Volvo to również komfort podróży. A tu w tej kwestii jest bardzo przyjemnie.

Wnętrze nie jest może tak obszerne, jak wskazywałyby na to wymiary auta, jednak raczej mało komu (poza nieszczęśnikiem usadzonym pośrodku na tylnej kanapie) będzie tu ciasno. Szczególnie z przodu, gdzie zarówno przestrzeń, jak i pozycja za kierownicą oraz wygoda foteli pozwalają się naprawde zrelaksować. Do tego zawieszenie zostało zestrojone zdecydowanie z myślą o komforcie - w Skanssenie co prawda czuć wstrząsy na krótkich, ostrych nierównościach, jednak winę za to ponosi przednie zawieszenie, którym zdecydowanie należałoby się zająć. Oczywiście sztywna tylna oś też ma swoje przypadłości wynikające z konstrukcji i sporej masy nieresorowanej, jednak ogólnie rzecz biorąc Volvo 940 to po prostu zajebiście wygodny dupowóz. A to jest coś, co bardzo lubię.

Lubię też widzieć, co się wokół mnie dzieje - a i w tej kwestii Skanssen dostarcza. Dzięki pudełkowatemu kształtowi i dużym szybom widoczność jest po prostu fantastyczna. Wiadomo, gdzie samochód się kończy, martwe pole jest zredukowane do minimum, nie musisz zgadywać ani wznosić modłów do Ślepego Io - po prostu widzisz wszystko wokół. Tak, jak być powinno. I to właśnie jest bezpieczeństwo, a nie srylion czujników i słupki o szerokości filarów przeciętnego mostu.

Bardzo lubię także zwrotność i łatwość manewrowania - a w tej kwestii tylnonapędowe Volvo grają w tej samej lidze, co Mercedesy. Nie jest to może jeszcze ten sam poziom, co W201 lub W124, jednak i tak ciasne manewry są tu bajecznie łatwe dzięki zwrotności, dobrze dobranej sile wspomagania i fantastycznej widoczności.

Czymś, co lubię, są też miłe wrażenia dźwiękowe. I o ile z zewnątrz Skanssen brzmi po prostu jak stary samochód, o tyle w środku przytłumiony szum silnika, szczególnie przy mocniejszym przyspieszaniu, jest niemalże tak aksamitny, jak w rzędowej szóstce, podczas gdy pod maską tkwi zwykłe, benzynowe R4! No, nie takie zwykłe - jest to wszak słynący ze swej niezniszczalności Redblock, konkretnie zaś 130-konny B230FB. Ale to, jak słychać go w środku w okolicach 3000 obr/min., zwykłe już nie jest.

Niestety, zwykłe też nie jest zużycie paliwa - średni wynik w okolicach 11 litrów na setkę sprawia, że używanie roweru celem dojazdów do pracy staje się kuszącą opcją także poza sezonem wiosenno-letnim. Jednak... wolę już wydać więcej na paliwo, a wiedzieć, że zawsze dojadę, niż pałować się jazdą o kropelce i drżeć że zaraz coś się rozsypie (tak, mogłem wybrać Japońca i mieć trwałość i ekonomikę w jednym - wybrałem jednak Volvo i handlujcie z tym). Zresztą te wszystkie nowomodne dałnsajzingi realnie wcale nie palą mniej - a z pewnością nie przejadą tyle, ile przejechała moja szwedzka cegła.


Taki wynik pojawił się w drodze z mej ulubionej śródleśnej działeczki, w połowie złożonego z popękanych, nierównych betonowych płyt odcinka między Sobieniami a Celejowem. Nie dam głowy za jego prawdziwość (nie zdziwiłbym się, gdyby realnie było bliżej 400 000), ale wygląda fajnie.

Chwilę potem padł prędkościomierz. Wraz z licznikiem przebiegu.

Tak - spotkało mnie to, co stało się udziałem chyba większości innych użytkowników wyposażonych w felerne wskaźniki 940 z roczników '91 i '92. Wskaźniki owe wyprodukowała japońska firma Yazaki, która wbrew słusznym skądinąd opiniom o solidności produktów z Kraju Kwitnącej Wiśni była uprzejma z lekka zlać temat i wyposażyć panele w słabej jakości kondensatory. Miały one tendencję do puchnięcia a następnie szczania elektrolitem na całą znajdującą się poniżej elektronikę wskaźników (bo nie, tam nie ma linki). I na 99% coś takiego spotkało też mnie. Owszem, mógłby być to też czujnik w tylnym moście, jednak wtedy nadal działałby licznik przebiegu. A tu zasadniczo dupa.

Generalnie mam dwa wyjścia: mogę wymienić cały panel wskaźników (mam już namiar na miejsce, gdzie można go zdobyć) lub zastosować znalezioną na zagramanicznym forum procedurę naprawczą. Opcja nr 1 jest szybsza, prostsza i prawdopodobnie tańsza (gdyż opcji nr 2 zwyczajnie nie ogarnę samodzielnie, a wymaga ona pewnego elektronicznego skilla), ale też nie daje gwarancji, że i tu kondensatory nie powiedzą "żryj gruz, leszczu", mocząc się bezwstydnie. Obaczym.

Inną rzeczą, która nie działa, są... światła cofania. Nie, nie są to padnięte żarówki. Ani bezpiecznik. Zasadniczo zdarza im się działać - zdarzyło się to jak na razie może dwukrotnie. Tak samo, jak zdarza się czasami (na szczęście nie za często) nie działać prawemu tylnemu kierunkowskazowi. Pierwszą diagnozą był czujnik wstecznego (34 zł na Alledrogo), jednak bardziej prawdopodobne jest jakieś niewielkie zwarcie. Słowem - konieczny jest celny rzut fachowym okiem.

Z innych radości posiadania starego, niezbyt wychuchanego i wydmuchanego auta, jest konieczność wymiany drzwi kierowcy, które znajdują się na granicy nieistnienia. Znaczy - są, jak najbardziej, otwierają się i zamykają bez problemu (jak i pozostałe odrzwia). jednak ich przegnicie może rzutować na przejście przeglądu. Na szczęście mam już namiar na miejsce, gdzie dostanę takie - i to, co ważne, pod kolor (dzięki niech będą Obywatelowi Jajackowi). Planuję odwiedzić ów przybytek już wkrótce.

Jak na razie zdążyłem poprawić ogólną kondycję Volviacza przyozdabiając go naklejką Złomnika (lewa tylna szyba) oraz drugą, jasno wskazującą, do czego służy ten pojazd.

Tak, by nikt nie miał wątpliwości.


Poza stopniowym, powolnym ogarnianiem Skanssena pozostaje jeszcze jedna kwestia: Madzia. Otóż... jej sprzedaż musi zostać chwilowo odłożona. Nie, nic jej nie dolega (może poza nudą wynikającą ze stania) - nie wdając się w szczegóły, pojawiły się pewne przeszkody natury, powiedzmy, prawnej. Niestety nie mam aktualnie wpływu na całą sytuację. Trwa intensywne wytężanie mózgu jak obejść całą tę sytuację i móc wreszcie przekazać Madzisławę człowiekowi, który wyraził chęć jej nabycia (gdyż owszem, kupiec się znalazł), jednak nie wiadomo co i kiedy z tego wyniknie.

Aby nie czuła się opuszczona, pojeździłem nią trochę ostatnio. Kurdeż, to wciąż jest fajne, sympatyczne, dobre jeździdło. Bardzo nie chcę, by się zmarnowało. Może jeszcze komuś posłużyć.

Tyle chociaż dobrego, że ze Skanssenem prezentują się bardzo miło.


Podsumowanie, czyli zady i walety:

W komentarzu pod dotyczącym Balerona Za Pińcet wpisie na Złomniku napisałem onegdaj, że Baleron oraz Volvo 740/940, oczywiście w kombiaczu, to samochody, które idealnie spełniałyby moje potrzeby. Nawet nie wiedziałem, jak bliski jestem prawdy. Szwedzka tylnonapędowa cegła jest dokładnie tym, czego potrzebowałem od dawna: wygodnym, przyjaznym jeździdłem z bagażnikiem, do którego wejdzie wszystko, co zechcę tam zamieścić. Jeździ tak, jak lubię. Jest pakowny tak, jak lubię. Widoczność jest taka, jak lubię. Żeby jeszcze tylko mniej palił. I był w nieco lepszym stanie. Ale rozwiązaniem pierwszego problemu jest elpegie (rozważam, ale na pewno jeszcze nie teraz) a drugiego - stopniowe doprowadzenie wszystkich zaniedbań do porządku. I jeżdżenie dalej.

I taki jest plan.

A tak poza tym - Skanssen to tak naprawdę nazwisko, tak jak Cytryn było nazwiskiem Chaimka. Trzeba było nadać imię. Prawdziwe, nordyckie, zdatne dla dumnego, twardego wikinga.

Pjörd.

Plusy:

* najwspanialszy bagażnik na Ziemi
* wygoda
* trwałość i odporność na zaniedbania na granicy niezniszczalności
* bezpieczeństwo
* widoczność
* zwrotność
* charakter

Minusy:

* zużycie paliwa
* ogólne zaniedbanie egzemplarza
* nisko podnosząca się klapa bagażnika
* niedociągnięcia w kwestii uniwersalności samego wnętrza - brak m.in. miejsca na butelkę czy telefon

Co nim wozić:

Pjördem wiozłem już pięć basów (tak, naraz, bez składania kanapy), z czego trzy moje. I czuły się w nim świetnie. Dlatego stwierdzam, że Alembic Essence 5, Fernandes Precision i bezprogowy Ibanez idealnie pasują do 23-letniego Volvo kombi. A zostaje jeszcze miejsce na głowę z paką.

Będę woził.

23 komentarze:

  1. Pjoerd to bardzo ładne imię - ale czy uzasadnione onomatopeicznie?

    Poza tym publika palce zagryza z ciekawości: cóż to za przeszody "prawne" nie pozwalają pójść biednej Madzi w ramiona nowego wielbiciela? Czy ciekawość gawiedzi zostanie zaspokojona w którymś z następnych odcinków?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, gdyż nie dotyczą one jeno mnie.

      Usuń
    2. Ach, zadawałem pytania-teasery, takie jak narrator w klasycznych serialach z amerykańskiej tv egzaltowanym głosem wygłaszał na koniec odcinka, gdy akcja urywała się w najciekawszym momencie i trza było w nerwach czekać tydzień na kolejny epizod. Na koniec było sakramentalne: ostańcie nastrojeni. Genialne tłumaczenie "handlujcie z tym" pewnie skierowało mą chorą wyobraźnię w te rejony.

      Ale co z imieniem? Onomatopeja? Pjoerd pjerdzi??

      Usuń
    3. Odgłosu Redblocka nie da się porównać do pierdzenia niezależnie od stanu układu wydechowego. To jest 2.3 l na 4 cylindry. Dudni.
      MAK

      Usuń
  2. Zawieszenie tłucze, światła nie działają, licznik też, drzwi przegnite, ale STICKER TUNING JEST!!! Kolega został może tunerem? ;)

    A z tym licznikiem najlepszą opcją by było kupić nowy i w nim wymienić kondensatory. Wtedy zamontować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Potwierdzam doskonałą widoczność i zwrotność :-D. W ogóle nie czuję że ma prawie 5m długości (tyle ma sedan przynajmniej, nie wiem jak kombi). Leniwcu, trafiłeś w dziesiątkę. Doskonały wóz który będzie jeździł wieki.
    11 litrów to jeszcze nie tak źle na taki silnik. Mój pali ok 9-10 w każdych warunkach, czy to w mieście czy trasie, ale to jest diesel z automatem.

    Pozdrawiam "Lordessex"

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do tego legendarnego szwedzkiego bezpieczeństwa, to będzie ono mniej legendarne a bardziej realne po naprawie zawieszenia, hamulców i świateł. Od tego bym doradzał zacząć. :-)
    Super wóz, oby nie brakło ci entuzjazmu i pieniędzy (bo jeśli ma jeździć lata, to będzie wymagał inwestycji).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hamulce są super. Zawieszenie i światła cofania czekają na swoją kolej (czyt. na uzbieranie pieniądza).

      Usuń
  5. Bagażnik...bagażnik...to dwie pierwsze rzeczy jakie się rzucają w tym aucie :)
    Zawsze podziwiałem to auto za tą wielką "szafę" przyklejoną z tyłu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Samochód naprawić, a jak zawartość bagażnika, tam gdzie zostaje miejsce proponowałbym zestawik EBS - jakiś TD660 albo Fafner + 810 ProLine, koniecznie Made in Sweden.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znoszę EBS-ów. NIE ZNOSZĘ. Szczególnie Fafnera.

      Usuń
  7. No wiadooomo, sprzedała bi wiedziała, że licznik padnie przy 279, odwiniętym z 378.
    W poprzednim wątku też padł licznik (komentarzy) i z pewnością jest to także wina kondensatora.
    A Hydry i Lambada się tam nudzą nieprzeczytane...

    Kiedyś te Hydry bedą więcej warte niż cały Pjórd i to będzie niedługo. Bo Lambada to raczej nie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Też rozważałem Volviacza przed Baleronem. Tyle że jakiegoś sedana bo nie potrzebne mi tyle powietrza jeżdzącego ze mną codziennie. I czy ja tam widzę półskóry we wnętrzu? Toż to bogactwo...

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje artykuły są świetne. Przed przeczytaniem tego tekstu nawet nie spojrzałbym na to auto (bez urazy ale wygląda trochę jak trumna na kółkach) :P Teraz, patrząc na nie, myślę sobie, że jest jednym z najpraktyczniejszych wynalazków na świecie ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale dużo miejsca na tyle. Też by mi się taki przydał :D

    OdpowiedzUsuń
  11. No, prawie baleronowy bagażnik. Niemal wygodnie jak w baleronie. Prawie zakreca jak baleron. Spalanie tylko trochę większe niż w baleronie. Tylko trochę brzydszy od balerona.

    Ale ważne, że jest progress. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bagażnik wg mnie równie dobry, jeśli nie lepszy - przynajmniej jak na moje potrzeby.

      Usuń
    2. Nie zartuj. Może w sedanie. Vulva ma płytki bagażnik.

      Kup balerona, nie zadawalaj się erzacem. :D

      Usuń
    3. Może i płytki, za to szeroki (nieco szerszy niż w Baleronie), a to dla mnie dużo ważniejsze. Do tego tylna szyba jest prawie pionowa, co pod względem załadunkowym też jest plusem. Poza tym - to kombi, tutaj linia okien nie jest ograniczeniem.

      Baleron jest świetnym samochodem, prawdopodobnie jednym z najlepszych w historii motoryzacji (tak, tak właśnie uważam), ale Volvo jest bardziej "moje", również pod względem charakteru.

      Usuń
  12. Siema, jak potrzebujesz jakichs podpowiedzi lub patentow,ew czesci do volvorwd to pisz, mam ich aktualnie 5 :) Co do zawracania. Wg mnie moje 745 i 945 zawracaja jak moje byle W201, i chyba ciut lepiej niz W124 znajomego ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam bliźniaczą Volvianke ale z Dieslem. Tak, to auto z duszą. Czasami coś się sypnie , ale delikatnie. Lać paliwo i latać. Co ciekawe , jak coś ma się zepsuć to Volvianka sygnalizuje. Nigdy mi w trasie nie padła. Rób powolutku. Życzę wytrwałości. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń