czwartek, 1 września 2016

Top 15: samozadowolenie

Ten wpis miał się pojawić później.

Mam już przygotowane materiały na jeden test z cyklu "śmignąwszy" i około sryliona mixów, ale stwierdziłem, że na pierwszy ogień pójdzie mixior gościnny, który zapowiada się nieprawdopodobnie wręcz tłusto. Materiały mam otrzymać niedługo, jednak uznałem, że nie należy zbyt długo kazać Wam czekać. Dlatego już dziś zapraszam na naprędce przygotowany topsrylion - tym razem czysto muzyczny. A, co najgorsze, w całości poświęcony... mojemu plumkaniu.

Nie, nie mam zamiaru chwalić się tu moimi popisami (choć jakaś solówka może się zdarzyć) czy ogarnianiem skomplikowanych podziałów (choć są tu również utwory z metrum innym niż 4/4 czy 6/8). Zamiast tego chciałbym podzielić się z Wami zestawem numerów, które po prostu najbardziej mi się podobają. Linia basu nie musi się niczym wyróżniać - chodzi jedynie o czysto muzyczne wrażenia. Lista nie jest może kompletna (wielu utworów nie mam nigdzie w formie nadającej się do publikacji, zaś kilku niestety publikować mi jeszcze nie wolno - a szkoda, bo na pewno by się tu znalazły), ale ma szansę dać Wam obraz tego, które chwile w mojej tzw. "karierze" były dla mnie tymi najważniejszymi.

Usiądźcie zatem wygodnie, włączcie głośniki lub załóżcie słuchawki i - myśląc o wisielczych minach snującej się dziś po ulicach elegancko ubranej młodzieży szkolnej i tym, jak bardzo sami nie docenialiśmy naszego własnego okresu edukacji - posłuchajcie.

15. Satellite - Over Horizon

"Nostalgia" była czwartą (i póki co ostatnią) płytą Satellite, w tym drugą z moim udziałem. Jednym z wyróżniających się na niej utworów jest nagrany przeze mnie na Arii "Over Horizon". Linia jest prosta, motoryczna, zagrana kostką z użyciem jedynie gryfowej przystawki - taka właśnie najlepiej pasowała do charakteru kawałka. Co więcej, w pierwszej zwrotce basu nie ma w ogóle. I tak, to był mój pomysł.

Szkoda tylko, że gdy już wchodzi, jest... za cicho.


14. Night Rider Symphony - Matka Noc

Night Rider Symphony powstało w zasadzie w jednym celu: po to, by zagrać koncert w chicagowskim Harris Theater. Przy okazji jednak powstała całkiem ciekawa płyta, na niej zaś moim ulubionym chyba utworem jest "Matka Noc". Niestety, jest to też jeden z numerów, które zostały skopane przez brzmienie basu. I nie, nie była to wina samego instrumentu (wszak był to Alembic Essence - acz nie mój, tylko pożyczony; swojego własnego doczekałem się kilka miesięcy później) tylko... setupu. Otóż, chcąc uniknąć fretbuzzu (czyli brzęczenia strun o progi) ustawiłem akcję za wysoko. Dużo za wysoko. A basy typu neck-thru-body (czyli z gryfem idącym przez całą długość instrumentu, z doklejonymi skrzydłami korpusu) bardzo tego nie lubią. Skutkiem był martwy, pozbawiony dynamiki sound. Na szczęście sama linia oraz cały utwór okazały się naprawdę udane - zresztą trudno się dziwić, wszak bazą była Sonata Księżycowa.

Z ciekawostek - w numerze użyłem dwóch basów (we wstępie słychać bezprogowego Malinka), zaś tekst jest... no, powiedzmy, że mój. Zainspirowany RPG-ami oraz "Moon Over Bourbon Street" Stinga stworzyłem warstwę liryczną, która później została poprawiona przez kolegę z zespołu tak, by łatwiej było ją śpiewać.


13. Strawberry Fields - Close

Strawberry Fields był to projekt powstały przez wzięcie muzyków z Satellite i zastąpienie Roberta Amiriana niejaką Martą o pseudonimie Robin. Eksperyment udał się całkiem nieźle - a jednym z utworów, które wyszły szczególnie dobrze, było proste ale niezwykle skuteczne "Close". Równie prosta (i - mam nadzieję - skuteczna) była nagrana na Arii linia basu. Kawałek był według mnie materiałem na spory hicior - niestety zupełnie niewykorzystanym.


12. Satellite - Am I Losing Touch

Kolejne dzieło Satellite - tym razem w pełni prog-rockowe: zmiany tempa, zmiany klimatu, kilka wątków, które pod koniec wracają do początkowego motywu. I właśnie z początku i końca, gdzie zagrałem na fretlessie, jestem najbardziej zadowolony. Zresztą za tę linię ktoś mnie nawet chyba pochwalił w którejś z recenzji.

Swoją drogą - jest to przykład na to, że jeśli jakaś instrumentalna partia przychodzi do głowy od razu, będzie ona tą właściwą.


11. Peter Pan - Living On Your Own

Pierwsza płyta, którą kiedykolwiek nagrałem. Rany, jaki byłem dumny i blady. Płyta! Z moim nazwiskiem w środku! I dźwiękami, które osobiście nagrałem na mym Nexusie! W sklepach!!! Oczywiście niczego to nie zmieniło, nie zarobiłem ani grosza, zaś zespół nie zagrał żadnego koncertu. A trochę szkoda - można by było wtedy na żywo posłuchać choćby takiej bitwy między gitarą a klawiszami, jaka znajduje się pod koniec tego utworu. I to głównie ze względu na nią kawałek ten wszedł na listę.

Naprawdę, posłuchajcie do końca. Warto.


10. Night Rider - Do Końca


Właśnie, a propos "do końca". Tego kawałka też warto posłuchać do końca, i to nie tylko ze względu na tytuł. Jasne, nie każdemu musi pasować pełen patosu klimat, ale to tak naprawdę kawał solidnego rockowego łojenia z progresywnymi naleciałościami. Do tego pokusiłem się tu o małą solówkę - zagraną, jak reszta utworu, na najukochańszym z mych basów, czyli Alembicu.


Night Ridera w zasadzie już nie ma - po tym, jak opuściłem zespół razem z klawiszowcem i gitarzystą, nie zagrał ani jednego koncertu - ale pozostała płyta "Widzę Czuję Jestem". Całkiem niezła.


9. Strawberry Fields - Rivers Gone Dry

Zdarza się, że jakiś utwór lepiej brzmi w wersji koncertowej, niż studyjnej. Tak stało się w przypadku... większości numerów Strawberry Fields. Koncertowe DVD nagrane w katowickim Teatrze Wyspiańskiego jest ciekawsze, bardziej dynamiczne, bardziej - nomen omen - żywe, niż wcześniej wydana płyta "Rivers Gone Dry". W tym i piosenka tytułowa, która zresztą jest jedynym dostępnym na YouTube utworem z tej koncertówki.

W wersji studyjnej była Aria, tu zaś dzierżę Alembica - i to też wyszło brzmieniu na dobre.


8. Unicorn - Late Night

Wreszcie docieramy do czasów współczesnych.

Unicorn to zespół, który - choć w pewnym zawieszeniu spowodowanym odwlekającym się ukończeniem płyty - nadal istnieje. I, mam nadzieję, już wkrótce będzie można usłyszeć o nim coś więcej. Jak na razie wydana została czteroutworowa EP-ka. Oto jeden z zamieszczonych na niej utworów, w którym zresztą dzieje się mnóstwo: jest trochę reggae, jest nawiązanie do Maanamu, jest jazzowa solówka na klawiszach, jest mocno brianomayowe solo na gitarze, jest i mój soczyście brzmiący Alembic Essence.



7. Rirliel - Get Reel

Podobno folk jest muzyką, którą mamy zaprogramowaną genetycznie. Nie wiem, czy jest tak w przypadku każdej odmiany folku, ale w kwestii irlandczyzny zdecydowanie coś jest do rzeczy. Nie znam innej muzyki tak skutecznie podrywającej zad ze stanu przysiadniętego, niż irlandzkie jigi i reele. I gdy z 12-osobowym neofolkowym składem o językołamańczej nazwie Rirliel układaliśmy listę rzeczy do zagrania, wiedzieliśmy, że musi się znaleźć na niej coś z zielonej wyspy. Ktoś przyniósł na jedną z prób nagraną przez kogoś innego wersję "Get Reel" i od razu wiedzieliśmy, że musimy zrobić to po swojemu. Ułożyliśmy zatem aranż, po czym nagraliśmy swoją interpretację, wspieraną "od dołu" przez mego Nexusa.

A brzmiała ona tak.

6. Night Rider - Miejsce


Tak, przyznaję - lubię grać szesnastki. Motoryczna, szesnastkowa linia w numerze o średnim tempie to coś, co mnie kręci, i dość dobrze mi wychodzi. I taką właśnie udało mi się zagrać we wstępie, refrenach i końcówce najlepszego według mnie utworze Night Ridera. Kurdeż, gdyby ten właśnie kawałek był promowany mocniej, Night Rider mógłby być teraz gdzie indziej. I być może nadal bym tam grał.

Nie ma na YT wersji studyjnej (nagranej przeze mnie na Laklandzie), ale nie szkodzi. Starsza od niej wersja live też brzmi dobrze.




5. Unicorn - Point Of No Return

Kolejny utwór z EP-ki Unicorna. Nie ukrywam - jestem cholernie zadowolony z tego wydawnictwa, a przynajmniej z trzech spośród czterech znajdujących się na nim numerów. Oto kolejny z nich - nieco marzycielski w swym klimacie, zawierający prostą (inna by tu nie pasowała) linię zagraną przeze mnie kostką na Fernandesie.



4. Peter Pan - We Are Invincible

Numer, od którego wszystko się zaczęło. Pierwszy kawałek z pierwszej płyty, jaką nagrałem. I, według mnie, najlepszy. Uwielbiam słuchać go z rana - daje doskonałego kopa na resztę dnia.

I tak, jestem całkiem zadowolony z tego, co tu zagrałem. Dość prosto, bardzo skutecznie.





3. Unicorn - Before Me

Wchodzimy na podium.

"Before Me" to ostatni numer z czteroutworowej EP-ki Unicorna i według mnie najlepszy. Tekst Emily Dickinson został tu ubrany w muzykę o zdecydowanie ejtisowym klimacie - a ja uwielbiam ejtisy, do czego od zawsze przyznaję się bez bicia. Są analogowo brzmiące klawisze, jest przestrzeń, no i jest wspomagany chorusem bezprogowy Ibanez, na którym próbowałem troszkę udawać Pino Palladino. I choć nie dorastam mu do pięt, i tak jest dobrze.

Nie mogę się doczekać, gdy gotowa będzie cała płyta - choćby dlatego, że znajdzie się na niej kolejny utwór, który zdecydowanie trafiłby na tę listę. I to wysoko.



2. Satellite - Don't Walk Away In Silence

W muzyce cholernie ważne jest dla mnie piękno. Dlatego właśnie uwielbiam rocka progresywnego. I dlatego kocham ten utwór.

To, że zagrałem tu kilka ciekawych rzeczy (choćby małą wstawkę tappingiem), jest nieistotne przy całokształcie tego numeru. A jest on po prostu piękny. I jest to piękno niebanalne, choć niezwykle smutne. Szczególnie powtarzająca się dwukrotnie - w środku i pod koniec - instrumentalna wstawka jest takim właśnie pięknem przepełniona.

Nie radzę słuchać w stanie sercozłamania - może doprowadzić do zapocenia okolic gałek ocznych.




1. Nexx - One Tide One River

Wspominałem coś o pięknie, prawda?

Tak - "One Tide One River" nieistniejącego już zespołu Nexx (nie mylić z dyskotekowym tworem o tej samej nazwie) to najpiękniejszy utwór, w którego nagrywaniu kiedykolwiek wziąłem udział. I, co ciekawe, jest on najstarszy na tej liście - został nagrany w studiu Serakos w 2004 roku. Miałem wtedy jeszcze odprogowanego Corta, i to właśnie jego użyłem do nagrania linii basu.

Cholernie żal mi tego zespołu - jego utwory miały dokładnie mój ulubiony, częściowo art-rockowy a częściowo piosenkowy klimat, będący zasługą byłych muzyków zespołu Annalist (ktoś może pamięta?) i ciepłego głosu Sylwka Misiorka. Sylwek odszedł jako pierwszy, potem posypała się reszta... Szkoda. Straszna szkoda.

Ale może jeszcze nie wszystko stracone. Może uda mi się skontaktować z kolegami i namówić ich, by zezwolili mi na wykorzystanie tej kompozycji w innym składzie. Moim własnym. Bo tak, planuję taki stworzyć. Choćby nawet tylko po to, by zagrać to jeszcze raz.

> Posłuchajcie. <

* * * * *

Taka lista, jak powyższa, ma to do siebie, że zmienia się z czasem - nagrywane są nowe rzeczy, sporo z nich może trafić blisko szczytu (choć nr 1 będzie niezwykle trudny do pobicia). I nie wykluczam, że kiedyś zrobię swego rodzaju listę uzupełniającą. Spokojnie jednak - nie nastąpi to zbyt szybko, a w najbliższym odcinku wrócę do swych normalnych tematów.

Czyli nienormalnych.

6 komentarzy:

  1. Leniwcu... utwory Night Ridera oraz pozycja 2 dowodzą, że odnajdujesz sie w ciężkim graniu. Może trzeba zrobić zdecydowany krok w tym kierunku?

    Night Ridera w mojej opinii "kładzie" wokal - nie można brzmieć jakby się cały czas jechało na 120% mocy. To męczy słuchacza.

    MAK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnajdywałem byłoby lepszym stwierdzeniem. Właśnie od takiego grania, jak Night Rider, odchodzę. Nie znaczy to, że jest złe - po prostu już nie bawi mnie granie takich klimatów. A co do wokalu - to nie tylko Twoja opinia, ale Night Rider już od ponad dwóch lat nie jest moim problemem ;-)

      Usuń
  2. fajne, mi najbardziej z tego podoba sie Rirliel - Get Reel :)
    osobiscie wole zwawsze kawalki, ostatnio najbardziej podoba mi sie "Nocny Kochanek - Piątunio" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A np takie mainstreemowe zespoły jak Metallica tudzież Mótorhead jak się mają wobec Twoich upodobań? :-) no i który bass-driver w Mecie wg Ciebie lepszy Jason czy Rob? o Cliffa nie pytam, bo to legenda. Bardziej chodzi mi o Twoją opinię kto jest jego godnym (godniejszym?) następcą?

    Pozdrawiam. Idę słuchać duńskiego heavy metalu z elementami satanizmu, oraz partiami wokalnymi śpiewanymi falstetem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Motorhead cenię, Mety nie lubię, ranking jej basistów zwisa mi i powiewa, choć Roba pamiętam z Infectious Grooves i Suicidal Tendencies, gdzie niszczył.

      Usuń
    2. Takich ludzi też nam trzeba ;)

      Usuń