sobota, 26 października 2013

Śmignąwszy: Sokół Milenium

Bążur.

Tydzień temu zajrzałem w okolice Koszyka Narodowego celem nacieszenia oczu żelazem zgromadzonym na zakończeniu sezonu 2013 Youngtimer Warsaw. Było wiele radości, jednak nasympatyczniejszy punkt wiązał się z krótką ale bardzo miłą przejażdżką.

Pewien czas temu zwróciłem uwagę na zaparkowanego na podziemnym parkingu hali na Marsa Citroena XM. Wkrótce potem zgłosił się do mnie jego nader sympatyczny właściciel, niejaki Karol, stwierdzając, ze jakbym chciał, to mogę się bujnąć.

Matko Bosko Kochano, jak ja chciałem.

Niestety dość długo nie było okazji, potem znów nie było, następnie znowu... Aż w końcu nadarzyła się. Nieduża, niedługa, ale się nadarzyła. Dlatego jadąc na zakończenie sezonu Yougtimer Warsaw byłem podwójnie szczęśliwy, gdyż wiedziałem, że nie tylko się pogapię, ale i śmignę odrobinkę. A egzemplarz do śmignięcia był niebylejaki.


Gdy XM wszedł do produkcji najpierw byłem nieco zawiedziony - dużo bardziej podobał mi się jego poprzednik czyli CX. Jednak czar hydrocytryn robi swoje i szybko przekonałem się do klinowatej sylwetki, podobno wzorowanej na Sokole Milenium z Gwiezdnych Wojen. Zresztą nawet jeśli te pogłoski nie są prawdziwe, to wolę w nie wierzyć, gdyż brzmi to zajebiście.

O stylówie XM-a zresztą nie ma co się rozwodzić - jest bezbłędna. Tego samochodu nie da się pomylić z niczym innym, może poza statkiem kosmicznym. To nie jest auto dla człowieka o konserwatywnym guście. Konserwatyści kupujący samochody tej klasy wolą zresztą tradycyjne sedany, zaś duża Cytryna była hatchbackiem. Lub też liftbackiem, jak kto woli. A to dobrze wróży możliwościom transportowym.

Niestety w tym konkretnym przypadku nie było aż tak różowiutko.


Przede wszystkim XM, z którym miałem okazję się zaznajomić... nie miał dzielonego oparcia tylnej kanapy. W dużym, drogim (przynajmniej jako nówka) samochodzie i to z pięciodrzwiowym, czyli teoretycznie praktycznym nadwoziem jest to co najmniej dziwne - tym bardziej, ze Francuzi poza zamiłowaniem do dziwnych wynalazków (które uwielbiam) zawsze słynęli z praktycznych rozwiązań w kwestii możliwości aranżacji wnętrza. Sam bagażnik jest na szczęście spory - bas w usztywnianym pokrowcu mógłby bez większych problemów wejść... gdyby nie srogich rozmiarów tuba basowa, która zajmowała ok. 1/3 jego pojemności. Oczywiście nie była ona fabryczna, tylko zamontowana przez właściciela, który najprawdopodobniej nie potrzebuje przewozić sprzętu, za to lubi, gdy niskie częstotliwości masują mu lędźwia. Tak czy inaczej, zdolności przewozowe XM-a w wersji hatchback nieco rozczarowują, nawet bez subwoofera.

Jednak wybacza mu się to w momencie umieszczenia swego ciałokształtu za kierownicą.


Deska rozdzielcza nie jest może tak charakterystyczna, jak we wcześniejszej, przedliftingowej wersji, brakuje też jednoramiennej kierownicy, za to obite w topowej odmianie skórą fotele są po prostu genialne. Siedzi się w nich bosko. Z tak ukształtowanego, tak zniewalająco wygodnego siedzenia mógłbym nie wstawać przez cały dzień. Pozycja za kierownicą też jest świetna - bardzo łatwo znalazłem w pełni odpowiadające mi ustawienia.

Zatem... dźwignia automatu w pozycję D i ruszamy.

Przekręcenie kluczyka budzi do życia pięknie brzmiącą, 190-konną widlastą szóstkę o czterech zaworach na cylinder. Wnętrze jest co prawda dobrze wyciszone, ale pomruk sześciu cylindrów dość wyraźnie słychać w środku - tym bardziej, że ten konkretny egzemplarz dysponuje zmodyfikowanym, nieco donośniejszym wydechem. I dobrze. To rzędowe czwórki należy wyciszać, silniki o większej liczbie cylindrów powinny odzywać się pełnym głosem. A tu z pojemności 2,9 l uzyskano nie tylko soczyste brzmienie. Co prawda przejażdżka była krótka, jednak kawałek prostej wystarczył, by na chwilę wykorzystać funkcję kick-down. Oj taaaak - ta piękność ma też całkiem ostre pazurki! Jednak Citroeny z hydropneumatycznym zawieszeniem nie służą do ścigania się - ich największym atutem jest nieziemski wręcz komfort. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Fantastyczne zawieszenie ma podobną charakterystykę, co w testowanej przeze mnie niedawno Xantii, jednak tu komfort jest jeszcze wyższy dzięki lepszej pozycji za kierownicą, fenomenalnym fotelom i przestronności. Czuje się, że jest to duży samochód. Przejazd po dość nierównym, pokrytym żwirem placu pokazał, co potrafi citroenowska hydropneumatyka, tak samo, jak pokonywanie progów zwalniających, przez które XM po prostu przepływał, kwitując to jedynie przyjemnym bujnięciem. Automatyczna skrzynia działa sprawnie (poza lekkim szarpnięciem, przy zmianie z jedynki na dwójkę), silnik ma zapasy mocy i piękny dźwięk, tandem tworzony przez genialne zawieszenie i wspaniałe siedzenia upaja komfortem... Nigdy chyba nie jeździłem podobnie relaksującym samochodem. Jedynie Lexus mógłby się z nim równać - równie wspaniały, choć o nieco innym charakterze. Oba te samochody mają na pewno jedną wspólną cechę: są fantastycznymi połykaczami kilometrów. Z żadnego z nich nie wysiadłbym zmęczony po całym dniu jazdy.

No chyba, że XM by się zepsuł.

Tak, uwielbiam Citroeny, szczególnie te z hydropneumatyką. Bronię ich zawsze i bronić ich będę. Jednak awaryjność XM-a jest zwyczajnie nie do obronienia. Nie wiem dokładnie, ile zrobił przy tym konkretnym egzemplarzu jego właściciel i ile władował w niego pieniędzy - wiem tylko, że na oba pytania można odpowiedzieć, że dużo. Bardzo dużo. Nie są to bezobsługowe samochody. Do tego nie tolerują niefachowego serwisu - a o fachowy u nas trudno. Są oczywiście świetni specjaliści od hydrocytryn, jednak wielu wcześniejszych właścicieli tych niezwykłych aut po prostu zaniedbało ich prawidłową obsługę, co mocno przetrzebiło szeregi XM-ów. Poza tym samo zawieszenie, dopracowywane przez dziesięciolecia, nie jest tu największym problemem - jest nim za to elektryka i elektronika. Z horrorów opowiadanych przez pechowych nabywców, którym trafiły się felerne egzemplarze, można by złożyć sporej grubości książkę. Ponadto było dużo problemów z wcześniejszymi silnikami V6 (niesławna jednostka PRV) oraz z dieslami 2.5, które powstały w wyniku rozwiercenia dobrego, trwałego motoru 2.1, co miało podobny skutek, jak w przypadku Subaru, gdzie wywodzące się z legendarnego dwulitrowego boksera silniki 2.5 okazały się workiem nieszczęść. Większość pozostałych jednostek stosowanych w Citroenach XM można ocenić pozytywnie - szczególnie proste, solidne, wolnossące, benzynowe dwulitrówki (do tego dobrze znoszące zasilanie gazem) i wspomniane już, słynące ze swej niezawodności diesle 2.1 ze świetnej serii XUD. Szkoda, że reszta samochodu nie była tak solidna. Bo gdyby była, moglibyśmy mówić o ideale.

Podsumowanie, czyli zady i walety:

Citroen XM nie jest samochodem dla każdego. Widać to już na pierwszy rzut oka - awangardowa sylwetka do dziś  budzi emocje. W tym aucie nie ma ani grama nudy, ani kropli banalności. Niestety, nie ma też zbyt wielu solidnych, trwałych rozwiązań - no chyba, że zdecydujemy się na zadbany egzemplarz z dwulitrowym benzyniakiem (można gazować bez bólu) lub świetnym dieslem 2.1. Pozostanie jednak kwestia zawieszenia i - przede wszystkim - elektroniki. Jeśli mamy wystarczająco dużo cierpliwości, by szukać naprawdę zadbanego egzemplarza, a do tego mamy w pobliżu dobry warsztat specjalizujący się w tych samochodach i stać nas na zostawienie tam co pewien czas jakiegoś pieniądza - można. Nawet warto. A to dlatego, że żaden inny w miarę współczesny samochód nie da nam takich wrażeń z jazdy. XM pod tym względem jest wręcz niezrównany - oczywiście pod warunkiem, że nie szukamy twardej jak deska rajdówki do jeżdżenia bokami, tylko latającego dywanu, w którym nawet nie zauważymy zostawianych za nami kilometrów.

A pakowność? No cóż, zawsze można polować na ogromne kombi. A tam spokojnie wejdzie wszystko.

Co się zaś tyczy kosztów eksploatacji... Nikt nie mówił, że latanie statkiem kosmicznym będzie tanie.

Plusy:

* fenomenalny, nieporównywalny z niczym innym komfort
* wspaniałe wnętrze, szczególnie siedzenia
* długowieczne diesle 2.1, solidne wolnossące benzynówki 2.0
* bezbłędna stylówa, charakter i wyjątkowość
* dobry, zadbany egzemplarz nie będzie tracił na wartości - to już klasyk

Minusy:

* awaryjność
* konieczność specjalistycznej obsługi
* koszty eksploatacji
* nieco rozczarowująca pakowność hatchbacka

Co nim wozić:

Jeśli zdecydujemy się na hatchbacka, należy ograniczyć się do samych basów - nagłośnienie pojedzie innym autem (chyba, że złożymy całe oparcie). Kiedyś w podsumowaniu opisu Nexusa Shining 5, którego miałem przez kilka lat, napisałem, że ten bas świetnie pasuje charakterem i stylówą do XM-a - i nadal podpisuję się pod tym. Dobrze tu też będzie bezgłówkowemu Statusowi (też jest kanciasty, troszkę dziwny i ocieka zajebistością). A ja nie wahałbym się wrzucić tu Alembica. Pozostałych moich basów też.

A kombi? Do niego wejdzie to samo... I jeszcze Henryk lub lodówka Ampega. I jeszcze będzie miejsce.

* Podziękowania dla Karola K. za udostępnienie auta do przejażdżki! *

6 komentarzy:

  1. Łagodnie potraktowałeś ten "komfort" , niestety jeszcze troche brakuje do ideału, ale będe do niego dążył bo warto.
    BTW fajny wpis i polecam się na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to dziś przyjeb.... naprawdę grubo. Uwielbiam XMy a ten jest w bardzo smakowej wersji. Nigdy nie widziałem takiego z jasną tapicerką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Koło od Laguny II z tego co widzę.
    Nie zgodzę się jeszcze tak do końca z tym komfortem. Z współczesnych XMowi fur były auta o PODOBNYM komforcie, czyli np. starsze Merole serii W124, czy też W126.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poziom komfortu może być podobny (choć wg mnie W124 jest zauważalnie twardszy - co nie znaczy, że twardy), ale zupełnie inny charakter.

      Usuń
    2. Moim zdaniem Baleron po prostu trochę lepiej się prowadzi niż XM (nie jest aż tak miękki, ma się poczucie większej kontroli), zachowując przy tym bardzo podobny komfort resorowania. To samo co w XMie - śpiących policjantów przejeżdża się na pełnej kurwie, a Merol zupełnie tego nie zauważa.

      Usuń