czwartek, 28 kwietnia 2016

Spacerkiem i rowerkiem: żelaza okołosłużewskie

Dziędobry się z Szanownym Państwem.

Rozważając ostatnio możliwe tematy kolejnego wpisu skonstatowałem, że niczym nowym (dla mnie) ostatnio nie jeździłem, nie testowałem też żadnych wcześniej nieznanych mi basetli, zaś wszystkie eventy, w których uczestniczyłem ostatniemi czasy, zostały już opisane (może poza e-Rally po Włochach, ale na wniosek uczestników Barany przedłużyły je do końca kwietnia, więc nieładnie byłoby zdradzać to, co jest po drodze), za to materiału mixowego mam pod dostatkiem.

No to mix.

Ostatnio zwiedzaliśmy Ursynów, dlatego też, zgodnie z marszrutą, przyszedł czas na kolejną wizytę na górnym Mokotowie. A jako, że niejako z defaultu przebywam tam najczęściej i najdłużej, najwięcej zdjęć mam właśnie z tej części miasta stołecznego. Dlatego też po raz kolejny spacer podzielę na dwie części. A może i na trzy. Poza tym związany z końcówką kwietnia kołowrót (oczywiście rozliczanie PIT-u zostawiłem sobie na ostatnią chwilę, przy czym do wprowadzenia miałem jeszcze faktury od sierpnia 2015) nie pozwolił mi na zajęcie się większą liczbą zdjęć, niż stanowiące rozsąde mixowe minimum 20. A właśnie tyle mniej lub bardziej ciekawych sprzętów udało mi się upolować na ulicach i parkingach graniczącego z Ursynowem Służewa.

Lody o smaku dżenderu

Mam niejasne wrażenie, że trzymają się lepiej od Primery I

Chinese Quality. Ciekaw jestem, czy blacha równie pięknie wygląda pod lakierem na reszcie auta

OBEY YOUR... aaa, już nieważne.

Mechanicznie ogarnąć, wizualnie zostawić, na Nity.

Wspaniałość.

One już wrastają. A wydaje się, jakby premiera była wczoraj.

Beczka w kombiaczu to dość rzadkie zjawisko

Wysokie stężenie jaktajmeryzmu

Stare Fordy zdają się w pewnym momencie żywota samoczynnie przebarwiać się na czarny mat. Nie ogarniam tego.

Mój brat, gdy był mały, mówił "Bałduk".

Lans Lancerem rrrraz!

Lans Lancerem dwwwa!

WTEM!!!

Dobre żelazo, sie WIE

Wszystko się sypie ale koło musi być

No WAY!

Były Barański Otomobil

Komuś się papierniczyło

Poproszę! Dla zespołu. Albo po prostu dla mnie.

Do następnego.

sobota, 23 kwietnia 2016

Eventualnie: kolejny rok, kolejny sezon

Wczoraj byłem na koncercie z cyklu Rock Na Zielono. Dzięki tradycyjnej w zasadzie obsuwie załapałem się nie tylko na Deriglasoffa (którego wydana kilka lat temu płyta "Noże" jest absolutnie genialna), ale też na grający bezpośrednio przed nim Killing Silence, co ucieszyło mnie bardzo, gdyż miałem ogromną chęć zobaczyć ich nowe wcielenie. Koncert był zaiste świetny, bawiłem się przednio, ale jedna rzecz zasmuciła mnie dość mocno. Publika liczyła łącznie może ze 40, max 50 osób - i to wliczając w to osobników, którzy większość czasu spędzili przy stolikach lub przy barze, delektując się napojami. Nawet tak popularne wśród fanów krajowej rockowizny nazwisko, jak Deriglasoff, nie ściągnęło do Proximy większej ilości ludu. Jeżeli tak wygląda obecnie uczestnictwo na koncertach, gdzie płaci się za bilet (cena 30 zł za możliwość posłuchania na żywo pięciu zespołów jest wręcz śmieszna - ba, posłuchanie dobrej muzyki uskutecznianej przez dwa składy było więcej niż warte tej kwoty), trudno się dziwić, że rock zdaje się powoli umierać.

Uważaaaj, uważaaaj

Starając się opędzić od tych niewesołych myśli udałem się dziś na event, który niejako symbolizuje nadejście tego czasu, gdy ludzie wyciągają graty z garaży i zaczynają upalać je ku radości własnej i tych, którzy dane żelazo podziwiają. Eventem tym jest organizowane co roku rozpoczęcie sezonu Youngtimer Warsaw.

Od pewnego czasu YW eksperymentuje nieco z miejscówami. Tym razem impreza miała miejsce na terenie dawnego toru FSO. Miejscówa chyba okazała się niezła, gdyż zarówno uczestnicy, jak i goście stawili się dość licznie. Sam znalazłem się w drugiej grupie, choć dość szybko okazało się, że spokojnie mogłem wysłać zgłoszenie.

Uczestników zmierzających na miejsce zlotu można było spostrzec już w drodze.


Po dojechaniu na miejsce skierowałem się na parking przeznaczony dla gości, po czym wyłuskałem z fotelika Młodzieża zabranego celem nauki o Prawdziwej Motoryzacji (w jego języku: "kółkaaaa!") i udałem się podziwiać Dobre Żelazo.

Całkiem zacne towarzystwo
Praktycznie na wejściu stało się jasne, że równie dobrze mogłem się zgłosić i przybyć, gdyż - spoczywając na kołach, które do niedawna były moje - niedaleko wejścia wdzięk swój roztaczał Radomski Bliźniak Skanssena.

Do twarzy mu. To znaczy do maski.
Przedstawicieli Skandynawii (zarówno Najlepszej Marki, jak i Prawie Najlepszej) było oczywiście więcej.








Skoro jesteśmy przy Najlepszych Markach - również Podwójny Szewron miał swą niezbyt liczną, ale wysokogatunkową reprezentację.



O, dzień dobry Koledze
 Francję dzielnie reprezentowały również urokliwe auta spod znaku Lwa.



Sporo dobrego mogli znaleźć dla siebie również koneserzy włoszczyzny (nie mogę odżałować faktu, że umknęła mi przecudowna Bianchina).





Miłujący bardziej swojskie, RWPG-owskie klimaty również mieli się czym zachwycać.

Pierwszy raz widziałem na własne oczy Zaporożca 965. Wspaniałość.


Ciekawe, czy bas wejdzie

Tu wejdzie na pewno. Niejeden.
 Jak wiadomo, Prawdziwy Polak Niemców jednocześnie nienawidzi, a jednocześnie ich podziwia, próbując niemalże ich naśladować - choćby wyborem ulubionych marek. Lub barwami maskującymi.

Anonymous Corporate Silver

Garbus jest jednym z dwóch, maksymalnie trzech samochodów, które w srebrnym nie wyglądają przeraźliwie nijako

Kraje pochodzenia niektórych reprezentantów byli łatwe do zidentyfikowania, niektórych - nieco trudniejsze.

Reprezentant niemiecko-brytyjski

Reprezentant zdecydowanie bardzo angielski

Reprezentant Anglii po japońskim przeszczepie
Japonia, jak zwykle, wystawiła dość mocną drużynę.




Wśród amerykańskich sprzętów najmocniej wyróżniał się wspaniały boazeriowóz.


Młodzież, choć nie zezwoliłem mu jeszcze na eksplorację terenu na własnych kończynach, zdawał się niezmiernie podekscytowany. Dźwięki typu "oooo", "łaaaał" i "kółkaaaa" wydobywały się z jego niewielkiej ale wydajnej głosowo paszczęki przez praktycznie cały czas.

Nadszedł jednak moment, gdy należało się zawinąć.


Fakt braku mego aktywnego uczestnictwa w evencie częściowo osładzała obecność całkiem grubych sprzętów na parkingu dla gości.


Nie zmienia to jednak mojego postanowienia, że na zamknięciu sezonu postaram się już być po wewnętrznej stronie bramy. I to najlepiej błotnik w błotnik z Radomskim Bliźniakiem.