Jak wiadomo, idealnym samochodem dla basisty jest kombiak. Ewentualnie van. I jedno i drugie dysponuje przeważnie pokaźnym kufrem, który do tego można jeszcze łatwo powiększać. Hatchbackom zazwyczaj brakuje dużego bagażnika, za to dają radę pod względem uniwersalności i elastyczności kształtowania przestrzeni bagażowej, zaś z sedanami jest zazwyczaj dokładnie na odwrót. Zupełna kicha natomiast następuje w przypadku coupe - ani to pojemne, ani uniwersalne, basu nie wrzucisz, do dupy z takim układem (no chyba, że na co dzień masz coś w miarę praktycznego, a coupeta to smakowity klasyk na weekendy). Oczywiście są jednak wyjątki. Z dwoma z nich (Ford Mustang i BMW E36 coupe) miałem już okazję się kiedyś zapoznać. Na przejażdżkę trzecim pora przyszła niedawno.
Niespełna dwa tygodnie temu wybrałem się do Nadarzyna na wystawę Oldtimer Warsaw Show. Nie kryję, że do odwiedzenia tego miejsca akurat w sobotę przyciągnął mnie nie tylko sam event, ale i osobistość, którą miałem tam poznać, czyli Szczepan ze znanej i słusznie lubianej Automobilowni. Szczepan, zgodnie z moimi przewidywaniami, okazał się przesympatycznym facetem, a poza możliwością spędzenia z nim (oraz z równie pozytywnym obywatelem znanym pod nickiem Hurgot Sztancy) paru chwil wśród mniej lub bardziej smakowitych klasyków miałem okazję zrobić małą lecz miłą rundkę jego wehikułem, czyli Mercedesem CLK 280.
Niespełna dwa tygodnie temu wybrałem się do Nadarzyna na wystawę Oldtimer Warsaw Show. Nie kryję, że do odwiedzenia tego miejsca akurat w sobotę przyciągnął mnie nie tylko sam event, ale i osobistość, którą miałem tam poznać, czyli Szczepan ze znanej i słusznie lubianej Automobilowni. Szczepan, zgodnie z moimi przewidywaniami, okazał się przesympatycznym facetem, a poza możliwością spędzenia z nim (oraz z równie pozytywnym obywatelem znanym pod nickiem Hurgot Sztancy) paru chwil wśród mniej lub bardziej smakowitych klasyków miałem okazję zrobić małą lecz miłą rundkę jego wehikułem, czyli Mercedesem CLK 280.
Druga generacja CLK, oznaczona fabrycznym kodem W209 (lub, wedle innych źródeł, C209 - nie wiem, czy Mercedes zrezygnował finalnie ze stosowania różnych liter w zależności od nadwozia) weszła do produkcji w 2002 roku. Tak, jak poprzednik, bazowała na współczesnej sobie generacji klasy C, czyli w tym przypadku modelu W203. Również tak samo, jak poprzednik, występowała jako 2-drzwiowe coupe lub kabriolet. Tym, co natomiast odróżnia drugą generację CLK od pierwszej już na pierwszy rzut oka, jest przód. Zamiast klasycznego "celownika" umieszczonego na masce mamy tu dużą gwiazdę na grillu - czyli ten element, który od premiery pierwszego, legendarnego SL-a odróżnia sportowe modele Mercedesa od "cywilnych" sedanów i kombi.
Sportowe i ciężarowe. I terenowe.
I autobusy.
Sylwetka niemieckiego coupe jest... ładna. Po prostu ładna. Trochę brak tu dostojnych, majestatycznych niemal linii starszych modeli czy ostrych, agresywnych cięć następcy, ale patrzenie na W209 (czy tam C209) nie męczy oka. Przy bliższych oględzinach można nacieszyć zmysł wzroku całkiem smakowitymi detalami - takimi, jak choćby "diamenciki" kierunkowskazów ukryte w kloszach reflektorów.
Całkiem przyjemnie prezentuje się również wnętrze CLK - szczególnie typowo mercedesowski zestaw wskaźników z dużym, okrągłym wyświetlaczem wpisanym w prędkościomierz. Nie do końca zachwycają mnie nieszczególnie pasujące do reszty krągłe nawiewy (szczególnie te zgrupowane pośrodku deski rozdzielczej), kierownica (zdecydowanie wolę trójramienną z nowych modeli - ma nieco vintage'owy styl) oraz zestaw przełączników na lewo od kierownicy, ale generalnie można uznać to za czepialstwo. Tym bardziej, że całokształt jest bardzo solidnie wykonany a zastosowane materiały są nader przyzwoitej klasy.
Całkiem wysoką klasę prezentuje również komfort wnętrza - przynajmniej tak długo, jak siedzimy z przodu. Siedzenia są wygodne, miejsca jest dość a większość przełączników znajduje się pod ręką. Oczywiście można tu natrafić na typowo mercedesowskie idiosynkrazje, jak na przykład "nożny ręczny", czyli hamulec postojowy uruchamiany pedałem po lewej stronie a zwalniany za pomocą uchwytu w desce rozdzielczej, jednak fani marki kochają ją również za tego typu patenty. To między innymi dzięki nim wiemy, że siedzimy w Mercedesie.
Niestety, pasażerowie tylnej kanapy nie doświadczą utożsamianego z trójramienną gwiazdą luksusu a proces wsiadania i wysiadania (szczególnie jeśli jest się Leniwcem-Grubasem) nie ma za wiele wspólnego z dystyngowaną godnością. Mówiąc wprost - jest dość ciasno (przynajmniej nad głową) a wsiadanie może być w miarę bezproblemowe jedynie dla kogoś dość szczupłego i wysportowanego. A ja nie należę do żadnej z tych grup.
Ale przynajmniej widok jest całkiem przyjemny.
Pod maską Szczepanowego egzemplarza znajduje się mniejsza z dwóch benzynowych widlastych szóstek dostępnych w poliftowej wersji. W tym przypadku oznaczenie CLK 280 oznacza... silnik o pojemności 3 litrów. Nie jest to pierwszy ani ostatni raz, gdy oznaczenie nie jest zgodne z pojemnością co nie zmienia faktu, że nie za bardzo łapię sens takiego manewru - szczególnie, jeśli oznaczenie wskazuje na niższą pojemność niż w rzeczywistości. Na szczęście oznaczenie nie ujmuje sześciocylindrówce kultury pracy ani osiągów. Silnik brzmi aksamitnie, z lekką chrypką charakterystyczną dla jednostek V6, jednak chrypka ta jest bardzo delikatna, wręcz miękka. Miękko pracuje także automatyczna skrzynia. Jedynie kickdown powoduje leciutkie szarnięcie - a i ono zdaje się subtelne, niczym stłumione poduchą.
Oprócz delikatnego szarpnięcia kickdown powoduje również bardzo energiczne katapultowanie auta w przód. 231 KM i 300 Nm momentu obrotowego robią swoje. Choć i w tym przypadku odbywa się to w kulturalny, pozbawiony brutalności sposób. Tak - uczucie przyciśnięcia potylicy do zagłówka jest nader miłe, jednak nie towarzyszy temu wściekły ryk silnika czy wywołany strzałem adrenaliny ślinotok. Po prostu dobre osiągi połączone z dobrym komfortem.
Właśnie, komfort. Od lat cenię Mercedesy za ich wygodę, na którą składa się między innymi nieco kołyszące resorowanie. W CLK jednak nie znajdziemy kanapowatego charakteru - zawieszenie jest zestrojone nieco sztywniej, niż w sedanach i kombiakach Mercedesa, którymi miałem okazję jeździć. Nie oznacza to, że jest twarde - wszak to wciąż jest Mercedes, i to z tych dla dorosłych. Nawet na nierównej drodze nie ryzykujemy zamiany ważnych organów miejscami. Inżynierowie ewidentnie chcieli umożliwić kierowcy korzystanie z dobrych osiągów również na krętych drogach nie skazując go przy tym na rezygnację z całkowicie zadowalającego poziomu wygody.
A jak się okazuje, z przewozu basu też nie trzeba rezygnować - pod warunkiem, że przewozimy go w miękkim pokrowcu.
Jak napisałem na wstępie - coupe nie służą do tego, by być praktyczne. Nie znaczy to jednak, że bagażnik musi być mikroskopijny. W CLK zdecydowanie taki nie jest. 435 litrów to zupełnie niezły wynik jak na wariant nadwozia, w którym możliwość przewozu gratów jest na jednym z ostatnich miejsc branych pod uwagę. Do tego okazuje się wystarczająco szeroki, by łyknąć bas w pokrowcu w poprzek i wystarczająco głęboki, by zmieścić go na skos. Niestety, wiesła w twardym futerale bez złożenia oparcia raczej się nie wepchnie.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Mercedes CLK 280 to kawał dobrego samochodu dla kogoś, kto szuka wygodnego, szybkiego coupe przeznaczonego raczej do turystyki niż do sportu. Komfortowe wnętrze (no, z przodu), dynamiczny silnik, miękko działający automat i zawieszenie stanowiące przyzwoity kompromis między wygodą a prowadzeniem mogą się podobać, tak samo, jak sympatyczne, wskazujące na dopracowaną, przemyślaną konstrukcję smaczki w rodzaju bezramkowych szyb automatycznie opuszczających się odrobinę przy otwieraniu drzwi i dociskanych w momencie ich zamknięcia. Do tego, wedle słów właściciela, zużycie paliwa utrzymuje się na rozsądnym poziomie, zaś pod względem niezawodności nie można temu autu czegokolwiek zarzucić. Czy zatem kupiłbym go, mając odpowiedni fundusz i chcąc wyposażyć się w coupetę? Otóż... nie do końca. Tak, jest to świetny samochód, ale troszkę zbyt kompromisowy. Brak tu nieprawdopodobnego luzu i lekkiej kanapowatości Mustanga czy, z drugiej strony, ostrego pazura E36 (które jednak pochodzi z wcześniejszej dekady). To wysmakowane, dopracowane auto dla kogoś, kto po prostu chce coupetę spod znaku trójramiennej gwiazdy. I choć sam nie zapałałem doń gorącym uczuciem, nie mam wątpliwości, że to naprawdę świetna konstrukcja.
Plusy:
- dopracowanie
- komfort (wnętrze z przodu i niezłe zawieszenie)
- osiągi
- solidność i niezawodność
- zupełnie akceptowalne zużycie paliwa
Minusy:
- bardzo niewygodne wsiadanie do tyłu i niewiele miejsca tamże
- niewielka praktyczność mimo niezłego bagażnika (to coupe i co zrobisz jak nic nie zrobisz)
- nieco zbyt mało wyrazisty charakter
Co nim wozić:
Jeśli chcesz używać Mercedesa CLK do przewozu basów, pamiętaj, że głowa i paczka już raczej nie wejdą. Pozostaje samo instrumentarium - a tutaj dobrze pasować będzie choćby Marleaux Consat. Pytanie tylko, czy chcesz tak drogi instrument przewozić w miękkim pokrowcu.