Dzieńdobry wieczór i witam w kolejnym odcinku tzw. tematu zastępczego, czyli kącika dla tych, którzy zrobili sobie dzieci głównie po to, by znów móc usprawiedliwić przed sobą kupowanie zabawek. Poprzedni pojawił się dokładnie w Wigilię - i wydaje mi się, że raz na kwartał to idealna częstotliwość na chwalenie się czymś, co nikogo dorosłego nie interesuje, czyli zasadniczo zabawkami.
Inna rzecz, że sam nawet nie próbuję udawać, że jestem dorosły.
Dlatego też, bez zbędnego wodolejstwa, Żuk.
Żuk to legenda. Żuk to pomnik na kołach. Żuk to Krul. Krul Druk. Bez Żuka nie mielibyśmy Polski, którą mamy - pachnącej jabłkami, ogórkami kiszonymi i cebulą. Tej prawdziwej, prowincjonalnej, tej, która owe ogórki i cebulę dostarcza nam od lat. I dlatego, gdy zobaczyłem półeczkę z Żukami na stacji benzynowej, nie umiałem się oprzeć.
Mój wybór padł na egzemplarz w pięknym kolorze "shit brown". Wśród dostępnych był najfajniejszą, najbardziej oddającą żukowatość Żuka opcją, świetnie pasującą do jego roboczego, niebojącego się błota i inszych substancji charakteru.
Zresztą fajny jest tu nie tylko kolor, ale również... pudełko.
Zresztą fajny jest tu nie tylko kolor, ale również... pudełko.
Tak - tu są okienka. Nie tylko standardowe z boku, ale również dodatkowe z przodu i z tyłu. Dzięki temu nawet bez wyjmowania można pokusić się o pierwszą, wstępną ocenę Żuka z serii Kolekcja PRL-u.
A ta w sumie nie jest zła.
Większość detali się zgadza - jest odpowiednia liczba i rozmiar przetłoczeń, jest charakterystyczny "nacinany" grill (choć kreski imitujące otwory nie są zbyt równe), jest nawet dość wiernie oddany znaczek. Patrząc od tyłu zobaczymy natomiast w miarę zbliżony do oryginału tylny most.
No, w każdym razie jego dolny zarys.
Co sprawia, że Żukowi z serii "Kolekcja PRL-u" wciąż dość daleko do ideału? W zasadzie kilka detali. Ale to właśnie w szczegółach ponoć tkwi diabeł.
Po pierwsze - lusterka. Abstrahując od ich mocowań (bardziej filigranowe byłyby zbyt delikatne, poza tym koszt ich wytworzenia byłby zapewne sporo wyższy), są zwyczajnie krzywe - przynajmniej prawe, co widać patrząc na autko od frontu. Po drugie - wspomniane już nierówno namalowane kreski imitujące otwory w grillu. Po trzecie - nieco zbyt długie osie, które sprawiają, że kółka latają nieco na boki. Po czwarte - same kółka, a konkretnie imitacja plastikowych, centralnych kołpaczków, która sprawia wrażenie niedbale napaćkanej... markerem. I łatwo się ściera.
Na szczęście, mimo niedociągnięć, całokształt jest zupełnie do przyjęcia.
Żuczek okazał się do przyjęcia również dla Młodzieża, który, po otrzymaniu informacji, co to za wehikuł, zakrzyknął radośnie "Siuk!" po czym jął przeprowadzać crash-testy. Żuk (czy raczej Siuk) stał się wręcz jego ulubionym autkiem na pewien czas - może nie tak ukochanym, jak kolekcja dinozaurów, ale regularnie i intensywnie używanym.
Aktualnie brązowy Żuk z "Kolekcji PRL-u" nosi już kilka zadrapań, zaś problem krzywego prawego lusterka przestał istnieć wraz z jego ułamaniem, jednak całość trzyma się dzielnie, pozostając, zgodnie z dumnym napisem na drzwiach, do użytku własnego Młodzieża.
Chociaż Młodzież i tak woli dinozaury.