Dawno nie było wpisu o tematyce stricte basowej. Owszem, można jako takli liczyć skromną relację z tegorocznego Graj(mi)dołu, jednak ostatni test basiwa pojawił się kilka miesięcy temu. A o jakimkolwiek fretlessie nie pisałem już od dwóch lat.
Będąc niemalże maniakalnym fanatykiem beprogów posypuję swój kudłaty łeb popiołem i spieszę czem prędzej naprawić ten błąd. Tym bardziej, że przedwczoraj były(by) 57 urodziny Micka Karna - gościa, który obok Pino jest moją największą inspiracją w kwestii basu bezprogowego.
Bądźmy szczerzy - zorganizowanie sobie basu do testów nie jest najłatwiejszym zadaniem, zaś pożyczenie choćby na kilka dni fretlessa to już prawdziwie rzadka - nawet jeśli jest to sprzęt typowo budżetowy. A tak było w tym przypadku.
Moją drugą w życiu basetlą był ciemnoniebieski Zak B4, czyli Mayones o nieco mniej spożywczej nazwie. Nie był on instrumentem z najwyższej półki, ale w swej kategorii cenowej naprawdę dawał radę. I gdy okazało się, że jeden z moich kolegów jest posiadaczem innego basu z tej serii, do tego pozbawionego progów, zastrzygłem uszami, zaś zgoda owego kolegi na wypożyczenie basetli wywołała u mnie radosny kwik.
Zaki/Mayonesy z lat 90. były instrumentami mocno czerpiącymi z pomysłów innych producentów. Egzotyczna seria Be (znana również jako Africa) była mocno zainspirowana produktami Warwicka (przy czym polskie wyroby zazwyczaj przewyższały brzmieniem niemiecki oryginał, co swoją drogą nie jest żadnym wyczynem), zaś w tańszych liniach można było zauważyć echa basów takich firm jak Esh czy Spector. I to na projekcie tego drugiego wytwórcy oparty jest kształt główki fretlessa, na którym miałem okazję pograć.
Choć nie. Ona nie jest oparta. Ona jest najzwyczajniej w świecie zerżnięta.
Nie kryję, że ten kształt główki zawsze mi się podobał, jednak z dechami Spectorów zawsze miałem pewien estetyczny problem. Tu problemu nie ma - korpus Zaka został ukształtowany zupełnie inaczej. Nie wiem, co (jeśli cokolwiek) przypomina mi ten projekt, wiem za to, że ocieka wręcz estetyką lat dziewięćdziesiątych, z których zresztą pochodzi.
I podoba mi się.
Mniej za to trafia do mnie dziwny, często stosowany wówczas przez Mayonesa patent z lakierowaniem główki również z tyłu, podczas gdy reszta gryfu pozostaje wykończona w naturalu. Nie mam pojęcia, czemu miało to służyć - wygląda po prostu idiotycznie.
Idiotyczna nie jest za to konstrukcja basu.
Bezprogowy Zak został zbudowany wedle dość klasycznej receptury - do olchowego korpusu za pomocą 5 śrub przykręcony został matowo wykończony klonowy gryf z palisandrową podstrunnicą o 24 pozycjach. Niegdyś znajdowały się na niej progi, jednak któryś z wcześniejszych użytkowników postanowił się ich pozbyć, szpary po nich wypełniając ciemnym fornirem. W deskę wkręcone są 2 pasywne przystawki w układzie PJ, których obudowy zostały polakierowane na pocieszny seledynek (po raz pierwszy widziałem takie wykończenie - prawdopodobnie nie było ono fabryczne). Pasywna jest również elektronika, sterowana przez 3 potencjometry: głośność, balans (działający na odwrót - przekręcenie gałki w stronę mostka skutkuje ściszeniem mostkowej przystawki) oraz klasyczny, obcinający górę ton. Osprzęt zamontowany na basiwie został wyprodukowany przez niemiecką firmę Schaller - i o ile klucze są bardzo dobrej jakości, o tyle schallerowskie mostki najzwyczajniej w świecie obsysają. I to nieudolnie. Nie chodzi tu o intonację (menzurę da się ustawić bez większego problemu), tylko o nienajlepszy wpływ na brzmienie.
Mimo tego nie jest ono tu najgorsze. Przynajmniej "na sucho".
Z deski bas odzywa się ładnie, śpiewnie, "okrągle", tak, jak powinien gadać fretless. Nie ma tu może szlachetności brzmienia droższych konstrukcji, ale bądźmy szczerzy - mówimy tu o basie za kilkaset złotych. Naprawdę nie jest źle. Niestety, po podpięciu do wzmacniacza robi się już gorzej.
Może to kwestia przystawek, może słaby mostek sporo tu psuje - tak czy owak brzmienie nie powala. Jest nieprzyjemnie nosowe, zaś podczas grania z samej przystawki mostkowej (czyli tak, jak powinno się grać na fretlessie) brakuje okrągłego dołu. Przystawka gryfowa za to jest nieco zbyt mało czytelna, choć z drugiej strony wypluwa w kierunku kabla (a następnie wzmacniacza) nieco cieplejszy, bardziej puchaty sound. Oczywiście można to i owo podratować chorusem, jednak najlepszym rozwiązaniem byłaby tu wymiana przystawek. A przynajmniej mostkowej. Dobry pickup pozwoliłby tej całkiem sympatycznej basetli przeskoczyć w kwestii brzmienia o dwie klasy wyżej.
O klasę wyżej wyniosłoby Zaka... inne wykończenie gryfu. Sam lubię mieć na całym instrumencie dobry, twardy lakier, ale nie upieram się - staranne wykończenie woskiem również dałoby radę. Tu natomiast tył gryfu jest niezbyt przyjemny w dotyku, nieco szorstki - tak, jakby nie został wykończony w ogóle. A to jest raczej mało prawdopodobne.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Mimo kilku wad, bezprogowy Zak z lat 90. jest zupełnie niezłym basiwem. Wygodny, dość przyjemny w grze (nie licząc niemiłego w dotyku gryfu), do tego sympatycznie odzywający się z deski - ten tani przecież sprzęcik ma spory potencjał. Niestety, aby w pełni go wydobyć należałoby wymienić mostek i przede wszystkim przystawki. Nie muszą mieć niebieskich obudów - wystarczy, że będą lepsze niż te, które są zamontowane obecnie. I choć koszt takiego manewru może przekroczyć rynkową wartość całego instrumentu, uważam, że warto. Dzięki temu zyskamy dobrze brzmiącego i oryginalnie prezentującego się fretlessa, wciąż zamykając się w kwocie poniżej 1000 złotych. Właścicielu (któremu za użyczenie serdecznie dziękuję) - rozważ!
Plusy:
* wygoda
* ciekawa stylówa
* brzmienie na sucho (z dechy)
* cena
Minusy:
* przystawki
* mostek
* wynikające z dwóch powyższych punktów brzmienie po podłączeniu
* nieprzyjemne w dotyku wykończenie gryfu
Czym go wozić:
Zaka - w towarzystwie kilku innych basów - miałem okazję transportować Oplem Vivaro oraz Skanssenem, czyli Volvo 940. W obu tych pojazdach miał więcej niż wystarczającą ilość miejsca. Jednak całkowicie wystarczające byłoby tu Palio Weekend lub Felicia kombi. Najlepiej na czarnych.
Dobranoc.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Mimo kilku wad, bezprogowy Zak z lat 90. jest zupełnie niezłym basiwem. Wygodny, dość przyjemny w grze (nie licząc niemiłego w dotyku gryfu), do tego sympatycznie odzywający się z deski - ten tani przecież sprzęcik ma spory potencjał. Niestety, aby w pełni go wydobyć należałoby wymienić mostek i przede wszystkim przystawki. Nie muszą mieć niebieskich obudów - wystarczy, że będą lepsze niż te, które są zamontowane obecnie. I choć koszt takiego manewru może przekroczyć rynkową wartość całego instrumentu, uważam, że warto. Dzięki temu zyskamy dobrze brzmiącego i oryginalnie prezentującego się fretlessa, wciąż zamykając się w kwocie poniżej 1000 złotych. Właścicielu (któremu za użyczenie serdecznie dziękuję) - rozważ!
Plusy:
* wygoda
* ciekawa stylówa
* brzmienie na sucho (z dechy)
* cena
Minusy:
* przystawki
* mostek
* wynikające z dwóch powyższych punktów brzmienie po podłączeniu
* nieprzyjemne w dotyku wykończenie gryfu
Czym go wozić:
Zaka - w towarzystwie kilku innych basów - miałem okazję transportować Oplem Vivaro oraz Skanssenem, czyli Volvo 940. W obu tych pojazdach miał więcej niż wystarczającą ilość miejsca. Jednak całkowicie wystarczające byłoby tu Palio Weekend lub Felicia kombi. Najlepiej na czarnych.
Dobranoc.