wtorek, 28 maja 2019

Śmignąwszy: urządzenie do przemieszczania się

Zdarza mi się czasem skorzystać z carsharingu. Ogólnie uważam go za bardzo dobry wynalazek - wielu mieszkańców dużych miast nie potrzebuje samochodu na co dzień, czasem jednak muszą coś przewieźć lub dostać się w słabiej skomunikowane miejsce a nie chce im się czekać na taryfę czy ubera i użerać z kierowcami. Do tego zazwyczaj carsharing wychodzi nieco taniej. Generalnie - propsy za pomysł. Sam miałem okazję korzystać z usług platform carsharingowych - a to trzeba było np. odebrać DAFuqa z warsztatu, a to jechałem gdzieś, skąd w drodze powrotnej miałem transport, a to po prostu chciałem spróbować czegoś nowego. Zdarzało się, że to nowe było stare (co zresztą uważam za świetny pomysł), jednak tym razem postanowiłem pójść w coś zdecydowanie nowego. Futurystycznego wręcz. A do tego wyposażone w zgodny z duchem czasu napęd elektryczny.


InnogoGO! to najświeższy, czwarty już gracz na warszawskim rynku carsharingu. I oczywiście, jak przystało na firmę podlegającą pod dostawcę energii elektrycznej, jej flotę stanowią samochody na prąd - konkretnie zaś BMW i3.

Elektryczne BMW zawsze mnie ciekawiło ze względu na swą niebanalną, odważną stylistykę. Mogę zaryzykować wręcz twierdzenie, że to najfajniej obecnie wyglądający model tej marki. Fani BMW, po zmianie zanieczyszczonych w gniewie gatek, mogą mi zasadniczo naćwierkać - po pierwsze sam nie jestem i nigdy nie byłem miłośnikiem produktów bawarskiej firmy, po drugie zaś jej najlepiej wyglądające modele już od dawna nie są produkowane. Obecne "bety" są równie ciekawe co nastawianie budzika w telefonie a patrzenie na nie jest równie przyjemne co ów budzik dzwoniący w poniedziałek o 6 rano. Elektryczne i3 natomiast przynajmniej jest JAKIEŚ.


Oczywiście sympatycznie dziwaczna stylistyka to tylko jeden z elementów układanki. Ważne - a w zasadzie dużo ważniejsze - jest wnętrze, do którego można dostać się w sposób równie ciekawy, co wygląd "i trójki".


We wnętrzu jest tak, jak można się spodziewać, czyli na wskroś nowocześnie. Zamiast klasycznych zegarów kierowca ma przed sobą kwadratowy ekranik, na którym wyświetlają się wszystkie informacje dotyczące jazdy. Drugi, mniejszy ekran, gdzie można podejrzeż m.in. wybraną stację radiową, został umieszczony pośrodku deski rozdzielczej. Na szczęście producent zaoszczędził nam tabletów i zarówno muzykę jak i klimatyzację można ustawić sobie za pomocą fizycznych przycisków, pokręteł i dość wygodnego systemu iDrive.


Niestety, na temat jakości wykończenia nie można powiedzieć zbyt wiele dobrego. O ile siedzenia i główna część boczków drzwi obite są ładną, przyjemną tkaniną, o tyle tworzywo, którym wyłożono gigantyczną przestrzeń między deską rozdzielczą a krawędzią szyby jest odpychające. BMW chwali się, że pochodzi ono z recyclingu - i to widać. Powstaje oczywiście pytanie, czym było przed przetworzeniem - ale chyba wolałbym nie znać odpowiedzi. Do tego złotawy plastik, z którego wykonana jest pokrywa schowka przed pasażerem, byłby obciachem już w Dacii. Pozostałe tworzywa wydają się solidne, ale ich ogólna jakość nie powala.

Na szczęście, jeśli nie zwracamy uwagi na jakość materiałów, z przodu i3 siedzi się całkiem przyjemnie. Fotele są dość wygodne, zaś miejsca jest w bród.

Dużo mniej miejsca jest na tylnej kanapie. Co prawda dzięki płaskiej podłodze nogi mają dość wygodnie, ale przestrzeni na głowę nieco już brakuje. Do tego, aby dostać się na tylną kanapę, trzeba najpierw otworzyć przednie drzwi, następnie pociągnąć za klamkę znajdującą się w przednim słupku małych, tylnych drzwiczek, a na koniec otworzyć je do tyłu. Sam patent ze skrzydłowymi drzwiami i brakiem środkowego słupka jest bardzo fajny (choć nie nowy - z nowożytnych aut miały go m.in. Mazda RX-8 i Ford B-Max), jednak trzeba pamiętać o tym, że nie wolno ich zamykać przed zamknięciem przednich.

Nie zachwyca również przestrzeń przewidziana na klamoty.

Zapomniałem zrobić zdjęcia, trzeba było ratować się screenem z filmu
Bagażnik jest niewielki, a przede wszystkim za wąski, by zmieścił się tu bas w usztywnianym pokrowcu. Obrzyna być może dałoby się tu wcisnąć. Niestety akurat nie miałem ze sobą basiwa, by móc wykonać ten najważniejszy wszak test.

A jak ten wynalazek jeździ?

Szybko. Bardzo szybko. Poza tym jednak... bez wrażeń.

Dynamika elektrycznego BMW jest dość niesamowita - przynajmniej dla kogoś, kto nie miał jeszcze okazji prowadzić jakiegokolwiek współczesnego elektrowozu. Solidny moment obrotowy dostępny w pełni już od startu bez wysiłku katapultuje do przodu nielekki przecież za sprawą baterii pojazd. Oczywiście nie chciałem bawić się w testowanie zachowania przy prędkościach mocno nieprzepisowych, jednak w warunkach miejskich osiągi i3 są dużo więcej, niż wystarczające. O kilka lig więcej. Całkiem przyjemnie pracuje zawieszenie - zamiast deskowatej twardości mamy tu miłą sprężystość, dzięki której niedoskonałości warszawskich ulic stają się nieco mniej męczące. Do tego dochodzi bardzo przyzwoita zwrotność, dzięki czemu samochód doskonale radzi sobie w warunkach, do których został stworzony, czyli w mieście. Jednak... nie byłem zachwycony. Owszem, przeciążenia generowane podczas przyspieszania są całkiem przyjemne, ale nie ma w nich nic uzależniającego w ten sposób, w jaki robi to mocny silnik spalinowy. Jest cichutko, co dla wielu ludzi oczywiście będzie zaletą, mi jednak brakowało wrażeń słuchowych. Wszystko jest tu... po prostu elektroniczne. Cyfrowe. I choć miłośnikom nowoczesności będzie to odpowiadać, ja sam za jakiś tydzień czy dwa nie będę już nawet pamiętał, jak jeździ się elektrycznym BMW. A chyba nie o to chodzi w samochodzie.


Podsumowanie czyli zady i walety:

BMW i3 wygląda ciekawie a do tego imponuje dynamiką, jednak nie ma w sobie nic, co sprawiałoby, że chciałbym wsiąść do niego ponownie. Jest po prostu urządzeniem służącym do sprawnego przemieszczania się od punktu A do punktu B. Radość z jazdy, która od lat stanowi slogan reklamowy marki, występuje tu tylko w momencie mocnego przyspieszania - a i to w szczątkowej postaci. Do tego jakość wykończenia wnętrza (w samochodzie za furmankę pieniędzy!) i praktyczność rozczarowują. Ponadto jest to elektrowóz, co oznacza, że trzeba latać po mieście w poszukiwaniu stacji ładowania (no bo jaki procent mieszkańców miast w Polsce ma domy z garażem?) a wyjazd trasę staje pod znakiem zapytania. Niestety - tak wygląda przyszłość motoryzacji: wynajmowane na minuty auta, mające jedynie przetransportować nas w żądane (niezbyt odległe) miejsce nie dostarczając przy tym żadnych wrażeń. I choć sama idea carsharingu jest bardzo sensowna, mam nadzieję, że zanim stanie się on jedyną dostępną zwykłym ludziom opcją, już od dawna będę zaliczony w poczet czcigodnych zmarłych.

Plusy:
  • ciekawy wygląd
  • dynamika
  • niezły komfort jazdy
  • "ekoprzyjazność" (choć bardziej w krajach zasilanych atomem i tzw. źródłami odnawialnymi)
Minusy:
  • nędzne materiały we wnętrzu
  • mało miejsca na głowę z tyłu
  • kiepski bagażnik
  • konieczność szukania stacji ładowania (i spędzanie przy niej cholera wie ile czasu)
  • brak przydatności w trasie
  • zero emocji
Co nim wozić:

Szczerze mówiąc, nie jest to samochód dla basisty - przede wszystkim ze względu na bagażnik, ale również na to, że odpadają wszystkie wyjazdowe "joby" na które trzeba dotrzeć samodzielnie. Ale jeśli się upierasz, możesz spróbować wrzucić do kufra bezgłówkowego BassLaba. Też niemiecki. Też awangardowy. Też drogi. I też więcej w nim plastiku, niż czegokolwiek innego.

A poza tym oczywiście zapraszam na film.


czwartek, 23 maja 2019

Skala MIKSolidyjska: chodź na Bemowo, będzie czadowo

Takoż tak.

Właśnie zorientowałem się, że miałem przecież wrzucać miks. Na szczęście materiał jest - ostatnio zwiedzaliśmy Wolę, przyszła zatem pora na Bemowo. A tam... tam zawsze jest gęsto.

Proszszsz.

ELX na czarnych, nic ciekawego, scrollujemy dalej

Nie, nie miałem lepszego zdjęcia. I nie, nie mogłem zrobić jeszcze raz, bo potem już go nie spotkałem.

Bardzo słuszny wybór.

WSW go ściga Alejami

Nie wierzę, że wcześniej nie dawałem tego Bliźniaka

Jak nie ma kariery bez T4, to czego nie ma bez T3?

Hąda Kączerto w Pakiecie Wyspiarskim

Szef Orlenu lubi Cygara

Absolutnie nie jestem w stanie uwierzyć, że nie wrzucałem jej wcześniej. A nie wrzucałem, bo zawsze myślałem, że już była.

Stickerbomb to zawsze dobry sposób na zakrycie rdzy.

Tych Tetrójek to naprawdę się ostatnio zrobiło

Ktoś zostawił śmieci poza altanką, bardzo nieelegancko

Dokończcie zdanie: dobre Kroko...

Nie ma faltdachu, nie liczy się. Ale i tak bym kochał.

Na promocji w Tesku

Czcigodny i omszały

Wrastanie Zasadniczo Immanentne

Tutaj trudno orzec, czy to stan "będę go robił" czy "nie będę go mył"

Tutaj zdecydowanie stan "będę go robił: in progress"

Tego już ktoś zrobił

Nazwa stacji pasuje do brzmienia klaksonu Kaszla

Jedyne godne zachowania późne Poldki są tymi, które najczęściej zostały zajeżdżone

Mała ciężarówka japońskiej marki produkowana przez hiszpańską firmę na bazie starej niemieckiej konstrukcji. Jakoś tak.

Pamiętam, jak w dziecińtwie okrutnie podobały mi się te powieki i "dagmary"

Będę musiał zrobić zestaw modeli nieistniejących marek, które #ależbym.
To tyle w temacie dzielnicy nazwanej na cześć gen. Bema. Następny przystanek - za torami kolejowymi. Też będzie zacnie.

niedziela, 19 maja 2019

Eventualnie: Lemoniada na stulecie

Co tu się odelhaemia, znowu wpis dzień po dniu! No ale okazja była. Wieczorem chill u Volvo, a wcześniej...

Oj, wcześniej działo się jeszcze grubiej.

Jak moi czytacze zapewne wiedzą, jedną z mych absolutnie ulubionych marek (poza Volvem, rzecz jasna) jest Citroen. Ich ostatnie modele nie budzą może jakiegoś szczególnego mrowienia w rejonie mych lędźwi, ale to, co Francuzi odstawiali od połowy lat 30., to naprawdę gruby temat. Najpierw pojawił się słynny Traction Avant, łączący przedni napęd z samonośną konstrukcją, później, już po śmierci założyciela marki, opracowano pierwsze prototypy 2CV, której produkcja ruszyła zaraz po wojnie, zaś w 1955 roku świat zaliczył srogi opad szczeny gdy na paryskim salonie zaprezentowano rewolucyjny model DS. Ale historia marki zaczęła się wcześniej - konkretnie zaś... 100 lat temu.

Tak - Citroen obchodzi właśnie setkę. I z tej okazji urządził bardzo piękny evencik.

A co ciekawe, dziewięćdziesiątkę też obchodził. I też tam wtedy byłem.


10 lat temu piękne zabytkowe (i nie tylko) Cytryny przybyły na Nowy Świat, gdzie została ustawiona rampa. Kolejne żelaza wjeżdżały na nią, właściciele opowiadali kilka słów o swych rydwanach a potem podjeżdżały kolejne. Klimat był sympatyczny, a sprzęty - wspaniałe. A zdjęcia zachowały się do dziś.





Przez ten czas mój stosunek do starych Citroenów nie uległ zmianie - może, co najwyżej, przestałem kibicować firmie w kwestii nowych produktów (bo i za bardzo nie ma czemu) oraz stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli niektóre z moich marzeń (takie, jak choćby XM) nie wyjdą poza tę sferę. Jednak zarówno Dwacefałka (z pochodnymi) jak i DS nadal znajdują się na szczycie mojej prywatnej automobilistycznej hierarchii. A tych na obchody stulecia przyjechało co niemiara.

FRANCUZKI SZMELC, JUŻ SIE ZEPSÓŁ, HEHEHEHEHEEEE
 Oczywiście nie tylko Dwacefałki i DS-y przybyły na zlot - nie brakowało choćby starszych tematów.


Oczywiście godnie reprezentowany był legendarny Traction Avant, jako ten, od którego rozpoczęła się legenda Citroena jako producenta samochodów awangardowych i wyprzedzających trendy lub idących im pod prąd.


Jednak to właśnie DS i 2CV rządziły na zlocie.









Oczywiście nie zabrakło też klasyków nieco młodszych - BX-y, CX-y czy niedoceniona (niesłusznie!) seria GS/GSA również miała swą zacną reprezentację. Obok siebie stali dziadkowie i wnuczkowie, czyli DS-y i XM-y. Były fastbacki, hatchbacki i kombiaki, był furgonik (Acadiane) i sedanik (pocieszny Ami 6 z ujemnym kątem pochylenia tylnej szyby). I przede wszystkim masa piękna. I klimatu.























Nie zabrakło również znajomych - zarówno zwiedzających, jak i czynnie uczestniczących (choćby mój imiennik i jego piękny CX Break, którego nie złapałem na żadnym zdjęciu, PRZEPRASZAM). Wisienką na torcie był natomiast wóz strażacki z szewronami na grillu - konkretnie ostatnia chyba ciężarówka Citroena, czyli równie charakterystyczny co ówczesne osobówki tej marki Belphegor.


Zabrakło w zasadzie tylko jednego: komfortowych warunków. Pogoda co prawda dopisała, jednak wcześniej - w nocy i rano - lało przeokrutnie. W efekcie trawiasty placyk na tyłach położonego koło Łazienek Ermitażu zmienił się niemalże w błotniste bajoro. Po niedługim czasie chodzenia wśród ślinotocznych piękności moje buty przemokły na wylot, zaś spodnie były ubłocone niemalże do kolan. Spowodowało to konieczność w miarę sprawnego powrotu do domu celem przebiórki, droga  natomiast zajęła mi tyle, że nie miałem szans wyrobić się z powrotem na start citroenowej parady.

A następna dopiero za 100 lat.

Zastanawiające jest natomiast to, że jeden z najciekawszych, najbardziej fascynujących modeli -  zjawiskowy SM - nie pojawił się na imprezie. Stał za to kilkanaście metrów dalej, zaparkowany spokojnie przy Myśliwieckiej. Może nie chciał ubrudzić opon?


A jak komuś mało - jest film. Zapraszam.