Zdarza mi się czasem skorzystać z carsharingu. Ogólnie uważam go za bardzo dobry wynalazek - wielu mieszkańców dużych miast nie potrzebuje samochodu na co dzień, czasem jednak muszą coś przewieźć lub dostać się w słabiej skomunikowane miejsce a nie chce im się czekać na taryfę czy ubera i użerać z kierowcami. Do tego zazwyczaj carsharing wychodzi nieco taniej. Generalnie - propsy za pomysł. Sam miałem okazję korzystać z usług platform carsharingowych - a to trzeba było np. odebrać DAFuqa z warsztatu, a to jechałem gdzieś, skąd w drodze powrotnej miałem transport, a to po prostu chciałem spróbować czegoś nowego. Zdarzało się, że to nowe było stare (co zresztą uważam za świetny pomysł), jednak tym razem postanowiłem pójść w coś zdecydowanie nowego. Futurystycznego wręcz. A do tego wyposażone w zgodny z duchem czasu napęd elektryczny.
InnogoGO! to najświeższy, czwarty już gracz na warszawskim rynku carsharingu. I oczywiście, jak przystało na firmę podlegającą pod dostawcę energii elektrycznej, jej flotę stanowią samochody na prąd - konkretnie zaś BMW i3.
Elektryczne BMW zawsze mnie ciekawiło ze względu na swą niebanalną, odważną stylistykę. Mogę zaryzykować wręcz twierdzenie, że to najfajniej obecnie wyglądający model tej marki. Fani BMW, po zmianie zanieczyszczonych w gniewie gatek, mogą mi zasadniczo naćwierkać - po pierwsze sam nie jestem i nigdy nie byłem miłośnikiem produktów bawarskiej firmy, po drugie zaś jej najlepiej wyglądające modele już od dawna nie są produkowane. Obecne "bety" są równie ciekawe co nastawianie budzika w telefonie a patrzenie na nie jest równie przyjemne co ów budzik dzwoniący w poniedziałek o 6 rano. Elektryczne i3 natomiast przynajmniej jest JAKIEŚ.
Oczywiście sympatycznie dziwaczna stylistyka to tylko jeden z elementów układanki. Ważne - a w zasadzie dużo ważniejsze - jest wnętrze, do którego można dostać się w sposób równie ciekawy, co wygląd "i trójki".
We wnętrzu jest tak, jak można się spodziewać, czyli na wskroś nowocześnie. Zamiast klasycznych zegarów kierowca ma przed sobą kwadratowy ekranik, na którym wyświetlają się wszystkie informacje dotyczące jazdy. Drugi, mniejszy ekran, gdzie można podejrzeż m.in. wybraną stację radiową, został umieszczony pośrodku deski rozdzielczej. Na szczęście producent zaoszczędził nam tabletów i zarówno muzykę jak i klimatyzację można ustawić sobie za pomocą fizycznych przycisków, pokręteł i dość wygodnego systemu iDrive.
Niestety, na temat jakości wykończenia nie można powiedzieć zbyt wiele dobrego. O ile siedzenia i główna część boczków drzwi obite są ładną, przyjemną tkaniną, o tyle tworzywo, którym wyłożono gigantyczną przestrzeń między deską rozdzielczą a krawędzią szyby jest odpychające. BMW chwali się, że pochodzi ono z recyclingu - i to widać. Powstaje oczywiście pytanie, czym było przed przetworzeniem - ale chyba wolałbym nie znać odpowiedzi. Do tego złotawy plastik, z którego wykonana jest pokrywa schowka przed pasażerem, byłby obciachem już w Dacii. Pozostałe tworzywa wydają się solidne, ale ich ogólna jakość nie powala.
Na szczęście, jeśli nie zwracamy uwagi na jakość materiałów, z przodu i3 siedzi się całkiem przyjemnie. Fotele są dość wygodne, zaś miejsca jest w bród.
Dużo mniej miejsca jest na tylnej kanapie. Co prawda dzięki płaskiej podłodze nogi mają dość wygodnie, ale przestrzeni na głowę nieco już brakuje. Do tego, aby dostać się na tylną kanapę, trzeba najpierw otworzyć przednie drzwi, następnie pociągnąć za klamkę znajdującą się w przednim słupku małych, tylnych drzwiczek, a na koniec otworzyć je do tyłu. Sam patent ze skrzydłowymi drzwiami i brakiem środkowego słupka jest bardzo fajny (choć nie nowy - z nowożytnych aut miały go m.in. Mazda RX-8 i Ford B-Max), jednak trzeba pamiętać o tym, że nie wolno ich zamykać przed zamknięciem przednich.
Nie zachwyca również przestrzeń przewidziana na klamoty.
Zapomniałem zrobić zdjęcia, trzeba było ratować się screenem z filmu |
Bagażnik jest niewielki, a przede wszystkim za wąski, by zmieścił się tu bas w usztywnianym pokrowcu. Obrzyna być może dałoby się tu wcisnąć. Niestety akurat nie miałem ze sobą basiwa, by móc wykonać ten najważniejszy wszak test.
A jak ten wynalazek jeździ?
Szybko. Bardzo szybko. Poza tym jednak... bez wrażeń.
Dynamika elektrycznego BMW jest dość niesamowita - przynajmniej dla kogoś, kto nie miał jeszcze okazji prowadzić jakiegokolwiek współczesnego elektrowozu. Solidny moment obrotowy dostępny w pełni już od startu bez wysiłku katapultuje do przodu nielekki przecież za sprawą baterii pojazd. Oczywiście nie chciałem bawić się w testowanie zachowania przy prędkościach mocno nieprzepisowych, jednak w warunkach miejskich osiągi i3 są dużo więcej, niż wystarczające. O kilka lig więcej. Całkiem przyjemnie pracuje zawieszenie - zamiast deskowatej twardości mamy tu miłą sprężystość, dzięki której niedoskonałości warszawskich ulic stają się nieco mniej męczące. Do tego dochodzi bardzo przyzwoita zwrotność, dzięki czemu samochód doskonale radzi sobie w warunkach, do których został stworzony, czyli w mieście. Jednak... nie byłem zachwycony. Owszem, przeciążenia generowane podczas przyspieszania są całkiem przyjemne, ale nie ma w nich nic uzależniającego w ten sposób, w jaki robi to mocny silnik spalinowy. Jest cichutko, co dla wielu ludzi oczywiście będzie zaletą, mi jednak brakowało wrażeń słuchowych. Wszystko jest tu... po prostu elektroniczne. Cyfrowe. I choć miłośnikom nowoczesności będzie to odpowiadać, ja sam za jakiś tydzień czy dwa nie będę już nawet pamiętał, jak jeździ się elektrycznym BMW. A chyba nie o to chodzi w samochodzie.
Podsumowanie czyli zady i walety:
BMW i3 wygląda ciekawie a do tego imponuje dynamiką, jednak nie ma w sobie nic, co sprawiałoby, że chciałbym wsiąść do niego ponownie. Jest po prostu urządzeniem służącym do sprawnego przemieszczania się od punktu A do punktu B. Radość z jazdy, która od lat stanowi slogan reklamowy marki, występuje tu tylko w momencie mocnego przyspieszania - a i to w szczątkowej postaci. Do tego jakość wykończenia wnętrza (w samochodzie za furmankę pieniędzy!) i praktyczność rozczarowują. Ponadto jest to elektrowóz, co oznacza, że trzeba latać po mieście w poszukiwaniu stacji ładowania (no bo jaki procent mieszkańców miast w Polsce ma domy z garażem?) a wyjazd trasę staje pod znakiem zapytania. Niestety - tak wygląda przyszłość motoryzacji: wynajmowane na minuty auta, mające jedynie przetransportować nas w żądane (niezbyt odległe) miejsce nie dostarczając przy tym żadnych wrażeń. I choć sama idea carsharingu jest bardzo sensowna, mam nadzieję, że zanim stanie się on jedyną dostępną zwykłym ludziom opcją, już od dawna będę zaliczony w poczet czcigodnych zmarłych.
Plusy:
- ciekawy wygląd
- dynamika
- niezły komfort jazdy
- "ekoprzyjazność" (choć bardziej w krajach zasilanych atomem i tzw. źródłami odnawialnymi)
Minusy:
- nędzne materiały we wnętrzu
- mało miejsca na głowę z tyłu
- kiepski bagażnik
- konieczność szukania stacji ładowania (i spędzanie przy niej cholera wie ile czasu)
- brak przydatności w trasie
- zero emocji
Co nim wozić:
Szczerze mówiąc, nie jest to samochód dla basisty - przede wszystkim ze względu na bagażnik, ale również na to, że odpadają wszystkie wyjazdowe "joby" na które trzeba dotrzeć samodzielnie. Ale jeśli się upierasz, możesz spróbować wrzucić do kufra bezgłówkowego BassLaba. Też niemiecki. Też awangardowy. Też drogi. I też więcej w nim plastiku, niż czegokolwiek innego.
A poza tym oczywiście zapraszam na film.