sobota, 29 lipca 2017

Spacerkiem i rowerkiem: dookoła Mordoru

Jakiś czas temu pewien bloger znany niegdyś jako Kociołek czy inny Piecyk (acz chyba raczej nie Teofil) stwierdził, że wrzucanie wpisów w sobotni wieczór to kretynizm, gdyż wszyscy ukuteczniają podówczas okrutną banię i nikt tego nie przeczyta. Właśnie dlatego w ten piękny sobotni wieczór zapraszam na kolejny soczysty miksior.

Poprzednim razem zwiedzaliśmy dolne rejony (jakkolwiek zachęcająco by to nie brzmiało) Mokotowa, zaś tym razem wdapiemy się na Skarpę Warszawską i już drugi raz w ciągu kilku miesięcy spenetrujemy górną jego część. Rzecz jasna, z wielokrotnie już przytaczanego powodu mego wieloletniego bytowania w tej pięknej dzielnicy, zebrałem tyle materiału, że mix górnomokotowski trzeba będzie znów podzielić na przynajmniej dwie części. A jako, że poprzednią wycieczkę skończyliśmy na samym południu, tym razem od południa zaczniemy, zwiedzając rejony okołosłużewieckie.

Tak, Mordor też będzie.

Ruszajmy zatem.

Biere oba. I nie, nie chodzi mi o oba Mercedesy.

Omega Raz to już rodzyn. Omega Raz na czarnych to rodzyn bardzo słodki.

Jej następczyni została Namberem Łan na moim topsrylionie pt. "Co jeśli nie Volvo". W jednym z komentarzy doradzono mi raczej taką. W sumie...

Ascona. Dwie furty. Na czarnych. Dziękuję. Dobranoc.

Senator. Wrasta. Nihil novi sub sole.

245. Bez kwękania służy dalej, choćby do przewozu welocypedów. Jak wyżej.

...tu już nie mam komentarza, tu pozostaje tylko szybkie opróżnienie paczki chusteczek.

Och TAK.

A w sumie bym nawet czemu nie.

Tego raczej nie, i to nie dlatego, że to Audi.

Tam naprawdę mają jakiś wysyp grubych kombiaczy

Wołasz "STRAŻ! STRAŻ!" i podjeżdża Żuk z Nobbym Nobbsem albo Marchewą za kierownicą.

Niby wrasta, niby mszeje, ale dekielki nadal połyskują

Nie no, to jest skandal.

Nie no, to jest OMEGA RAZ PRZEDLIFT. Tam naprawdę jest epidemia tłustych kąbiów.

A w Mordorze jak to w Mordorze, nudne korpowozy poutykane po parkingach

Szkoda, że nie udało mi się uchwycić faktury lakieru. Widzieliście kiedyś klamki i wszelakie okucia stylizowane na kute młotkiem? No właśnie.

MAKE SOME NOIZZ, LOSE THE MUFFLER

Kabriolet to wiadomix, prestiż, lans, te rzeczy

Kurdeż, wraca mi faza na Kroko. Nie poradzę.

O, a takie Audi to bym mógł.

Na sprzedaż za kwotę o 200 zł wyższą od tej, którą dałem za Skanssena. Zastanówmy się. Hmmmmmnnnnie.

GARDZĘ PLASTI... nie, czekaj

Tak, wiem, nuda, nic ciekawego, znowu Beczka, skroluj dalej.

Na do widzenia.
Dobranoc się z Państwem.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Top 20: plan C, czyli co jeśli nie Volvo

Od zakupu Skanssena minęły już prawie dwa lata.

Nie, nie rozglądam się za niczym, co miałoby go zastąpić - wszak jeszcze żaden samochód w takim stopniu nie spełniał moich potrzeb, sprawiając mi przy tym tyle frajdy.

Ale... no właśnie. Ale.

Nie oszukujmy się - Skanssen nie jest najbardziej zadbanym egzemplarzem 940, jaki jeździ po drogach. Nie jest też kompletną ruiną (sztuki spełniające definicję ruiny zazwyczaj trafiają na fora i grupy fejsowe z dopiskiem "sprzedam części"), ale zbliża się dzień, gdy będzie pilnie wymagał nieco większych nakładów. A wreszcie zbliża się ten moment, gdy takie nakłady będę mógł ponieść. Plan jest taki, że biorę kilka tysięcy, jadę do zakładu specjalizującego się w sędziwych Volvach i mówię "róbta". 

Może się jednak okazać, że będzie to zupełnie nieopłacalne.

Tak - istnieje prawdopodobieństwo, że stan Skanssena wskazuje bardziej na pogodzenie się z nadchodzącą emeryturą a nie na drugą młodość. Jasne, z większości samochodów, które utrzymują względną integralność można uczynić pojazdy zdatne do dalszego nawijania kilometrów na kółka, jednak po przekroczeniu pewnej kwoty koniecznej do wyasygnowania najzwyczajniej w świecie przestaje się to kalkulować.

Dlatego mam też plan B.

Sędziwych Volviaczy serii 700 i 900 jest jeszcze całkiem sporo. Są to niesamowicie trwałe, solidne sprzęty - i dzięki temu znalezienie egzemplarza w stanie rokującym na dalsze lata eksploatacji nie powinno być strasznie trudne. Do tego być może trafiłby się egzemplarz z klimą, której mimo wszystko czasem mocno mi w Skanssenie brakuje.

Jednak... Tu pojawia się kolejny problem.

Ceny klasycznych już, tylnonapędowych Volviaczy idą w górę. Może nie tak ostro, jak paru innych, uznanych już za zabytki aut, ale fakt jest faktem - robią się droższe. Dlatego może okazać się, że znalezienie dobrego egzemplarza w założonym budżecie nie będzie możliwe.

I tu docieramy do planu C.

Na rynku jest jeszcze trochę ciekawych (lub mniej ciekawych, za to bardzo użytecznych), starszych lum młodszych samochodów. Niektóre z nich wywołują u mnie silne mrowienie w okolicach rozporka, inne zaś przekonują praktycznością i niskimi kosztami utrzymania. Niestety, nie zawsze idzie to w parze, jednak rozważając różne za i przeciw udało mi się zrobić zestawienie 20 aut, które - w ostateczności - mogłyby kiedyś Skanssena zastąpić.

Głównymi założeniami listy były zdolność do targania gratów (szeroki bagażnik do którego wejdzie w poprzek bas z główką i możliwość łatwego powiększenia kufra), możliwość znalezienia w miarę sensownego egzemplarza w granicach 10 tysięcy złotych polskich i zwykłą sympatia do danego modelu. Jej skład może niektórych zaskoczyć - przede wszystkim nie ma tu... ani jednego modelu Volvo. Takie jednak było założenie tej listy - gdyby nie to, Volviacze zajęłyby przynajmniej 1/4 miejsc. Ponadto nie ma tu choćby Previi, którą odrzuciłem dlatego, że niezbyt wygodnie siedziało mi się za jej kierownicą, lub S124, którego bagażnik okazał się dla mnie nieco za wąski. Nie ma też paru innych modeli, które jak najbardziej byłbym skłonny wziąć pod uwagę, jednak... top 25 lub wincy mógłby Was nieco zmęczyć.

Zatem, bez dalszego rozwlekania wstępu, jadziem, panie Zielonka.

20. Citroen XM Break


Borze Tucholski, jak ja kocham ten samochód. Wszystko tu się zgadza: gigantyczny bagażnik, niepowtarzalna stylówa, dobre silniki (no, większość) i ten absolutnie niezrównany komfort, na który składają się obszerne wnętrze, świetne fotele i genialne hydropneumatyczne zawieszenie. Wiem, wszak miałem okazję się bujnąć (choć nie był to kombiak). Ale...

No właśnie. Ale.

Ja się po prostu boję tego auta. Przy całej swojej niepowtarzalności i geniuszu jest to, niestety, mina. Zwyczajnie nie czułbym się pewnie jeżdżąc XM-em na co dzień. Zwyczajnie nie wiedziałbym, co strzeli jutro - coś w elektronice, a może element hydro, do którego, dzięki wrednej polityce Citroena, praktycznie nie ma części zamiennych? Dlatego XM, według mnie, nadawałby się świetnie na weekendowego klasyka, ale na dejlidrajwera, od którego zależy choćby dotarcie na wykon, już nie za bardzo.

Nie zmienia to faktu, że uwielbiam ten model. Dlatego musiał się tu znaleźć.

19. Fiat Doblo


Praktycznie przeciwieństwo poprzedniej propozycji (ależ atrakcyjna aliteracja): prosty, toporny wręcz osiołek do taszczenia Ludzi i Mienia. Można naprawiać młotkiem a wnętrze czyścić szlauchem. Raczej nie ma zadatków na zostanie klasykiem, za to praktyczności i pojemności trudno cokolwiek zarzucić.

Nie, nie budzi porywów serca czy lędźwi, ale swą praktycznością i przydatnością do zastosowań wielorakich zabezpiecza miejsce na liście. 

18. VW Passat B3/B4 Variant


NIE NO BASISTA CZYŚ TY ZDURNIAŁ CO TO ZA ŚMIECI TU WRZUCASZ WOGLE

albo

NO NARESZCIE ZMONDRZAŁEŚ, JESZCZE TYLKO DOBRO NUTE ZACZOŁBYŚ GRAĆ, DISCO POLO JAKIE, HE HE

Nie oraz nie. Passat B3 (oraz będący jego rozwinięciem B4) był po prostu kawałem dobrego, dopracowanego, solidnego żelaza. Części są tanie i dostępne praktycznie wszędzie a bagażnik powinien bez problemu pomieścić basiwa. Poza tym B3 łapie się już na zniżkę w PZU dla aut 25+, a to jest jakiś argument. No i podoba mi się bardziej od późniejszych generacji. Handlujcie z tym.

17. Subaru Forester I


Uprzedzam wszelkie komentarze: tak, wiem, że bagażnik Forestera jest zasadniczo takise. Ale  jego szerokość za tylnymi kołami jest wystarczająca do wrzucenia basiwa. A z mniej ważnych rzeczy - świetny napęd na 4 koła, niezawodność (przynajmniej w podstawowej, 2-litrowej wersji bez turba) i przefajny dźwięk boxera. Szkoda tylko, że zmiana paska rozrządu w tym boxerze kosztuje kilka razy tyle, co w rzędówkach.

Dlaetgo dopiero 17 miejsce. Ale obecność na liście - jak najbardziej zasłużona.

16. Honda CR-V (1st gen.)


Kolejny, drugi już i (SPOILER ALERT!) ostatni SUV na liście.

Tak samo, jak w przypadku Forestera - świetna niezawodność i bagażnik wystarczający do przewozu basetli. Do tego mamy tu zwykłą, nudną rzędówkę (jeszcze na pasku, ale układ oznacza, że zrobienie rozrządu wyniesie znacząco mniej niż w Foresterze). Ale najlepsze jest to, że w wersji z automatem dźwignia jest przy kierownicy.

WAJCHA PRZY KIERZE. Serio. Dlatego oczko wyżej.

15. Opel Omega Caravan


Nie mamy tu wajchy przy kierze. Mamy za to co innego: tylny napęd oraz mieszkalny w zasadzie bagażnik. Do tego kanapowaty, nieco amerykański charakter, masę komfortu i jeszcze więcej rdzy. Na szczęście da się wyrwać jeszcze zadbaną Omegę C z trwałym, dobrze dogadującym się z gaziorem 2-litrowym benzyniakiem. Rzadko bo rzadko, ale da się.

Szkoda tylko, że to Opel.

14. Rover 75


Tutaj nie ma problemu bycia Oplem. Jest za to sporo innych - choćby tych, których można się spodziewać już wkrótce z powodu zgonu marki, czyli dostępności części tylko w baśniach i podaniach ludowych. Poza tym najlepszym silnikiem jest tu niestety pochodzący z półki BMW diesel - ja zaś fanem ropniaków nie jestem.

Jestem za to ogromnym fanem komfortu, za który ostatni "prawdziwy" Rover jest powszechnie chwalony, genialnej, na wprost brytyjskiej stylówy (szczególnie we wnętrzu) i pojemnego kufra.

Mimo zastrzeżeń - 14 miejsce.

13. Citroen C5 Break


Tu stylówy trochę brak, co smuci szczególnie biorąc pod uwagę markę - wszak, obok awangardowych, nietypowych rozwiązań konstrukcyjnych, Citroen słynął niegdyś z niepowtarzalnej stylistyki. Na szczęście są inne zalety: pojemne wnętrze, przyjemne, pluszowe fotele, spory wybór dobrych silników, ogromny bagażnik i citroenowskie spécialité de la maison, czyli cudowne hydropneumatyczne zawieszenie.

Niestety, z zawieszeniem też wiąże się największa wada C5, a jest nią wspomniana już przy XM-ie dostępność części. Nie wiem, czy Citroen celowo działa w kierunku wytępienia swoich starszych modeli, ale dzięki rezygnacji z produkcji czegokolwiek do hydropneumatyki stosowanej w nieco starszych modelach (czyt. czegokolwiek przed ostatnim C5), osiąga ten umiarkowanie szczytny cel z całkiem niezłą skutecznością. A sensownych zamienników brak.

Gdyby nie to, poliftowy C5 pierwszej generacji miałby szansę znaleźć się wyżej. Sporo wyżej. A tak...

12. Honda Stream


Problem z niektórymi częściami może wystąpić też w przypadku brzydszej, dłuższej siostry Civica 7. generacji. Choćby z częściami blacharskimi lub elementami występującego tylko w tym modelu silnika 1.7. Recepta? Zabezpieczyć antykorozyjnie, nie rozbijać się i wybrać znaną również z Accorda dwulitrówkę. Otrzymujemy wtedy niezbyt urodziwą, za to nader przestronną rakietę do transportu zasobów ludzkich i znacznych ilości naraz sprzętu. Zresztą, jak to w Hondzie, części nie są zbyt często potrzebne.

Tylko dlaczego to cholerstwo jest tak szpetne od frontu?

11. Pontiac Trans Sport


Jakieś 2 lata temu stworzyłem zestawienie niedocenionych, wg mnie niesłusznie, jaktajmerów. Na bardzo wysokim, 5 miejscu pojawił się pewien plastikowy amerykański van. Plastikowy van jaktajmerem, CZYŚTYZGUPIAŁ??? 

A jednak.

Pontiac Trans Sport chwycił mnie za serce już w momencie swego debiutu, gdy byłem tzw. szczylem, znanym również jako knypek. Jego mocno przeszklona, futurystyczna sylwetka wyoływała u mnie dość poważny ślinotok. Poza tym, no na miłość Cthulhu, to van! Z bagażnikiem większym od kawalerki moich znajomych! Z długowiecznymi silnikami V6 bezproblemowo łykającymi dwucebulon elpegie! I z wajchą automatu przy kierze!!!

Oczywiście trzeba brać pod uwagę fakt, że egzemplarze, które raz od wielkiego dzwonu trafiają na rynek, są zajeżdżone do spodu. Bo tych dobrych raczej nikt nie sprzedaje.

10. BMW E34 Touring


Nie no, serio, ja i BMW?

Jeśli to E34 kombi z benzynową, rzędową szóstką - jak najbardziej.

Po pierwsze, w przeciwieństwie do swojego następcy, czyli równie dobrego E39, nie ma idiotycznie zabudowanego bagażnika. Za tylną osią kufer rozlewa się prawie na całą szerokość nadwozia, dzięki czemu, mimo teoretycznie niewielkiej pojemności, sprzęt basowy jest w stanie wejść doń bez większych problemów. Po drugie - kombiacz nie ma tak jednoznacznie kojarzącego się ymydżu, jak sedan, czy choćby dowolna odmiana E36 (acz często wizerunek ów jest niesłuszny). Po trzecie... najzwyczajniej w świecie mi się podoba. I to bardzo.

9. Mitsubishi Galant


Gdy wpadłem na pomysł tego topsryliona, Galant miał znaleźć się na pierwszym miejscu. W zasadzie od niego się zaczęło - a konkretnie od nader trafionego nabytku Qropatwy ze Szrociaków, którego momentami troszkę mu zazdrościłem. Świetna, bez marudzenia łykająca gaz widlasta szóstka, zaskakująco pojemny bagażnik, w którym - tak, jak w Skanssenie - można nawet przekimać, do tego bardzo fajny, charakterny dizajn... Czego chcieć więcej?

Tak naprawdę nie wiem. Wiem za to, czego chcieć mniej: rdzy. Niestety, zdecydowana większość Galantów, które widzę (a widuję sporo, co cieszy), jest mocno schrupana - szczególnie w rejonie tylnych nadkoli. Owszem, trafiają się egzemplarze zdrowe, ale wiem od samego właściciela, że trzeba regularnie dbać o zabezpieczenie i szybkie wychwytywanie ognisk rudej paskudy.

Mimo tego, miejsce w pierwszej dziesiątce jest w pełni zasłużone. To cholernie fajne auto. I nadal budzi moje pożądanie.

8. Mitsubishi Sigma


Kolejne miejsce, kolejny Misiek. I to taki, który w kwestii pożądania wyprzedza Galanta o kilka długości, wywalając przy okazji dziurę w suficie i rozganiając chmury. Wielkie japońskie kombi. Mocne V-szóstki. Komfort. Niezawodność. Matko bosko kochano, CHCĘ.

Tylko ta rdza. I ceny części.

Chrzanić. Chcę.

7. Peugeot 406


Jak walczyć z dość nierozsądnym pożądaniem? Obiektem znacznie rozsądniejszym, dzięki swej popularności łatwiejszym i tańszym w naprawach, a jednocześniej takim, który znam i lubię. Bardzo.

Miałem już okazję pojeździć dwoma egzemplarzami Peugeota 406 i do dziś, wśród prawie setki aut, którymi miałem okazję się bujnąć, uważam ten model za jeden z najprzyjemniejszych i najbardziej relaksujących w prowadzeniu. Jest w dużym Pełzaczu coś przyjemnego, przyjaznego. Uspokajającego. Praktycznie wszystko mi w nim odpowiada - wygodne wnętrze z pluszowo przytulnymi fotelami, komfortowe zawieszenie duży bagażnik, do którego bez większych problemów wchodzi spora ilość sprzętu muzycznego, spory wybór przyzwoitych, trwałych silników, ładna, ponadczasowa sylwetka.

Tylko do skrzyni biegów można się tak naprawdę przyczepić. Ale wiecie co? Mógłbym z tym żyć.

6. Subaru Legacy


Kolejny model, który znam i którym miałem okazję się przejechać. I kolejny, który bardzo lubię. Nawet bardziej, niż poprzednie opisywane jeździdło. Nic nie poradzę - komfort, prowadzenie i fantastyczny dźwięk silnika Legacy urzeka. A jeśli jest to podstawowa, 125-konna dwulitrówka - urzeka również jej niezawodność. Niestety, nieco mniej urzeka wspomniany już przy okazji Forestera kosz wymiany paska rozrządu. Z drugiej strony - przez około 7 lat jeżdżenia taką właśnie Subaryną jedyne kwoty, które mój własny osobisty ojciec musiał wykaszleć w serwisie, to właśnie rozrząd i wymiana chłodnicy. Też, niestety, dość drogiej.

Ale przez 7 lat to naprawdę niewiele. A wiedząc, że w tym czasie bezstresowo (i z dużą frajdą) mogę wozić swoje basiwa w pojemnym, szerokim bagażniku, jednocześnie pieszcząc nerw słuchowy dudnieniem boxera i ciesząc się trakcją czteronapędówki, zaakceptowałbym te koszta bez protestu.

5. Eurovan (Citroen Evasion/Peugeot 806/Fiat Ulysse/Lancia Zeta)


Współpraca włosko-francuska, CO MOŻE PÓJŚĆ NIE TAK?

W zasadzie... niewiele. Raczej nie gniją (przynajmniej polifty), mają dobre, solidne silniki (no, większość), dodajmy do tego fantastyczną wręcz przestronność, rewelacyjną praktyczność, świetną widoczność i niewysokie ceny części mechanicznych, i wychodzi nam kawał naprawdę fajnego sprzętu.

Poproszę benzynową dwulitrówkę z gaziorem. Najchętniej Zetę.

4. Toyota Picnic


Niby mniejszy od Eurovana, nieco mniej przestronny, ale... chrzanić to. Wysoka praktyczność (i zdatność do przewozu gratów potwierdzona przez mego znajomego basistę) połączona z legendarną wręcz niezawodnością daje w efekcie kombo, które trudno pobić.

Niestety, efektem ubocznym jest praktycznie całkowity brak Picniców na rynku. Po prostu nikt ich nie sprzedaje.

3. VW T4


Pisałem już o nim w zestawieniu fajnych modeli niefajnych marek, gdzie zasłużenie zajął pierwsze miejsce. Tu co prawda nie łapie się na złoto, ale też jest podium.

Powiem tak: oprócz ogromu przestrzeni, który jest dość oczywisty w wielkich vanach, mamy tu obliczoną na dziesięciolecia eksploatacji pancerną konstrukcję. Fakt, że zadbane egzemplarze potrafią kosztować więcej, niż wczesne sztuki jego następcy, czyli znacznie mniej udanego T5,  o czymś mówi.

Ja zaś mówię, że jeździłbym.

2. Lancia Kappa SW


Będę szczery.

Gdybym całkowicie wyzbył się wynikających ze stereotypów uprzedzeń i obaw o trwałość i niezawodość, Kappa w kombiaczu byłaby na pierwszym miejscu. Cudowne wnętrze. Świetne pięciocylindrówki. Ogromny bagażnik. Dyskretna, ale wysmakowana stylówa. Tu się, kurdeż, wszystko zgadza. Wszystko. Sama myśl o tym, że mógłbym cisnąć takim sprzętem, wywołuje we mnie zachwianie chęci pozostania wiernym skandynawskim Łosiom.

A potem zadaję sobie pytanie, czy na pewno - mimo świetnej opinii o modelu - nie miałbym z Lancią poważniejszych kłopotów. Czy na pewno zawsze dowiozłaby mnie na miejsce.

A potem pojawia się zwycięzca.

1. Toyota Camry XV10


Nie no, sorry. Nie mogło być inaczej.

Red. Z. Łomnik powiedział mi kiedyś, że po przetestowaniu w zasadzie wszystkiego, co jest dostępne na rynku, i jeżdzeniu przez wiele lat niezliczonymi wynalazkami, stwierdza, że Toyoty pod względem trwałości, niezawodności i zdatności do eksploatacji w każdych warunkach nie dają konkurencji szans. W każdym razie taki przekaz płynął z jego popartych latami doświadczenia słów. Tu zaś, poza wymienionymi wyżej cechami, mamy wszystko to, czego szukam w aucie: gigantyczny bagażnik, który bez problemu pomieści cały mój sprzęcior, przestronne, wygodne wnętrze, komfort jazdy i dobre, solidne silniki. Dobrze, może napęd nie idzie na tę oś, na którą bym chciał, ale po pierwsze nie jest to dla mnie warunek konieczny (nie jest nawet w pierwszej piątce najistotniejszych cech - nie wiem nawet, czy łapie się do top 10), po drugie zaś co z tego, jeśli niezawodność, trwałość (pod warunkiem zainwestowania w zabezpieczenie antykorozyjne), wygoda i użyteczność do moich zastosowań (czyli wożenia basów) są na najwyższym poziomie? Do tego mamy tu bardzo dobrą czwórkę 2.2 i jeszcze lepszą 3-litrową widlastą szóstkę, niezabijalny automat (choć manual też świetnie daje radę) i absolutnie urzekająco niedorzeczne dwie wycieraczki tylnej szyby.

Tak, zdecydowanie Camry w kombiaczu jest tym, czym mógłbym bez najmniejszych zastrzeżeń cisnąć na co dzień. I to przez następne lata.

Choć tak naprawdę nadal wolę Volvo.

środa, 19 lipca 2017

Spacerkiem i rowerkiem: Mokodół

No to zaczynamy szósty rok pisaniny. A czymże lepiej go rozpocząć niż miksiorem?

Chyba żadnej dzielnicy nie eksplorowałem tak często, jak Mokotowa - i z żadnej innej dzielnicy nie było tu już tylu tłustych miksów. Wszak, prawdaż, mieszkam tu mniej więcej od lat. Jednak zazwyczaj skupiałem się na jego górnej części. Dlatego dziś, tak dla odmiany, wycieczka po tej części Mokotowa, która znajduje się u stóp Skarpy Warszawskiej.

Zatem, Lejdis & Dżętlmen, Dolny Mokotów. Będzie masa nieciekawych gratów, które nikogo nie interesują. Zapraszam serdecznie.

EL, do tego na białych, po cholerę ja to wrzucam. Może dlatego, że ładnie wyglądał pod Łazienkami.

Wtem!

Ooo, nie dość, że GTi, to jeszcze przedlift! One teraz chodzą za jakieś chore pieniądze, czas dobrych 205 za grosze skończon

Jaki koneser taka kolekcja

Caddym to i na bezczela na chodnik można

Trochę Gówniany Mix, nieprawdaż?

Z czasów, gdy jeszcze zdarzało się zjeżdżać nimi z jezdni

A my się skądś znamy

Zgnić nie zgnije, ale wrosnąć może

Czy tylko ja uważam, że strasznie to nieforemne?

Jak się go woła? KCI, KCI?

Tak, to już.

Ooo, taki zespołowóz to ja bym owszem

DAFuq

GAZela, czyli zasadniczo Wołga Transit

Chciałbym zobaczyć kiedyś targanie wrosta, który oponami zasadniczo wtopił się w swoje miejsce parkingowe

DoKa, czyli Dobra Karoca

Nie no, XR2i na czarnych to JEST rodzyn

A podobno to Amerykanie zrzucali stonkę

Wiem, że to ciężka dewiacja, ale coś mi się podoba w tych sprzętach

W tych niestety też

Na szczęście w tych już nie bardzo

Szkoda, że nie robili go w kombiaczu

A w sumie może jeszcze da się ustrzelić tanią 205?

Bo to owszem, da się dość tanio... jak na Porsche

Landszafcik wiosenny

Nie Grand, ale też jest zajebiście

No ten zestaw jest chyba specjalnie po to, by zrobiło mi się smutno

Ślepak

Na do widzenia - Amerykanin z Anglii wrastający w Polsce.
Następny mix - na górze Skarpy, czyli tam, gdzie byliśmy już srylion razy. Nie szkodzi.

Do zrobaczenia.