Od dawna chciałem mieć bas akustyczny.
Nie wiem po co - wszak nie gram w żadnym składzie, w którym byłby niezbędny (czy nawet w miarę regularnie przydatny) - ale chciałem. Miałem ochotę poplumkać na takim w domu, używać go jako szprzętu ćwiczebno-wyjazdowego, czasami może użyć do jakiegoś wykonu. Bo tak, bo fajny sprzęt, bo kolejne brzmienie do arsenału. Bo czemu nie. I dlatego, gdy zobaczyłem na Alledrogo aukcję, na której wystawiony został nowiutki akustyczny fretless, zaś perspektywa cenowa wyglądała nader atrakcyjnie (sporo poniżej i tak niewysokiej kwoty za którą te sprzęty są zazwyczaj dostępne), nie wahałem się długo. Zalicytowałem, najpierw wpisując kwotę haniebnie niską, a po paru dniach, gdy zostałem przelicytowany, maksymalną, jaką byłem skłonny dać.
I wygrałem.
Basik, który udało mi się przytulić, wyprodukowany został przez firmę o ładnie brzmiącej nazwie Harley Benton. Firma ta od kilku lat znana jest na naszym rynku z produktów - powiedzmy - budżetowych. Choć nie - zwrot "budżetowy" nie oddaje tu istoty rzeczy. Harleya Bentona nie dałoby się porównać z taką Dacią. Tu lepszym punktem odniesienia byłaby Tata. I to bardziej Nano niż Indica. Generalnie Harley Benton okupuje półkę ze sprzętami klasy "taniej niż najtaniej". Dlatego też nie oczekiwałem zbyt wiele.
I zdziwiłem się. I to niejednokrotnie, choć nie za każdym razem było to zdziwienie radosne.
Zacznijmy jednak od tych pozytywnych zaskoczeń.
Po pierwsze - bas nie sprawia badziewnego wrażenia. Nie ma tu brzydkich, odstających, niedopracowanych, źle zamontowanych elementów. Owszem, sprzęcior nie prezentuje się szlachetnie, jak choćby wyroby czeskiego Furcha, ale nie odstaje też szczególnie od podstawowych modeli nieco bardziej uznanych firm.
Po drugie - B30FL okazuje się dość wygodny. Przynajmniej jak na odznaczającego się sporym pudłem akustyka. Pewne znaczenie może mieć tu krótka, wyszczególniona w nazwie modelu skala (oznaczenie to łatwo rozszyfrować: "B" pochodzi od słowa "bass", 30 od liczonej w calach menzury, FL zaś od, surprise surprise, słowa "fretless"), choć znacznie większą wagę przyłożyłbym do komfortowo wyprofilowanego mahoniowego gryfu oraz wyśmienitego setupu, będącego w głównej mierze zasługą importera, który prowadzi jednocześnie zakład lutniczy, gdzie od razu dokonuje się wszelkich poprawek. Basiwo, szczególnie na siedząco, trzyma się przyjemnie, zaś gra nie nastręcza żadnych trudności. No, może poza tymi, które wynikają z braku linii na bezprogowej palisandrowej podstrunnicy - jest to jednak bardziej problem związany z wykonawcą niż z samym instrumentem.
Po trzecie - brzmienie akustyczne. Bez prądu taniutki przecież Harley Benton odzywa się zaskakująco dobrze. Brzmienie jest wyraziste, wyrównane, z ładnym, okrągłym środkowym pasmem i typową dla akustycznych instrumentów naturalną górką. Mimo mało szlachetnej sklejki użytej do wykonania pudła, trudno przyczepić się do czegokolwiek w kwestii brzmienia bez prądu.
Po podłączeniu, niestety, jest nieco gorzej.
Wiadomo - Harley Benton produkuje instrumenty budżetowe, i aby utrzymywać ceny na atrakcyjnym poziomie na czymś musi oszczędzać. W przypadku B30FL ewidentnie były to przystawka i preamp. Nie, nie jest źle - jednak szału też nie ma. Znika gdzieś okrągłość i ciepło akustycznego soundu, za to górka robi się nieco zbyt agresywna. Na szczęście dość łatwo skorygować to za pomocą pokładowej equalizacji, jednak brzmienie nadal nie zbliża się do zaskakująco fajnego poziomu, na którym znajduje się soundomierz w opcji unplugged. Próbowałem zaradzić temu zakładając struny z płaską owijką (tzw. flatwound, przez niektórych błędnie zwane szlifami), i o ile przy grze akustycznej basik nabrał nieco kontrabasowego charakteru, po podłączeniu okazało się, że w tym przypadku lepiej spisują się dedykowane do akustycznych basów struny z owijką fosforowo-brązową.
Aby nie być gołosłownym - oto zestaw próbek nagranych na akustycznym Harleyu:
Drugim problemem, który okazał się dla mnie negatywnym zaskoczeniem, jest jakość niektórych komponentów. Oczywiście nie ma się co czepiać, to bardzo tani instrument i sam fakt, że akustycznie brzmi naprawdę fajnie, jest wystarczającym powodem, by się cieszyć, ale gdy jeden z kluczy rozpada się przy pierwszej wymianie strun, jest to chyba jednak przesada. Po prostu ewidentnie ukruszyły się ząbki znajdującej się w środku zębatki - klucz przy przekręcaniu motylka zaczął przeskakiwać a struny nie dawało się odpowiednio naciągnąć. Na szczęście sprzedawca stanął na wysokości zadania i bez żadnych problemów na gwarancji wymienił klucz na miejscu. Niestety, wymienić trzeba było nie tylko klucz - przystawka piezo prawie nie zbierała sygnału ze struny E. Z początku myślałem, że to kwestia jej ustawienia, jednak po wizycie w zakładzie importera okazało się, że to problem z samym piezakiem. Również i on został wymieniony na nowy.
Więcej problemów na szczęście nie stwierdzono, co bardzo cieszy, gdyż miałoby się co psuć. Choćby bardzo praktyczny tuner wbudowany razem z preampem w bok pudła.
Sam preamp jest dość zmyślny - poza suwakami służącymi do regulacji poszczególnych pasm i potencjometrem głośności zawiera również pokrętło "presence" (podbicie nieco wyostrza brzmienie - jednak nieco inaczej, niż podbicie samej góry) oraz przycisk "phase", który... w zasadzie nie robi nic. Przynajmniej ja nie usłyszałem żadnej różnicy - ale być może jestem głuchy.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Harley Benton B30FL to zupełnie niezły akustyczny basik - przynajmniej za swoją cenę. Kilka niezbyt skomplikowanych zmian, takich, jak lepszej jakości klucze czy przystawka piezo z nieco wyższej półki, sprawiłyby, że cały instrument stałby się o klasę lepszy. Niestety, sama marka sprawia, że mało byłoby chętnych na zakup tego basu, gdyby kosztował powyżej 600 zł (a taka kwota byłaby konieczna do wydania po wprowadzeniu tych modyfikacji). A szkoda, bo samo akustyczne brzmienie sugeruje, że byłby tego wart.
Sam jednak stwierdziłem, że akustyczny fretless nie jest mi obecnie potrzebny. Dlatego Harleyek jest obecnie na sprzedaż. Do basu dorzucam miękki pokrowiec Rockbag, szeroki materiałowy pasek oraz dodatkowy komplet strun (nie są nowe, ale urok flatów polega na tym, że nie muszą). Cena za całość - 400 złotych polskich. I nie, nie zarabiam na nim. Choć i tracę niezbyt wiele.
Plusy:
* brzmienie akustyczne
* cena
* niezły komfort gry
* estetyczne wykonanie
Minusy:
* kiepska jakość niektórych komponentów
* brzmienie po podłączeniu wynikające z najtańszej możliwej przystawki piezo
* skłonność do sprzęgania (częsty problem z akustycznymi instrumentami)
Czym go wozić:
Tani akustyk? Najlepiej wsiąść z nim do pociągu albo PKS-u i pojechać gdzieś na łono. Ale tylna kanapa Seicento czy Matiza też da radę.