Ledwie co rozpoczęło się kalendarzowe lato, już rozpędziło się do pierwszej kosmicznej, produkując w wyniku tego rozpędu temperatury przybliżające doświadczającej ich ludności ZGRUPSZA warunki panujące w okolicach jądra Słońca. I właśnie w takich temperaturach przyszło uczestniczyć stołecznym (i nie tylko) miłośnikom gubienia się w dziwnych miejscach w kojejnym, piątym już rajdzie Złomnika. Tym razem trasa wiodła po mało znanych rejonach zwanych Jeziorkami i prowadziła aż do Piaseczna. I tak samo, jak w zeszłym roku, nie wziąłem w tym rajdzie udziału - a to z prostej przyczyny, że znów pomagałem przy organizacji obstawiając jeden z punktów kontrolnych. W przeciwieństwie do
poprzedniej edycji udało mi się jednak zorganizować sobie pomoc w osobie niezawodnego jak zawsze Pawła W. (dzięki przeogromne!). W dzień rajdu spotkaliśmy się w umówionym miejscu by załadować się w jego Balerona W Kąbiaczu i udać się na miejsce startu.
Czemu nie w Skanssena? O tem potem. Bo nie, nie zniknął jak sen jaki złoty.
Dojechaliśmy na miejsce odrobinę przed wyznaczonym terminem, lecz na miejscu było już sporo ludu - w tym, oczywiście, organizatorzy i pomocnicy.
|
Wozy techniczne obsługi checkpointów "Polonez na Poloneza" i "Basista chwilowo w Mercedesie" |
|
Uiścić opłatę, pobrać napój i materiały |
|
Na widok tego zdjęcia Młodzież orzekł: "GABAAA!". Czyli, w jego narzeczu, żaba. W sumie, zasadniczo, nawet owszem. |
|
Kolejne załogi nadciągały |
|
Piękne felgi. Nie, wróć. Piękne wszystko. |
|
Demoludy w natarciu... |
|
...tudzież w podtarciu |
|
Mój też |
|
Ależ on jest piękny |
|
Sławomir Mrożek żyje i przyjechał W124 |
|
Coś być musi do cholery za zakręęęętem |
|
Gdyby połączyć cechy obu, powstałby Wartburg niemalże idealny |
|
Kolejka była niczym po pralki Frania - i wciąż rosła |
|
Cudo! I sprzęt załadujesz, i wjedziesz z nim wszędzie |
|
Reprezentacja maleńtasów |
|
Ponoć jest odpowiedzią na każde pytanie. Dlatego pytam: po ile pomidory w Tesco i czym się różni wróbelek? |
|
Idealna wersja. Idealna. |
|
Business Process Offshoring |
|
Bezproblemowy przejazd dowolnej trasy w zasadzie zapewniony |
|
Dubstepowa Skoda: WUB WUB WUB WUB WUB |
|
Jednak sentyment |
|
Gratów po horyzont |
Wkrótce zarządzona została odprawa po której załogi zalogowały się w swoich rydwanach i udały się w drogę.
|
Trybun Ludowy przemawia do ludu pracującego |
Zanim jednak pierwsza ekipa przekroczyła linię startu, Paweł i ja pocisnęliśmy (choć raczej lepsze byłoby tu określenie "pobujaliśmy się dostojnie") na punkt, gdzie mieliśmy za zadanie skołować uczestników dość okrutnym zadaniem. Wkrótce po naszym ulokowaniu się w wyznaczonym miejscu, Kierownik Zamieszania (vel Komendant Melanżu) zwizytował lokalizację celem sprawdzenia, czy wszystko odbywa się zgodnie z planem i wydania ostatnich instrukcji.
Samo zaś zadanie wyglądało tak:
|
Prawidłowe odpowiedzi: d, a, c, a |
|
Zanim nadjechali pierwsi uczestnicy teren został spatrolowany przez miłośników skakania na dwóch kółkach |
Wkrótce jęły nadciągać załogi.
|
"Co za posrany mózg to wymyślił" |
|
Jedni odjeżdżali z fałszywym poczuciem zaliczonego punktu, drudzy nadjeżdżali by takie poczucie zdobyć |
|
Inni strzelali kompromitujące fotki organizatorom checkpointu |
|
Załogi przybywały po dwie, czasem gęściej |
|
W pewnym momencie ruch na zazwyczaj pustym styku Zatorza z Karnawałem zaczął przypominać Al. Jerozolimskie |
|
NIEMCE IDO |
|
Wymiana pokoleń, tyle, że w drugą stronę |
|
"Nie wiem, jeden z nich jest bardziej obły, może to o to chodzi?" |
Nad wszystkim unosiły się radośnie samoloty korzystające z kończącego się nieopodal pasa startowego.
Po odbębnieniu naszego punktu uczestnicy udawali się w dalszą drogę, by odnajdywać kolejne dobrutki odkryte uprzednio przez organizatora. Na przykład tę:
Oczywiście nie mogło obejść się bez fakapów. Tym razem o 6 rano w dniu rajdu usunięty został z trasy jeden bardzo istotny dla jej przebiegu znak. Komendant Z. Łomnik umieścił w jego miejscu kartkę, jednak nie wszyscy dojrzeli jej zawartość, co poskutkowało masowym pobłądzeniem partycypantów.
Na szczęście większość w końcu połapała się w czym rzecz, dzięki czemu mogła dotrzeć w to miejsce, gdzie kilka godzin wcześniej spotkałem się z Pawłem celem zalogowania się w jego Baleronie. A w tymże właśnie miejcu stał sobie
Skanssen, czekając na nadciągające załogi.
Czemu, być może spytacie, został pozostawiony sam na nieprzyjaznym parkingu w obcym mu Mysiadle? Dlaczego był zmuszony do samotnego oczekiwania na swego pana, który w tym czasie woził się Mercedesem i wprowadzał zament w głowach nieszczęsnych uczestników rajdu?
Otóż temu:
Numer telefonu umieszczony pod celowo kalekim komunikatem zawartym na celowo parszywej kartce aktywowany został na potrzeby rajdu. Dzwoniący, którzy wedle karty zadań mieli dowiedzieć się o cenę pojazdu, mieli możliwość usłyszenia głosu małżonki Z. Łomnika, która z irytacją w głosie oznajmiała "MILION!!!" po czym rozłączała się.
Dalsza trasa, już bliżej mety, nie była wcale gorsza. Zawierała choćby pytanie "komu wedle kodeksu wzbroniony jest wstęp". Odpowiedź znajdowała się na zrujnowanym, opuszczonym budynku, który poza nią zawierał również sporo innych komunikatów.
|
Z początku pytanie miało brzmieć "pod jaki numer masz dzwonić jeśli jesteś fajny" |
Zdarzały się również pytania dotyczące historii polskiej muzyki rozrywkowej.
|
KIEDY JA DOTYKAM CIEEEEBIE |
Tymczasem przyszedł czas by zebrać się w kierunku mety celem zdania kart z odpowiedziami z innego punktu (Skarb Narodu był na niedoczasie i musiał opuścić posterunek).
Na mecie było już kilka pierwszysch załóg. Tak - dosłownie kilka. Zamieszanie ze znakiem spowodowało dość znaczne opóźnienia. Na szczęście kolejni uczestnicy systematycznie docierali.
|
Tomek od Kozmo pełnił funkcję "zbieracza kart" |
|
Zgodnie z obietnicą podkreślam niniejszym: przejechała całą trasę na kołach, laweta nie była potrzebna! |
|
Poproszę kartę drogową i butelkę po oranżadzie |
|
Sieknęła Złombol, cóż to dla niej zatem lokalny rajdzik |
|
Organizatorzy podliczali wyniki |
|
Załogi zjeżdżały się jedna po drugiej |
...i wtedy zaczęło padać.
Deszcz nie trwał zbyt długo, ale był wystarczająco intensywny, by wielu spośród uczestników zrezygnowało z czekania na wyniki. Na szczęście nie zniechęciło to tych, którzy jeszcze nie pokonali całej trasy, do ukończenia całego rajdu.
Deszcz, choć - rzec można - zbawienny, biorąc pod uwagę panującą temperaturę, w końcu raczył zaprzestać moczenia ludziom odziezy i koafiur. Mimo poprawiającej się aury przyszła pora i na nas.
|
Bliskie rodzeństwo |
A Skanssen stał gdzie stał. Czekał wiernie na to, bym zdjął zeń mylącą karteczkę i odjechał w dowolnym kierunku.
Co też zresztą uczyniłem.
Czy będę pomagał w ogarnianiu złomniczego rajdu również w przyszłym roku? Nie wiem. Niewykluczone. Acz niewykluczone również, że tym razem pojadę sobie jako szeregowy uczestnik, tak jak
dwa i
trzy lata temu.
Obaczym.
A czy z tytułu Balerona w Kombiaczu będzie kolejne "śmignąwszy"? Zegarek ten kosmos, jak to mawia Z. Łomnik.