wtorek, 28 czerwca 2016

Eventualnie: jeszcze jeden praski rajd

No i nie pojechałem na tegoroczny Graj(mi)dół. Co smutniejsze, był to prawdopodobnie najciekawszy Graj(mi)dół jak do tej pory. Pociesza mnie to, że ominęło mnie znoszenie pijackich wyczynów dokładnie tych ludzi, po których tychże wyczynów się spodziewałem, a to, co zatrzymało mnie w stolicy było samo w sobie bardzo sympatyczne. W sobotę był to Rajd Złomnika, w niedzielę zaś - obowiązki ojcowskie oraz I Zlot i Rajd Turystyczny po Warszawskiej Pradze.

Tak, to jest cała nazwa tego eventu.

Przyznaję - w rajdzie po Pradze wziąłem udział trochę na zasadzie "skoro już zostałem w Warszawie i coś się akurat kręci to się wybiorę". Zgłoszenie wysłałem dopiero wtedy, gdy wiedziałem już, że obowiązki nie pozwolą mi wybrać się do Zgierza. I, jak się okazało, była to dobra decyzja - a przynajmniej dużo lepsza niż zostanie w domu.

Na miejscu pojawiłem się w przedostatniej chwili - zapisy trwały do 14 a ja dotarłem około 13:45. Powodem był zalogowany w foteliku na tylnym siedzeniu Młodzież, który zresztą wykazał się niezłym timingiem i zaraz po dojechaniu na start zaczął sygnalizować chęć odpłynięcia. Na szczęście dał mi jeszcze chwilę na ustrzelenie całkiem sympatycznych dobrutek zaparkowanych na terenie Państwowych Zakładów Optycznych.

Przykłady odrestaurowania do stanu "lepiej niż z fabryki". Przynajmniej wizualnie.

Bahama yellow! Albo Giallo Tufo. Albo piasek Sahary. Albo nie wiem, pamiętam tylko, że był to bardzo popularny lakier

Parking, powiedzmy, na początku lat 90.

Bardzo na miejscu jest zorganizowanie Kącika Malucha

O, ten chyba brał udział w paru imprezach. Nie jestem pewien, czemu tak mi się zdaje.

Wyglądał niemal jak w dniu odbioru

Nie poradzę, uwielbiam. W ogóle Fiaty z tamtych lat były genialne.

L: "będę go robił". P: "zrobiłem, niech stoi".

Ona ma jeszcze blachę!

Najlepszy sposób na zrujnowanie dowolnej klasycznej sylwetki? 5 MPH bumpers.

Przefajne te kierunkowskazy

Z jednej strony - ideał na lato, cruising z wiatrem we włosach, przewiew, te rzeczy. Z drugiej - serdecznie zapraszamy udar.

Kącik licencyjny

Kącik Malucha raz jeszcze

Takie Auto Hce

Uwielbiam zapach świeżego mixolu wczesnym popołudniem

Niestety, tutaj aromat dwusuwowego wyziewu raczej nie jest dominujący

Widywałem go na parkingu podziemnym w budynku gdzie pracuję

O, dzień dobry!

Milleottocento, bella, amore, al dente

Idealny kolor

Z DROGI
W końcu rozpoczęła się odprawa.




Po zakończonej odprawie uczestnicy jęli karnie ustawiać swe rydwany w równy ogonek (wyjątkiem był rzecz jasna Gargamel, który podjął dwie próby wciśnięcia się przed kogoś na chama - druga niestety okazała się udana). Jerzozwierz tymczasem już definitywnie grawitował w objęcia Morfeusza. Odwróciłem się do niego na chwilkę - zmrużył i tak już zamykające się oczka i wyszczerzył się do mnie w jednym ze swych rozbrajających uśmiechów, a kilkanaście sekund później już spał nie zważając na temperaturę bliższą piecowi hutniczemu niż prawobrzeżnej Warszawie.

AJ WAJ

Kolejka do startu

Szkoda, że to nie Śledź, bo mógłbym napisać, że mnie śledzi #przprszm #musiałem

Ciekawe, czy seryjnie wychodził w takim ślicznym kolorze

Trasa była łatwa. Nawet bardzo łatwa, biorąc pod uwagę, że... nie było itinereru, tylko mapka z dokładnie zaznaczoną marszrutą, zaś jechać należało zgodnie z kolejnością pytań. Co ciekawe, niektóre z nich już występowały na innych rajdach po prawobrzeżnej Warszawie. Na przykład to:


Do pewnego momentu rajd można było określić jako lekki, łatwy i przyjemny.

I wtedy LUNĘŁO.

To nie był deszcz. To były hektolitry wody lane prosto z umieszczonych kilka kilometrów nad Ziemią wanien. Szyby Skanssena niemal natychmiast zaparowały a przecieranie ich szmatką pomagało mniej więcej na tyle czasu, ile zajmowało odłożenie tejże szmatki. Co ciekawe, Młodzież, który obudził się chwilę wcześniej, nie sprawiał wrażenia zaniepokojonego. Raczej był zaciekawiony tym, co się dzieje dookoła a jedynym powodem do chwilowego marudzenia był fakt bycia przypiętym do fotelika.

Choć najgorsza ulewa, przeczekana w okolicach Ząbkowskiej i Brzeskiej, nie trwała zbyt długo, deszcz utrzymał się już do końca rajdu - i to on, w połączeniu z moją niechęcią do łażenia w tenisówkach po wodzie (Jesus jokes in 3...2...1...) spowodował, że spieprzyłem sporą część z pozostałych zadań. Np. na pytanie o to, jak sprawić, by praska kapela z rogu Floriańskiej i Kłopotowskiego zaczęła grać, odpowiedziałem z pamięci, która podpowiedziała mi, że kiedyś wrzucało się monetę. Niestety, jak się poniewczasie dowiedziałem, aktualnie wysyła się sms-a. Jest to tym bardziej zawstydzające, biorąc pod uwagę to, że mieszkałem niegdyś w tej okolicy, a obecnie bywam tam regularnie.

Pozostało jedynie udać się na znajdującą się na terenie FSO metę.






Deszcz cały czas padał, co nie przeszkodziło Jerzowi domagać się wyswobodzenia z fotelika i zezwolenia na podreptanie. Zezwoliłem zatem i - pilnując, by młody człowiek, z entuzjazmem krzyczący "KÓŁKAAAAA!", nie dostał się niechcący pod któreś z tychże kółek - podreptałem wraz z nim wokół placu.

Oczywiście najciekawsze, poza samym faktem, że kółka, okazały się kałuże. Deszcz nie przeszkadzał mu zupełnie, jednak nie mogłem pozwolić mu zbyt długo moknąć, dlatego udaliśmy się pod dach, gdzie też było się czym zachwycać.


Niestety, nie mogliśmy czekać na ogłoszenie wyników - Młodzieża trzeba było mimo wszystko wytrzeć i przebrać w suchy przyodziewek. Dlatego z niecierpliwością (choć bez większych złudzeń) czekam na ogłoszenie wyników w internetach. A czy czekam na koleją edycję Zlotu i Rajdu Turystycznego? W sumie - czemu nie. Co prawda na Pradze odbywa się naprawdę sporo imprez, przez co niektóre z pytań zaczynają się powtarzać, ale zawsze jest szansa odkryć coś nowego. Poza tym to po prostu frajda - jak się okazuje, również dla Jerzozwierza.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Eventualnie: Złomnik na Jeziorkach, czyli Sztajerka, Daimlerka i Puszka

Ledwie co rozpoczęło się kalendarzowe lato, już rozpędziło się do pierwszej kosmicznej, produkując w wyniku tego rozpędu temperatury przybliżające doświadczającej ich ludności ZGRUPSZA warunki panujące w okolicach jądra Słońca. I właśnie w takich temperaturach przyszło uczestniczyć stołecznym (i nie tylko) miłośnikom gubienia się w dziwnych miejscach w kojejnym, piątym już rajdzie Złomnika. Tym razem trasa wiodła po mało znanych rejonach zwanych Jeziorkami i prowadziła aż do Piaseczna. I tak samo, jak w zeszłym roku, nie wziąłem w tym rajdzie udziału - a to z prostej przyczyny, że znów pomagałem przy organizacji obstawiając jeden z punktów kontrolnych. W przeciwieństwie do poprzedniej edycji udało mi się jednak zorganizować sobie pomoc w osobie niezawodnego jak zawsze Pawła W. (dzięki przeogromne!). W dzień rajdu spotkaliśmy się w umówionym miejscu by załadować się w jego Balerona W Kąbiaczu i udać się na miejsce startu.

Czemu nie w Skanssena? O tem potem. Bo nie, nie zniknął jak sen jaki złoty.

Dojechaliśmy na miejsce odrobinę przed wyznaczonym terminem, lecz na miejscu było już sporo ludu - w tym, oczywiście, organizatorzy i pomocnicy.

Wozy techniczne obsługi checkpointów "Polonez na Poloneza" i "Basista chwilowo w Mercedesie"

Uiścić opłatę, pobrać napój i materiały

Na widok tego zdjęcia Młodzież orzekł: "GABAAA!". Czyli, w jego narzeczu, żaba. W sumie, zasadniczo, nawet owszem.

Kolejne załogi nadciągały

Piękne felgi. Nie, wróć. Piękne wszystko.

Demoludy w natarciu...

...tudzież w podtarciu

Mój też

Ależ on jest piękny 
Sławomir Mrożek żyje i przyjechał W124

Coś być musi do cholery za zakręęęętem

Gdyby połączyć cechy obu, powstałby Wartburg niemalże idealny

Kolejka była niczym po pralki Frania - i wciąż rosła

Cudo! I sprzęt załadujesz, i wjedziesz z nim wszędzie

Reprezentacja maleńtasów

Ponoć jest odpowiedzią na każde pytanie. Dlatego pytam: po ile pomidory w Tesco i czym się różni wróbelek?

Idealna wersja. Idealna.

Business Process Offshoring

Bezproblemowy przejazd dowolnej trasy w zasadzie zapewniony

Dubstepowa Skoda: WUB WUB WUB WUB WUB

Jednak sentyment

Gratów po horyzont
 Wkrótce zarządzona została odprawa po której załogi zalogowały się w swoich rydwanach i udały się w drogę.

Trybun Ludowy przemawia do ludu pracującego
Zanim jednak pierwsza ekipa przekroczyła linię startu, Paweł i ja pocisnęliśmy (choć raczej lepsze byłoby tu określenie "pobujaliśmy się dostojnie") na punkt, gdzie mieliśmy za zadanie skołować uczestników dość okrutnym zadaniem. Wkrótce po naszym ulokowaniu się w wyznaczonym miejscu, Kierownik Zamieszania (vel Komendant Melanżu) zwizytował lokalizację celem sprawdzenia, czy wszystko odbywa się zgodnie z planem i wydania ostatnich instrukcji.


Samo zaś zadanie wyglądało tak:

Prawidłowe odpowiedzi: d, a, c, a

Zanim nadjechali pierwsi uczestnicy teren został spatrolowany przez miłośników skakania na dwóch kółkach
Wkrótce jęły nadciągać załogi.




Opis na blogu Cold War Motors brzmi: "The Cold War Motor Company: Bringing Bad Ideas to Life."

"Co za posrany mózg to wymyślił"


Jedni odjeżdżali z fałszywym poczuciem zaliczonego punktu, drudzy nadjeżdżali by takie poczucie zdobyć

Inni strzelali kompromitujące fotki organizatorom checkpointu

Załogi przybywały po dwie, czasem gęściej

W pewnym momencie ruch na zazwyczaj pustym styku Zatorza z Karnawałem zaczął przypominać Al. Jerozolimskie

NIEMCE IDO

Wymiana pokoleń, tyle, że w drugą stronę


"Nie wiem, jeden z nich jest bardziej obły, może to o to chodzi?"
Nad wszystkim unosiły się radośnie samoloty korzystające z kończącego się nieopodal pasa startowego.


Po odbębnieniu naszego punktu uczestnicy udawali się w dalszą drogę, by odnajdywać kolejne dobrutki odkryte uprzednio przez organizatora. Na przykład tę:


Oczywiście nie mogło obejść się bez fakapów. Tym razem o 6 rano w dniu rajdu usunięty został z trasy jeden bardzo istotny dla jej przebiegu znak. Komendant Z. Łomnik umieścił w jego miejscu kartkę, jednak nie wszyscy dojrzeli jej zawartość, co poskutkowało masowym pobłądzeniem partycypantów.


Na szczęście większość w końcu połapała się w czym rzecz, dzięki czemu mogła dotrzeć w to miejsce, gdzie kilka godzin wcześniej spotkałem się z Pawłem celem zalogowania się w jego Baleronie. A w tymże właśnie miejcu stał sobie Skanssen, czekając na nadciągające załogi.


Czemu, być może spytacie, został pozostawiony sam na nieprzyjaznym parkingu w obcym mu Mysiadle? Dlaczego był zmuszony do samotnego oczekiwania na swego pana, który w tym czasie woził się Mercedesem i wprowadzał zament w głowach nieszczęsnych uczestników rajdu?

Otóż temu:


Numer telefonu umieszczony pod celowo kalekim komunikatem zawartym na celowo parszywej kartce aktywowany został na potrzeby rajdu. Dzwoniący, którzy wedle karty zadań mieli dowiedzieć się o cenę pojazdu, mieli możliwość usłyszenia głosu małżonki Z. Łomnika, która z irytacją w głosie oznajmiała "MILION!!!" po czym rozłączała się.

Dalsza trasa, już bliżej mety, nie była wcale gorsza. Zawierała choćby pytanie "komu wedle kodeksu wzbroniony jest wstęp". Odpowiedź znajdowała się na zrujnowanym, opuszczonym budynku, który poza nią zawierał również sporo innych komunikatów.


Z początku pytanie miało brzmieć "pod jaki numer masz dzwonić jeśli jesteś fajny"
 Zdarzały się również pytania dotyczące historii polskiej muzyki rozrywkowej.

KIEDY JA DOTYKAM CIEEEEBIE
Tymczasem przyszedł czas by zebrać się w kierunku mety celem zdania kart z odpowiedziami z innego punktu (Skarb Narodu był na niedoczasie i musiał opuścić posterunek).


Na mecie było już kilka pierwszysch załóg. Tak - dosłownie kilka. Zamieszanie ze znakiem spowodowało dość znaczne opóźnienia. Na szczęście kolejni uczestnicy systematycznie docierali.

Tomek od Kozmo pełnił funkcję "zbieracza kart"

Zgodnie z obietnicą podkreślam niniejszym: przejechała całą trasę na kołach, laweta nie była potrzebna!

Poproszę kartę drogową i butelkę po oranżadzie

Sieknęła Złombol, cóż to dla niej zatem lokalny rajdzik

Organizatorzy podliczali wyniki

Załogi zjeżdżały się jedna po drugiej
 ...i wtedy zaczęło padać.

Deszcz nie trwał zbyt długo, ale był wystarczająco intensywny, by wielu spośród uczestników zrezygnowało z czekania na wyniki. Na szczęście nie zniechęciło to tych, którzy jeszcze nie pokonali całej trasy, do ukończenia całego rajdu.




Deszcz, choć - rzec można - zbawienny, biorąc pod uwagę panującą temperaturę, w końcu raczył zaprzestać moczenia ludziom odziezy i koafiur. Mimo poprawiającej się aury przyszła pora i na nas.

Bliskie rodzeństwo

A Skanssen stał gdzie stał. Czekał wiernie na to, bym zdjął zeń mylącą karteczkę i odjechał w dowolnym kierunku.


Co też zresztą uczyniłem.

Czy będę pomagał w ogarnianiu złomniczego rajdu również w przyszłym roku? Nie wiem. Niewykluczone. Acz niewykluczone również, że tym razem pojadę sobie jako szeregowy uczestnik, tak jak dwa i trzy lata temu.

Obaczym.

A czy z tytułu Balerona w Kombiaczu będzie kolejne "śmignąwszy"? Zegarek ten kosmos, jak to mawia Z. Łomnik.