Rok i dwa miesiące po setnym wpisie uprzejma była strzelić druga setka. Dwieście wpisów nie jest może jakąś szczególną cezurą, nie jest to też zatrważająca liczba (szczególnie jak na 2 i pół roku pisaniny), ale przynajmniej oznacza to jedno: blog żyje, ma się w miarę nieźle, a ja wciąż znajduję wystarczające powody (lub usprawiedliwienia) by dalej pisać.
Dwusetny wpis może też być okazją dla podsumowań, dlatego proszsz, oto kącik nudziarza, czyli Statystyki, Które Nikogo Nie Interesują.
Wśród 200 wpisów znalazło się m.in.:
- 36 testów aut (nie licząc Madzi), w tym 24 z cyklu "śmignąwszy" (krótkie przejażdżki), 8 z cyklu "pojeździwszy" (kilkudniowe testy lub dłuższe trasy) i 4 z cyklu "wspominatoza" (wspomnienia o moich poprzednich jeździdłach lub samochodach, które niegdyś jeździły w rodzinie; uten tag otrzymało też kilka innych wspomnieniowych wpisów, więc ten, no);
- 8 sprawozdań z kolejnych etapów zajeżdżania mego wehikułu powszedniego, czyli Mazdy 323P zwanej Madzią tudzież Madzisławą;
- 32 wpisy z cyklu "basowisko", czyli poświęcone gitarze basowej, w tym 24 testy basów (również moich, obecnych i dawnych);
- 24 wpisy z cyklu "eventualnie", czyli sprawozdania z wszelakich eventów, czy to o tematyce basowej, czy motoryzacyjnej;
- 32 mixy pod wspólnym tytułem "Spacerkiem i rowerkiem" (i okazjonalnie "Spacerkiem bez rowerka");
- 7 tzw. topsrylionów, w tym 4 topteny, 2 topfajwy i 1 topfiftin;
- 13 coverów basowych z cyklu "gęba i paluchy",
- 6 wpisów z cyklu "basista się bawi", czyli dowodów na to, że dzieci robi się po to, by usprawiedliwić kupowanie sobie zabawek
- 2 recenzje z cyklu "basista kontra qltura".
Poza tym - były wpisy okolicznościowe, rozważania wszelakie oraz kilka nudnych i nikogo normalnego nie interesujących podsumowań. Takich, jak to.
Były też plany. Zazwyczaj optymistyczne, momentami w swym mijaniu się z jakimkolwiek realizmem zahaczające wręcz o buńczuczność. Niestety, dwa z nich trzeba będzie zrewidować.
1. Zmiana auta.
W ostatnim wpisie z cyklu "pojeździwszy" wystrzeliłem strumieniem gorącej, lepkiej miłości w kierunku Mercedesa 190D, którego miałem ogromną przyjemność upalać przez kilka sympatycznych dni. Nieśmiało wspomniałem, że istnieje szansa, iż jeździdło będzie na sprzedaż. Za rozsądny pieniądz. Oczywiście tłumnie rzuciliście się aby ośmielać mnie, zachęcać, dodawać otuchy i namawiać na zakup świnki skarbonki. I, mówiąc prawdę, byłem bardzo bliski rozpoczęcia urabiania obecnej właścicielki, by być szybszym niż Mirek z komisu PRESTIŻEX SP. ZOO lub szemrany typ, który zostawia za wycieraczkami co starszych samochodów karteczki KUPIĘ KAŻDE AUTO ROZBITE USZKODZONE ZARDZEWIAŁE. Jednak rzeczywistość - jak to rzeczywistość - lubi czasem stanąć w poprzek. Tym razem poprzez planowane zmiany legislacyjne, ograniczające kwiatowi motoryzacji (czyli - wedle wszelkich redaktorów Kublików i inszych indywiduów, które sprzedały swe nędzne mózgowia koncernom motoryzacyjnym - starym złomom) możliwości poruszania się po centrach miast. I o ile zapewne pierwszy plan, wycinający wszystko, co może jeździć na czarnych, na szczęście raczej nie przejdzie, to plakietki określające spełnianą normę są już całkiem realne. A to z kolei w pierwszej kolejności wytnie stare, dobre, niezniszczalne diesle - taki zaś siedzi pod maską testowanej przeze mnie "stodziewięćdziesiątki". I to czyni sensowność zakupu dość dyskusyjną - wszak poruszam się głównie po mieście. Ze sprzętem, aby zarobić pieniążek siekając wykon. A tej możliwości po prostu nie mogę się pozbawić.
Jak bardzo idiotyczny to pomysł, możecie przeczytać na Złomniku i Automobilowni, swoje trzy grosze wtrącił też Cubino - moi znakomici koledzy ujęli temat tak, że nie mam nic więcej do dodania
2. Kolejne odcinki gęby i paluchów.
Tak, wiem, nie jest to najpopularniejszy z mych cyklów. Jednak... lubię go. Lubię nagrywać koślawe, niedorozwinięte wersje linii basu mniej lub bardziej znanych numerów. Miałem sporo ciekawych planów w tym względzie - wszak paru spośród mych ulubionych basistów w ogóle nie doczekało się jeszcze hołdu z mojej strony. Niestety - nasze kochane państwo i w tym względzie ma swoje zdanie. Ostatnia interpretacja przepisów o ochronie praw autorskich wskazuje na to, że wrzucając taki filmik na YouTube popełniam przestępstwo, za które należy zabrać mi mieszkanie, samochód i basy a następnie wyciąć moje narządy i oddać pokrzywdzonym wytwórniom (no bo przecież nie artystom) aby te sprzedały je Chińczykom. Dlatego jeśli jeszcze kiedykolwiek pojawi się kolejny odcinek gęby i paluchów, będzie to coś własnego. Albo oznaczać to będzie, że ustawodawca poszedł jednak po rozum do głowy.
Choć w to ostatnie nie wierzę.
Tymczasem zapraszam na kolejne setki, jakkolwiek by to nie brzmiało (sam wódy nie tykam, nie znoszę świństwa). Do najbliższego.
Dwusetny wpis może też być okazją dla podsumowań, dlatego proszsz, oto kącik nudziarza, czyli Statystyki, Które Nikogo Nie Interesują.
Wśród 200 wpisów znalazło się m.in.:
- 36 testów aut (nie licząc Madzi), w tym 24 z cyklu "śmignąwszy" (krótkie przejażdżki), 8 z cyklu "pojeździwszy" (kilkudniowe testy lub dłuższe trasy) i 4 z cyklu "wspominatoza" (wspomnienia o moich poprzednich jeździdłach lub samochodach, które niegdyś jeździły w rodzinie; uten tag otrzymało też kilka innych wspomnieniowych wpisów, więc ten, no);
- 8 sprawozdań z kolejnych etapów zajeżdżania mego wehikułu powszedniego, czyli Mazdy 323P zwanej Madzią tudzież Madzisławą;
- 32 wpisy z cyklu "basowisko", czyli poświęcone gitarze basowej, w tym 24 testy basów (również moich, obecnych i dawnych);
- 24 wpisy z cyklu "eventualnie", czyli sprawozdania z wszelakich eventów, czy to o tematyce basowej, czy motoryzacyjnej;
- 32 mixy pod wspólnym tytułem "Spacerkiem i rowerkiem" (i okazjonalnie "Spacerkiem bez rowerka");
- 7 tzw. topsrylionów, w tym 4 topteny, 2 topfajwy i 1 topfiftin;
- 13 coverów basowych z cyklu "gęba i paluchy",
- 6 wpisów z cyklu "basista się bawi", czyli dowodów na to, że dzieci robi się po to, by usprawiedliwić kupowanie sobie zabawek
- 2 recenzje z cyklu "basista kontra qltura".
Poza tym - były wpisy okolicznościowe, rozważania wszelakie oraz kilka nudnych i nikogo normalnego nie interesujących podsumowań. Takich, jak to.
Były też plany. Zazwyczaj optymistyczne, momentami w swym mijaniu się z jakimkolwiek realizmem zahaczające wręcz o buńczuczność. Niestety, dwa z nich trzeba będzie zrewidować.
1. Zmiana auta.
W ostatnim wpisie z cyklu "pojeździwszy" wystrzeliłem strumieniem gorącej, lepkiej miłości w kierunku Mercedesa 190D, którego miałem ogromną przyjemność upalać przez kilka sympatycznych dni. Nieśmiało wspomniałem, że istnieje szansa, iż jeździdło będzie na sprzedaż. Za rozsądny pieniądz. Oczywiście tłumnie rzuciliście się aby ośmielać mnie, zachęcać, dodawać otuchy i namawiać na zakup świnki skarbonki. I, mówiąc prawdę, byłem bardzo bliski rozpoczęcia urabiania obecnej właścicielki, by być szybszym niż Mirek z komisu PRESTIŻEX SP. ZOO lub szemrany typ, który zostawia za wycieraczkami co starszych samochodów karteczki KUPIĘ KAŻDE AUTO ROZBITE USZKODZONE ZARDZEWIAŁE. Jednak rzeczywistość - jak to rzeczywistość - lubi czasem stanąć w poprzek. Tym razem poprzez planowane zmiany legislacyjne, ograniczające kwiatowi motoryzacji (czyli - wedle wszelkich redaktorów Kublików i inszych indywiduów, które sprzedały swe nędzne mózgowia koncernom motoryzacyjnym - starym złomom) możliwości poruszania się po centrach miast. I o ile zapewne pierwszy plan, wycinający wszystko, co może jeździć na czarnych, na szczęście raczej nie przejdzie, to plakietki określające spełnianą normę są już całkiem realne. A to z kolei w pierwszej kolejności wytnie stare, dobre, niezniszczalne diesle - taki zaś siedzi pod maską testowanej przeze mnie "stodziewięćdziesiątki". I to czyni sensowność zakupu dość dyskusyjną - wszak poruszam się głównie po mieście. Ze sprzętem, aby zarobić pieniążek siekając wykon. A tej możliwości po prostu nie mogę się pozbawić.
Jak bardzo idiotyczny to pomysł, możecie przeczytać na Złomniku i Automobilowni, swoje trzy grosze wtrącił też Cubino - moi znakomici koledzy ujęli temat tak, że nie mam nic więcej do dodania
2. Kolejne odcinki gęby i paluchów.
Tak, wiem, nie jest to najpopularniejszy z mych cyklów. Jednak... lubię go. Lubię nagrywać koślawe, niedorozwinięte wersje linii basu mniej lub bardziej znanych numerów. Miałem sporo ciekawych planów w tym względzie - wszak paru spośród mych ulubionych basistów w ogóle nie doczekało się jeszcze hołdu z mojej strony. Niestety - nasze kochane państwo i w tym względzie ma swoje zdanie. Ostatnia interpretacja przepisów o ochronie praw autorskich wskazuje na to, że wrzucając taki filmik na YouTube popełniam przestępstwo, za które należy zabrać mi mieszkanie, samochód i basy a następnie wyciąć moje narządy i oddać pokrzywdzonym wytwórniom (no bo przecież nie artystom) aby te sprzedały je Chińczykom. Dlatego jeśli jeszcze kiedykolwiek pojawi się kolejny odcinek gęby i paluchów, będzie to coś własnego. Albo oznaczać to będzie, że ustawodawca poszedł jednak po rozum do głowy.
Choć w to ostatnie nie wierzę.
Tymczasem zapraszam na kolejne setki, jakkolwiek by to nie brzmiało (sam wódy nie tykam, nie znoszę świństwa). Do najbliższego.