środa, 21 sierpnia 2019

Koniec łowów, czyli Nowy Długodystans

Niektórzy się domyślili. Byli nawet tacy, którzy odgadli konkretny egzemplarz. Inni strzelali całkiem blisko. Tak czy inaczej - pora zakończyć ten festiwal domysłów i podzielić się wiadomościami. Tradycyjnie - jest dobra i zła.

Zła wiadomość - nie udało się upolować Cegły. Naprawdę dobre egzemplarze znalazły się już poza moim zasięgiem a te, które w nim pozostają, okazują się niestety mniej warte, niż chcieliby uzyskać za nie ich właściciele.

Dobra - udało mi się pozostać wiernym marce.

Ale po kolei.

Po żmudnych, przeciągających się poszukiwaniach stanąłem przed alternatywą: brać cokolwiek na szybko lub postarać się pożyczyć coś na wyjazd i szukać na spokojnie dalej. Skłaniałem się już ku tej drugiej opcji, dogadawszy się wstępnie z bratem w kwestii jego Cariny. Oczywiście pozostawał jeszcze Skanssen, ale z Obywatelką Pilotką zgodnie uznaliśmy, że po pierwsze będziemy w tej podróży potrzebować klimy, po drugie zaś warto by było ograniczyć wydatki na paliwo, by pozostało choć trochę finansów na jakieś atrakcje na miejscu. Pozostało jednak jeszcze jedno ogłoszenie, na które odpowiedziałem kilka dni wcześniej. Sprzedający był akurat wyjechany i wstępnie umówiłem się z nim, że jeśli nie kupię nic innego, obejrzę wóz po jego powrocie. A muszę przyznać, że nie byłem do końca przekonany - trochę bałem się kosztów eksploatacji modelu, a poza tym... zwyczajnie nie byłem zachwycony jego estetyką. Czerwony, niemetalizowany lakier w połączeniu z dość smutnym, niemal jednolicie czarnym wnętrzem wyglądał według mnie niezbyt pociągająco - szczególnie w porównaniu z egzemplarzami w ciemniejszych metalikach i z jasną tapicerką. Przynajmniej jednak nie był srebrny. Zadzwoniłem zatem do sprzedającego i umówiłem się na poniedziałkowe popołudnie.

Gdy dotarłem na miejsce, pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był... Citroen CX wrastający dostojnie w jedno z miejsc parkingowych. W tym samym momencie zadzwonił właściciel auta, które miałem oglądać. Poinformowałem go, że jestem już na miejscu i znajdzie mnie śliniącego się do CX-a. Rozmówca zgodził się, że rzeczywiście, piękny sprzęt, co wpłynęło pozytywnie na moje nastawienie. Po kilku minutach oczekiwania wyszedł do mnie obywatel z krótką brodą, za to z długimi włosami spiętymi w kitę, co podbiło moje nastawienie jeszcze o jeden poziom w górę. Nie zmieniało to jednak faktu, że wóz trzeba obejrzeć dokładnie, do czego niezwłocznie przystąpiłem.

Samochód, poza dwiema wgniotkami i fantazyjnie porysowanym lewym tylnym błotnikiem (dzieło jednego z synów, jak wyjaśnił sprzedający), prezentował się nieźle. Z silnika nie ciekło, test odmy zdany śpiewająco, do tego - poza przednią szybą wymienioną po radosnym działaniu bemowskich wandali (na co była zresztą dokumentacja zdjęciowa) - nie znalazłem śladów napraw powypadkowych. Oczywiście jednym z miejsc, gdzie takowych należy szukać, jest podłoga bagażnika, którą - po wyciągnięciu spoczywających tam alusów z bardzo zużytymi letnimi oponami -obadałem dość dokładnie, rzucając przy tym pół żartem, że widać, iż bas wejdzie. "Bas?" - spytał nader sympatyczny sprzedawca - "TEŻ???".

W tym momencie zacząłem mieć szczerą nadzieję, że z autem okaże się wszystko w porządku, gdyż transakcja "od basisty do basisty" byłaby naprawdę satysfakcjonująca.

Udaliśmy się na przejażdżkę. Wnętrze wozu, choć depresyjnie czarne, spodobało mi się od razu pod względem wygody i ergonomii. Zawieszenie pracowało dobrze, bez zbędnych hałasów, amortyzując przy tym tak, jak lubię - miękko i relaksująco. Silnik chodził dobrze zarówno na gazie jak i benzynie, do tego brzmiał bardzo przyjemnie, nie wydając przy tym niepokojących odgłosów. Klima chłodziła jak trzeba. Pozostało dokładnie obejrzeć sprzęt od dołu, co udało się zrobić dzięki znajdującemu się nieopodal czynnemu do wieczora warsztatowi. Podwozie okazało się może nie fabryczne, ile naprawdę solidnie utrzymane.

Wiedziałem już, jaka będzie decyzja: kupuję kolejnego Volviacza. Tym razem drugą generację V70.


Volviaczowi akurat wyszedł przegląd, więc umówiłem się z właścicielem, że następnego dnia zrobi go i wtedy przyjadę z kasą i umową. Jak umyśliliśmy, tak też zrobiliśmy - sprzęt bez problemu zasłużył na pieczątkę, ja zaś po pracy stawiłem się wraz z Lubą (vel Obywatelką Pilotką) na Bemowie, celem wyskoczenia z finansu, podpisania umowy i pobrania naszego nowego jeździdła - rzecz jasna, o ile nowym można nazwać 18-letni samochód.

W ten oto sposób stałem się właścicielem czerwonego Volvo V70, rocznik 2001. 



Oczywiście, nowy nabytek należało sprawdzić w najróżniejszych warunkach drogowych - w tym na leśnych dróżkach prowadzących na działkę. Mimo zawieszenia niższego niż w Skanssenie, Fałsiedemdziesiątka bardzo ładnie dała sobie radę.

Komfortowe okazało się nie tylko zawieszenie. Również wnętrze zasługuje na wysokie noty pod względem wygody. Szczególnie dobre wrażenie robią fotele - obszerne, dobrze wyprofilowane, z twardością dobraną tak, że mój spasły zad i geriatryczny kręgosłup nie odczuwają cierpień nawet po dłuższym czasie za kółkiem. Do tego zarówno z przodu jak i z tyłu trudno narzekać na ilość przestrzeni - nawet wysoki osobnik znajdzie tu wystarczająco dużo miejsca dla siebie.

Wykończenie wnętrza można określić jako przyzwoite - dominują przyjemne, dobrej jakości tworzywa, ale jakość wykonania tunelu między fotelami nieco rozczarowuje. Na szczęście nawet on nie sprawia wrażenia, jakby planował rozpaść się w najbliższej przyszłości, zaś deska rozdzielcza czy boczki drzwi wyglądają, jakby były przygotowane na kolejne dziesięciolecia eksploatacji.




Wyposażenie można uznać za więcej, niż satysfakcjonujące. Poza automatyczną, dwustrefową klimą mamy tu elektrykę wszystkich szyb, bardzo dobrze brzmiący zestaw audio a nawet elektrycznie regulowany fotel kierowcy oraz - uwaga - wbudowany telefon ze slotem na kartę SIM! Naprawdę tłusto.

Oczywiście Volvo kombi to przede wszystkim praktyczność i kawał solidnego bagażnika. I tu jest... dobrze. Nawet bardzo. Ale nie aż tak, jak w Skanssenie.



Kufer bez większych problemów łyknął cały sprzęt potrzebny mi na wykon nad Zalewem Sulejowskim, jednak była to już niemal granica jego możliwości. Niestety - bagażnik 940 jest zwyczajnie szerszy, choć i temu w V70 trudno cokolwiek zarzucić pod tym względem. Nie zapominajmy jednak, że były właściciel mojego egzemplarza jeździł tym sprzętem w trasy z kontrabasem. I wszystko mieściło się pięknie. I to mimo zajmującej nieco miejsca dojazdówki, w której zwyczajowym miejscu umieszczono 55-litrową butlę na pożywny gaziorek.

Właśnie. Gaziorek.

Podczas moich poszukiwań skupiałem się głównie na samochodach z instalacją LPG - Skanssen takowej nie posiadał, co skutkowało puszczaniem straszliwych kwot przez rurę wydechową. Tutaj zaś znalazła się dobrej jakości instalacja STAG, dzięki której koszt jazdy w porównaniu ze Skanssenem spadł o ponad połowę - i to mimo tego, że podtlenek biedy napędza stadko 170 koni, zapewniających Fałsiedemdziesiątce naprawdę przyjemne osiągi. A, co nader przyjemne, towarzyszy im nader soczysty dźwięk pięciu cylindrów.


Niestety, rzędowa piątka ma też swoje wady - szczególnie, gdy jest umieszczona w poprzek. W przeciwieństwie do 940, V70 ma przedni napęd, co nie dość, że mocno ogranicza potencjał frajdowy, to jeszcze, w połączeniu z długim, wepchniętym poprzecznie silnikiem, sprawia, że zwrotność staje się pojęciem czysto teoretycznym. Manewrowanie tym wozem w ciasnych miejscach to koszmar - i to mimo przyjemnie działającego układu kierowniczego. Tam, gdzie Skanssen zawracał na raz, Fałką trzeba łamać się na trzy. Albo piętnaście.

Nie zmienia to jednak faktu, że V70 to niesamowicie przyjemny sprzęt - ponadprzeciętnie wygodny, zaskakująco szybki i praktyczny. A po wjeździe alusów obutych w zamówione zaraz po zakupie świeżutkie Pirelki - całkiem ładny.



Jednak, mimo przewagi w zakresie komfortu i osiągów... to nie Skanssen. Wbrew temu, co mówią niektórzy, to wciąż pełnoprawne Volvo, jednak brakuje mu charakteru niestrudzonego perszerona, którym wręcz ocieka 940, i tej niepowtarzalnej, klasycznej stylówy. Brakuje też poczucia niemalże braterstwa z innymi volviarzami, które odczuwałem jeżdżąc Skanssenem i pozdrawiając się wzajemnie z kierownikiem każdej mijanej Cegły. Dlatego, mimo pewnego finansowego ścisku nabiału, podjąłem pewną decyzję.

Skanssen zostaje. Przynajmniej na jakiś czas - tak, bym choć trochę go połatał i mógł jeszcze troszkę pocieszyć się jego kanciastym, tylnonapędowym towarzystwem. Dziurawą podłużnicę się zaspawa, sypiące progi się wymieni - bez pośpiechu, krok po kroku. A może dzięki temu za dwa-trzy lata będę mógł nim - na zmianę z DAFuqiem - latać w rajdach MOWPZ.

A tymczasem, gdy Skanssen będzie powolutku, w miarę możliwości czasowych i finansowych doprowadzany do stanu umożliwiającego mu przetrwać kolejne dziesięciolecia, będziemy mogli z Obywatelką Pilotką cisnąć wygodnie innym, ale też świetnym, wygodnym i przyjaznym Volviaczem.

Trzeba tylko jeszcze znaleźć mu imię.


Podsumowanie, czyli zady i walety:


Volvo V70 praktycznie od razu ujęło mnie swoim przyjaznym charakterem wygodnego, solidnego kompana rozmaitych podróży. Zarówno komfort, praktyczność, jak i osiągi są na takim poziomie, jakiego oczekiwałem. Do tego jest pierwszym moim samochodem wyprodukowanym w XXI wieku. Owszem, jako niepoprawny graciarz czuję się z tym trochę dziwnie. Ale... nadal mam DAFuqa i, co najważniejsze, Skanssena. I takie trio doskonale się uzupełnia.

Plusy
  • przestronne wnętrze
  • świetne fotele
  • komfortowe zawieszenie
  • osiągi
  • brzmienie silnika
  • bagażnik
Minusy
  • beznadziejna zwrotność
  • napęd na niewłaściwą oś (przynajmniej w tej klasie samochodu)
  • droższy niż w starych Cegłach serwis
  • to nie 940

Co nim wozić

Póki co, przewiozłem nim bezgłowego Nexusa, bezprogowego Bąka i japońskiego Jazza oraz zestaw SWR-a (niestety, nie mój). Ale tak naprawdę odpowiedzią na pytanie są wszystkie moje basy. Oraz my sami - Obywatelka Pilotka i ja.

Tymczasem zapraszam na filmidło.


13 komentarzy:

  1. Już kongratulowałem osobiście, teraz robię to publicznie!!

    Pamiętasz takie określenie z czasów naszego pacholęctwa - SAMOCHÓD XXI WIEKU?? Właśnie stałeś się posiadaczem czegoś takiego ;-)

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda - to pierwszy mój samochód wyprodukowany w tym stuleciu ;-)

      Usuń
  2. Grat-ulacje! Nie dziwnie mieć plastik? :v Mam propo imienia: Czerwony Baron

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, szkoda, że nie wiedziałem o wykonie nad zalewem. Byłem wtedy w Piotrkowie...
    Co do kolorów, to o ile czerwień wygląda trochę dziwnie (a może "oryginalnie"-to faktycznie kolor jako-tako spotykany w V70 I, a V70 II rzadki jak cholera), o tyle sugeruję się cieszyć z czarnego wnętrza. W przedliftach na jasnym wnętrzu strasznie mocno widać zużycie, a do tego sam odcień (beżowo-sraczkowaty) nie jest przyjemny. I prestiż jasnej skóry i deski zamienia się w pytania o zderzenie z toitoiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czy inaczej, gratuluję.

      Uważaj na przednie kielichy - zużyte górne mocowania (albo założone później takie z niższej półki) łatwo doprowadzają do wytarcia wnętrza kielichów, które po jakimś czasie skutkuje pojawieniem się rudej, mocno kłopotliwym do usunięcia.

      Usuń
    2. Nic nie straciłeś - nędznie zagrana szantowa chałtura, a ja pod koniec miałem bąble na palcach i ledwie byłem w stanie wydać dźwięk z basu.

      Oraz dzięki za ostrzeżenie! Będę miał na uwadze.

      Usuń
  4. Tak szczerze to na kołpaku wygląda lepiej, te alusy są brzydkie. Co do pozdrawiania to w Saabie jest podobnie, właściciele starszych modeli podnoszą łapkę tych nowszych prawie wogóle. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję zakupu! Dobrze, że zostałeś przy Volvo. U mnie w Norwegii jeździ bardzo dużo V70. W końcu ta marka to król kombiaczy - najlepszej wersji nadwozia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeździło się takim. Bardzo szacowny pojazd. Zbiera się odpowiednio, komfortowy odpowiednio, pakowny odpowiednio. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham też długie tylne światła w każdej generacji Volvo V70. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bemowo fajna sprawa, tylko gdzie ci wandale? Pytam serio, może jestem z kompletnie innej części?
    A zakupu gratuluje, kawał fajnego "grata". :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czerwony jak cegła :P

    Polecam przyciemnienie szyb, przy dziecku dużo daje.

    OdpowiedzUsuń
  10. O kurczę omineło mnie to jakoś z racji, że ostatnio nie spędzam za dużo czasu w necie. Wygląda na sensowny egzemplarz, no i paliwo to już w ogóle najbardziej sensowne ze wszystkich :)

    OdpowiedzUsuń